„Ucieczka” przełamuje schematy romansu i czarnej komedii. To jedna z najciekawszych serialowych nowości
Phoebe Waller-Bridge to jedna z najbardziej popularnych brytyjskich aktorek i showrunnerek ostatnich lat. Pomysłodawczyni seriali „Fleabag” i „Killing Eve” powróciła właśnie z nową produkcją pt. „Ucieczka”. Produkcja HBO łączy w sobie cechy czarnej komedii, thrillera oraz romansu i zdecydowanie warto poświęcić jej uwagę.
OCENA
Od dnia premiery finałowego sezonu „Gry o tron” minął już rok i jeden dzień. Wielu ekspertów zastanawiało się w tamtym momencie, czy bez swojej flagowej produkcji HBO nadal będzie w stanie dominować na rynku telewizyjnej rozrywki. Ostatnie premiery stacji pokazują jednak wyraźnie, że tamte obawy były zdecydowanie nie na miejscu. HBO nadal tworzy doskonałe produkcje, choć przynajmniej na razie nie zdecydowało się na zrobienie nowego epickiego widowiska pokroju „Gry o tron”.
Mniej nie zawsze znaczy jednak gorzej. Udowadnia to nowy miniserial od Vicky Jones i Phoebe Waller-Bridge. „Ucieczka” to bowiem naprawdę intrygująca i nietypowa produkcja pokazująca, że oryginalny zmysł autorki „Fleabag” i „Killing Eve” zdecydowanie nie jest czymś przypadkowym. Dlatego przygotowaliśmy dla was recenzję pierwszych pięciu epizodów „Ucieczki”, które zostały udostępnione mediom (całość liczy sobie siedem odcinków).
Ucieczka HBO – recenzja:
Wiele osób czasem ma wrażenie, że ich życie do niczego nie prowadzi. Budzą się pewnego dnia i stwierdzają, że wcale tego nie pragnęli. Wymarzona praca wymknęła im się z rąk, rodzinne życie nie przynosi satysfakcji, a dawne szaleństwa zostały zastąpione przez nudną codzienność. W takich chwilach ludzie zwykle wyobrażają sobie, co byłoby gdyby. Co zmieniłoby się w moim życiu, gdybym teraz wstał/a i wyszła, zostawiając za sobą wszystkie dotychczasowe obowiązki i relacje.
Punktem wyjścia „Ucieczki” jest właśnie taki moment. Ruby Richardson to stosunkowo zwyczajna kobieta w średnim wieku, mająca męża, dwóch synów i stabilną pracę. Żadna z tych rzeczy nie budzi już w niej satysfakcji. Siedemnaście lat wcześniej Ruby zawarła jednak nietypowy fakt ze swoim ówczesnym chłopakiem, Billym Johnsonem. Jeżeli któreś z nich napisałoby SMS-a „Run” (tłum. „biegnij”/„uciekaj”), a drugie odpisałoby to samo, to bez względu na wszystko porzucą dotychczasowe zajęcie i spotkają się na Grand Central Station w Nowym Jorku i rozpoczną wspólną podróż przez Amerykę. Niespodziewanie bohaterka otrzymuje taką wiadomość od Billy'ego i postanawia się z nim spotkać.
W taki sposób zaczyna się wspólna podróż bohaterów. I mogę was zapewnić, że jest pełna zwrotów akcji, tajemnic i zabawnych momentów.
„Ucieczka” stanowi swego rodzaju gatunkowy misz-masz. Na najbardziej podstawowym poziomie to czarna komedia o ludziach próbujących odnaleźć między sobą dawną iskrę. Nie brak tu jednak też prawdziwie romantycznych momentów, choć zdecydowanie odżegnujących się od klasycznych brytyjskich komedii romantycznych. Nic w „Ucieczce” nie jest wzniosłe i patetyczne. Nikt nie zwala nikogo z nóg wielkimi gestami. To raczej miłość zanurzona w zwyczajności, gdzie ludzie się starzeją, plotą głupoty i często nie potrafią stanąć na wysokości zadania.
Myliłby się jednak ktoś, kto wziąłby nową produkcję HBO za statyczny serial o związku między dwójką ludzi. Energia tytułu i pierwotnego pomysłu przelewa się tu na każdy odcinek. „Ucieczka” to serial szybki, pełen emocji i licznych zwrotów akcji. Jak na mój gust nawet zbyt licznych. Olbrzymia liczba tajemnic, jakie mają przed sobą Ruby i Billy w pewnym momencie robi się już nieco niewiarygodna. Zwłaszcza że na drugim planie swoje intrygi knują też asystentka Johnsona i mąż Richardson.
Obok pomysłowego scenariusza największą siłą serialu „Ucieczka” są aktorskie kreacje. Domhnall Gleeson i Merritt Wever grają tu naprawdę świetnie.
Pomimo dosyć szalonego pomysłu na serial i kilku nazbyt wymyślnych zwrotów akcji udaje im się stworzyć absolutnie wiarygodne i pełne życia postaci. To odświeżające oglądać na małym ekranie aktorstwo trochę bardziej naturalne, oparte na mimice i reagowaniu na drugą osobę, a nie tylko podporządkowane postępującej fabule. Mam wrażenie, że dzięki „Run” kariera Wever nabierze olbrzymiego rozpędu. I to jak najbardziej słusznie.
„Ucieczka” jest naprawdę wciągającą produkcją, której krótkie odcinki (od 24 do 31 minut), szybkie tempo i sprawnie napisane dialogi mają szansę przyciągnąć wielu widzów zwykle niezainteresowanych tego typu dziełami. Nie wszystkie żarty trafiają tu w „dziesiątkę” i nie każdy odcinek stoi na równie wysokim poziomie. Ale zwykłem powtarzać, że warto doceniać oryginalność w kinie i telewizji. A „Ucieczka” nie może narzekać na brak pomysłowości i własnego stylu.