REKLAMA

Tak się gra w kino. Czym Exit 8 wyróżnia się na tle innych adaptacji gier wideo?

Do polskich kin wchodzi właśnie "Exit 8", które już jakiś czas temu stało się światowym fenomenem. A przecież jego ranga ciągle rośnie, bo zachwycają się nim kolejni krytycy i widzowie. Nic dziwnego. To nie jest po prostu kolejna adaptacja gry wideo. Genki Kawamura podchodzi do oryginału z takim pomysłem i przekorą, że film intensywnie sobie pracuje na status kultowego hitu.

exit 8 adaptacja gry co obejrzeć najlepsze
REKLAMA
Lokowanie produktu: M2 Films

"Exit 8" to japońska adaptacja symulatora chodzenia. Gracz przemierza w nim jeden i ten sam korytarz metra, wypatrując anomalii. W oryginalnym medium jest to wręcz uzależniające, ale jako temat na film nie brzmi zbyt interesująco, prawda? Błąd! Genki Kawamura przerobił kultowy pierwowzór na trzymający w napięciu thriller psychologiczny, który zadebiutował podczas tegorocznego festiwalu w Cannes (w pozakonkursowej sekcji Midnight Screenings) i podbił serca krytyków (96 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes). Udało mu się to, bo do dotychczasowych trendów w adaptacjach gier wideo podchodzi z arthouse'ową swadą, wytyczając własną ścieżkę.

"Exit 8" staje się doskonałym dowodem na to, że branża filmowa problem z adaptacjami gier wideo już tylko miewa. Choć wpadki wciąż się zdarzają, wiele z nich święci artystyczne triumfy, o których jeszcze na początku XXI wieku gracze mogli tylko pomarzyć. Hollywood bardzo długo postrzegało przecież ukochane przez nich tytuły jako infantylną rozrywkę dla dzieci. Nie bez powodu Fabryka Snów jeszcze w latach 80. zaczęła zabiegać o ich względy serialami animowanymi na podstawie "Pac-Mana" i "Super Mario Bros.". Dopiero w 1993 roku spróbowała szczęścia z produkcją aktorską. I poniosła sromotną porażkę na każdym polu.

REKLAMA

Exit 8 - historia adaptacji gier wideo

Nawet jeśli krytycy wieszali psy na aktorskim "Super Mario Bros.", a widzowie całkowicie je olali, Hollywood nie zeszło z raz obranej drogi. Wciąż ugrzeczniało i wygładzało gry wideo, aby trafić do jak najszerszej widowni. W przekonaniu, że tak trzeba, Fabrykę Snów utwierdził Paul W.S. Anderson, który tak brutalną bijatykę jak "Mortal Kombat" przerobił na widowisko w kategorii wiekowej PG-13 (bohaterowie przeklinać nie mogą, a kiedy sięgają po przemoc, to reżyser dba, aby nie była zbyt intensywna ani realistyczna). Przy budżecie w wysokości 18 mln dol. film zarobił ok. 122 mln, co było jak fatality dla nadchodzących adaptacji gier wideo.

Po komercyjnym sukcesie "Mortal Kombat" amerykańscy twórcy przez wiele następnych lat lubowali się w kastrowaniu kolejnych gier wideo. Nie znaczy to oczywiście, że przy podkręconej przemocy "Hitman" od razu stałby się dobrą produkcją - w przeciwnym razie wszyscy zachwycalibyśmy się filmami Uwe Bolla ("Alone in the Dark: Wyspa cienia", "Dom śmierci" bądź "Postal") z twardymi R-kami. Chodzi raczej o sposób, w jaki Fabryka Snów spłycała oryginały, osiągając przy tym kolejne szczyty absurdu, bo nawet krwawą zemstę "Maksa Payne'a" podała zupełnie na zimno. W filmie próżno szukać nihilizmu, defetyzmu i całego przyciężkiego klimatu noir, w którym zakochali się gracze z całego świata. Dostaliśmy tak bezpłciowy thriller akcji, że nawet najmocniejsze painkillery nie byłyby w stanie zranić bólu, jaki wywoływał.

Zdarzały się oczywiście komercyjne hity, jak "Tomb Raider" czy "Resident Evil". Jednakże gracze nie pałali entuzjazmem na wieści, że Hollywood znowu siada do konsoli. Zbyt często zawodzono ich ogromne nadzieje, bo twórcy nie mieli pojęcia, w czym tkwiła siła uwielbianych pierwowzorów. Ciągle co prawda eksperymentowali, ale zawsze korzystając z tej samej strategii. Z tego właśnie względu boleśnie przekonali się, że spłycając fabuły i odzierając je z brutalności, na nic się zdadzą tanie triki. Nie da się pierwowzoru ot tak zrecyklingować, bo, choć scena z perspektywy pierwszej osoby w "Doomie" wygląda efekciarsko, nie wypędza demonów topornego scenariusza i słabych efektów specjalnych.

Adaptacje gier wideo po japońsku

W międzyczasie Japończycy opracowali i doskonalili własne systemy dodatkowej monetyzacji popularności swoich gier. Od początku myśleli o nich w kategoriach transmedialnych, dlatego "Pocket Monsters Red" i "Pocket Monsters Green" już rok po swojej premierze doczekało się osadzonego w ich uniwersum serialu animowanego "Pokemon". Anime opowiada nową historię z innym bohaterem, ale opartą na tym samym koncepcie - zachowuje wizualny styl i jest wierne zasadom pierwowzoru. To spodobało się nie tylko fanom oryginału, ale też ogromnej rzeszy widzów na całym świecie. Nawet w Polsce pod koniec lat 90. dzieciaki znikały z podwórek, żeby łapać kolejne odcinki produkcji.

Japończycy nie trzymają się sztywno jednej zasady adaptacji gier. Często nie rozszerzają uniwersów oryginałów, tylko opowiadają na nowo znaną z nich historię. Przy "Ace Attorney" sprawdziło się to nie tylko w anime, ale też filmie aktorskim. Fenomen tego ostatniego nie wynika jedynie z wierności fabularnym wątkom (zresztą bywają one skracane i upraszczane). Takashi Miike nie boi się również ekscesu - składa realizm na ołtarzu teatralności, przesadnej ekspresji i absurdalnego humoru - bierze opowieść w nawias umowności i nadaje produkcji znanego z gier głupkowatego charakteru. Zarzuty o słabe adaptowanie materiału źródłowego zostają dzięki temu oddalone.

Bo w Japonii zasada jest prosta: należy oddać ducha oryginału. Nie można jednak ferować wyroków, że to podejście zapewni danej produkcji sukces - wpadki również się zdarzają i zdarzać będą. Aczkolwiek podejście z kraju kwitnącej wiśni stało się wzorem dla twórców spod innych szerokości geograficznych, którzy coraz częściej odnoszą dzięki niemu sukcesy artystyczne i komercyjne. Przecież "Cyberpunk: Edgerunners" (choć to akurat japońska koprodukcja) i "Arcane", które poszerzają uniwersa "Cyberpunka 2077" i "League of Legends", nie tylko były hitami na Netfliksie, ale też zdobyły po 100 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes. To oczywiście animacje, ale aktorski "Fallout" swoją popularność i estymę zawdzięcza tej samej formule - wychodzi z bunkra słabych adaptacji gier wideo, opowiadając własną historię z wykorzystaniem stworów, retrofuturystycznej estetyki i czarnego humoru znanych z pierwowzoru.

Nieobce międzynarodowym twórcom stało się również znane z Japonii podejście mieszane - opowiadanie znanej z oryginału historii, przy jednoczesnym rozszerzaniu wątków pobocznych. To w takiej formule tkwi tajemnica sukcesu "The Last of Us", które wyniosło produkcje na podstawie gier wideo na salony. Można powiedzieć, że wraz z tym serialem skończył się tutorial i zaczęła prawdziwa kampania. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu nie drżymy już, kiedy słyszymy, że adaptacja kolejnego uwielbianego tytułu jest w drodze, tylko włączamy hype mode.

REKLAMA

Exit 8 - osobna adaptacja gier wideo

Mimo wszystko modele przenoszenia interaktywnej rozrywki na wielki bądź mały ekran wciąż ewoluują. To nie fizyka kwantowa. Każdy tytuł potrzebuje indywidualnego podejścia, czego świetnym przykładem jest "Exit 8". Choć pochodzi z Japonii, wbrew tamtejszym trendom nie próbuje być cosplayem oryginału. Zamiast tego korzysta z jego mechaniki, obudowując ją autorską narracją. W ten sposób otrzymujemy pełnoprawny thriller psychologiczny, który opiera swą siłę na dojmującym poczuciu izolacji i powtarzalności. Takie artystyczne przetworzenie oryginału staje się więc nowym achievementem w adaptacjach gier wideo. To dobry punkt na save'a.

Premiera "Exit 8" 26 września w kinach. Już teraz film można obejrzeć w IMAX i w ramach pokazów przedpremierowych.

Na Spider's Web przeczytasz też recenzję "Exit 8": Exit 8 to thriller, który wszedł mi pod skórę. Recenzja

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-24T15:36:56+02:00
Aktualizacja: 2025-09-24T09:47:10+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T19:13:56+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T11:18:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-23T08:40:29+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T19:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T17:46:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T16:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T14:57:53+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T11:34:19+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T10:36:19+02:00
Aktualizacja: 2025-09-22T09:10:11+02:00
Aktualizacja: 2025-09-21T13:14:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-21T10:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-20T18:39:04+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA