Zamiast kolejnego polskiego kryminału, dostajemy gęsty thriller. Ten film wami wstrząśnie
Adaptacja bestsellerowego thrillera Jakuba Szamałka zabiera nas do chłodnej, brudnej i spowitej deszczem Warszawy, której zaułki są równie mroczne, co sekrety skrywane przez gwiazdy telewizji. Młodej dziennikarce przychodzi nie tylko stopniowo je odkrywać, ale przede wszystkim przekonać się, że coś takiego jak prywatność dzisiaj już nie istnieje. Po seansie "Ukrytej sieci" zaczniecie kompulsywnie sprawdzać, czy zaślepka na kamerkę waszego laptopa, na pewno dobrze się trzyma.
OCENA
"Ukryta sieć" to w pewnym stopniu film o inwigilacji. Reżyser Piotr Adamski zaznacza to już w pierwszej scenie, kiedy każe nam oglądać wypadek z perspektywy kamery samochodowej. W dalszej części filmu nie brakuje natomiast ujęć z kamery w domofonie, czy innych urządzeń elektronicznych. Nowe technologie odebrały nam prywatność - sugerują twórcy. Wystarczy jeden nieostrożny klik, a obca osoba może zyskać dostęp do wszystkich naszych danych i wykraść filmik, na którym się masturbujemy. To właśnie spotyka młodą dziennikarkę Julitę Wójtowicz, gdy zaczyna za bardzo węszyć wokół tragicznej śmierci gwiazdora telewizji.
Chwilę po tym, gdy cała redakcja Julity zdążyła już obejrzeć wideo, na którym robi sobie dobrze, dostajemy sprawnie wplecioną krytykę victim blamingu. Bo to film składający się z kontekstów. Na kąśliwą satyrę polityczno-społeczną potrzeba jednak więcej niż paru ujęć ze strajkami kobiet w tle, czy kłótni dwójki polityków, w której jeden oskarża drugiego o ksenofobię. Niemniej mamy do czynienia z produkcją całkiem odważną. Twórcy zbyt rzadko, ale bez ogródek komentują ten cały cyrk, z jakim mamy do czynienia za każdym razem, gdy włączamy telewizję informacyjną. Dzięki temu "Ukryta sieć" wręcz obnosi się ze swoim zaangażowaniem, chociaż już w samych swoich założeniach jest to kino gatunkowe.
Czytaj także: "Pisałem o ChatGPT zanim to było modne". O "Ukrytej sieci" i premierze filmu opowiada Jakub Szamałek
Ukryta sieć - recenzja polskiego filmu
Odkrywane przez Julitę fakty, mogą zatrząść nie tylko jej rodziną, ale również całą Polską. Jak na redaktorkę portalu, który zbiera kliki tekstami o artystach obrażających papieża, bohaterka okazuje się tak dobrą śledczą, że gdyby przed laty pracowała w "The Boston Globe" mogłaby przyśpieszyć ujawnienie pedofilskiego skandalu. Coraz bardziej zatraca się w badanej sprawie, bo jej życie zaczyna od tego zależeć. Twórcy cały czas zagęszczają atmosferę i wodzą nas na manowce. Nie zawsze jednak skutecznie, bo korzystają przy tym z wyeksploatowanych przez Hollywood klisz i tropów gatunkowych. Przeszczepiają je bez żadnej refleksji na polski grunt, przez co produkcja momentami zahacza o tandetę, a nie nowoczesny thriller.
Pomimo drobnych zgrzytów "Ukryta sieć" potrafi porwać widza neonoirowym klimatem. Pogrążona w mroku Warszawa nie czaruje tu kolorowymi wieżowcami, jak w rodzimych komediach romantycznych. Poznajemy ją z zupełnie innej strony. Stolica Polski staje się w tym filmie pełnoprawnym bohaterem, ale niekoniecznie pozytywnym. Z jednej strony pochłania i osacza, ale z drugiej - gdy wraz z Julitą zwiedzamy jej ciemne zaułki - odpycha i tłamsi. Cechuje ją ambiwalencja, bo twórcy lubią operować paradoksami. Dzięki temu dynamizują swoją opowieść, poddając ją ciągłej reinterpretacji.
Ukryta sieć - jak wypada Magdalena Koleśnik w głównej roli?
Co prawda Julity można na początku nie lubić, ale z czasem zaczynamy się o nią martwić. To zasługa wcielającej się w nią Magdaleny Koleśnik, która z dziennikarskiej hieny przeistacza się w kobietę wciąż co prawda silną i pewną swego, ale jednocześnie bezbronną wobec zagrożenia, w jakim się znalazła. Ona najpierw musi walczyć o siebie, ale potem stawką w tej grze stają się bliscy jej ludzie. Aktorka znakomicie oddaje stan ciągłego napięcia i niepokoju. Jednakże nie jest to jedyna magnetyzująca rola w "Ukrytej sieci", bo przecież Andrzej Seweryn również potrafi widza zahipnotyzować.
Nie jest to film łatwy. Tutaj nie ma ani prostych pytań, ani tym bardziej prostych odpowiedzi. To produkcja, która wymaga od nas ciągłego zaangażowania w opowiadaną historię. Co prawda spoglądanie bohatera/bohaterki w kamerę w ostatnim ujęciu było modne i coś w arthouse'ie znaczyło, jakieś trzy sezony temu, a dzisiaj trąci irytującą manierą. Mimo to twórcom i tak udaje się wytrącić widza ze strefy komfortu.
"Ukryta sieć" okazuje się lepsza od większości filmów eklektycznych, którymi zazwyczaj karmi nas rodzima kinematografia. Próba łączenia ze sobą formuły produkcji gatunkowych i autorskich nie przekłada się tu bowiem na brak charakteru, tylko go umacnia. To opowieść tak mroczna, jak i mocna. Twórcom wyszło bowiem myślące kino rozrywkowe, wzbudzające niepokój otaczającą nas rzeczywistością. Podczas seansu śpieszcie się więc z jedzeniem popcornu, bo podczas trzeciego aktu całkowicie stracicie apetyt.
Premiera "Ukrytej sieci" w piątek 1 września w kinach.