USA to stan umysłu. Rządowe nagranie łapanek imigrantów z Pokemonami w tle - będzie pozew?
Na początku tygodnia Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA udostępnił w swoich social mediach nagranie, w którym prawdziwe ujęcia z akcji agentów ICE zostały zestawione z fragmentami anime „Pokemon”. Całość opatrzono kultową piosenką z czołówki serii. Fani Pokemonów zaczęli domagać się, by The Pokemon Company podjęło wobec rządu USA kroki prawne.

Odczłowieczenie amerykańskich władz sięga zenitu. Odrażający filmik trywializuje zatrzymania, drwiąc z aresztowanych imigrantów (niekoniecznie nielegalnych, bo, jak wiemy, ICE ma na koncie wiele wpadek), porównując ludzi do Pokemonów i radośnie podsumowując całą akcję ikonicznym hasłem „gotta catch ’em all” („złap je wszystkie”), które towarzyszyło marce od początku.
Mimo to Don McGowan, który przez 12 lat pełnił funkcję głównego radcy prawnego The Pokemon Company, w rozmowie z IGN wyjaśnił, dlaczego - jak sądzi - jego dawni pracodawcy najpewniej zignorują sprawę i poczekają, aż afera ucichnie sama z siebie.
Imigranci jak Pokemony? Pozwu raczej nie będzie
Nie sądzę, by podjęli jakiekolwiek działania, i to z kilku powodów. Po pierwsze, pomyślcie, jak rzadko widzi się nazwę [The Pokemon Company] w mediach. Oni obsesyjnie unikają rozgłosu i wolą, by marka mówiła sama za siebie
- powiedział McGowan.
I rzeczywiście, firma niezwykle rzadko reaguje nawet na sytuacje, w których jej działania spotykają się z niezadowoleniem fanów.
Po drugie, wielu ich amerykańskich menedżerów przebywa w USA na zielonych kartach - dodał McGowan, przyznając, że choć sam był „najbardziej impulsywnym prawnikiem, jakiego znał”, to gdyby nadal miał współdecydować w takich sprawach, również postawiłby na bierność.
To ucichnie w kilka dni, a oni będą zadowoleni, że sprawa rozeszła się po kościach.
Trudno się z tym nie zgodzić: sprawa zapewne szybko rozejdzie się po kościach, a reakcja firmy byłaby obarczona pewnym ryzykiem. Zapewne nieadekwatnie dużym względem potencjalnych korzyści. Zresztą - presja, groźby, cenzura i przymus stosowane w ostatnim czasie przez amerykańskie władze stanowią skuteczny straszak.
Pokemonowa spółka mogłaby oczywiście opublikować jakieś oświadczenie, spróbować zawstydzić Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, słusznie wskazując na nieuprawnione użycie wizerunku i muzyki, ale wówczas również ryzykowałaby kontrakcję ze strony władz. Łatwiej więc udać, że nic się nie stało i pozwolić, by szum medialny sam ucichł.
Oburzeni fani kierowali też apele do Nintendo, które znane jest z dużo bardziej stanowczych działań prawnych i nie unika publicznych sporów. Tutaj jednak sprawa się komplikuje: Nintendo posiada jedną trzecią udziałów w The Pokemon Company - obok studiów Game Freak i Creatures. W tej sytuacji nie jest to zatem wyłącznie decyzja Nintendo, co jeszcze bardziej zmniejsza szanse na podjęcie kroków prawnych w związku z kontrowersyjnym nagraniem.
Czytaj więcej:
- Tak krwawego horroru w Polsce jeszcze nie było. W roli zabójcy Bartłomiej Topa
- Kino grozy ma nowego króla. Ten horror przebił nawet Grzeszników
- Czy Netflix nakręci 2. sezon serialu Bunkier miliarderów? Jest problem
- Nadchodzi Druga Furioza. Jest zwiastun i data. Kiedy premiera?
- Disney w końcu rozumie, że widzowie chcą animacji dla dorosłych. Oby tak dalej