Filmowcy przestraszyli się epidemii. Premiera pierwszego polskiego slashera, „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, przesunięta
Pierwszy polski slasher z prawdziwego zdarzenia pt. „W lesie dziś nie zaśnie nikt” miał już na dniach straszyć polskich widzów. W ostatnich tygodniach przez Europę przelewa się jednak coś znacznie bardziej niebezpiecznego niż fikcyjny morderca. Premier horroru już została przesunięta, a to zapewne dopiero początek kłopotów polskiej kinematografii.
Cały światowy przemysł cierpi od miesiąca z powodu rosnącej skali zachorować na wirus COVID-19. Niewiele branż musi się jednak w najbliższym czasie liczyć z tak wielkimi stratami jak branża rozrywkowa. Ledwie tydzień temu prognozy analityków wskazywały na nawet 5 mld dol. strat przemysłu filmowego, a od tego czasu sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. Wszelkiego rodzaju imprezy masowe są właśnie masowo odwoływane w Polsce i Europie (aktualizowaną listę anulowanych wydarzeń znajdziecie TUTAJ) i coraz więcej wskazuje na to, że czasowe zamknięcie może dotknąć również kina w największych europejskich krajach.
Dlatego w najbliższych tygodniach przed niezwykle istotnym wyborem staną zarówno największe światowe wytwórnie, jak i mniejsi dystrybutorzy. Będą musieli podjąć decyzję, czy mimo to wypuszczać swoje nowości do kin, czy wstrzymać się z premierą. Na ten moment wiadomo już, że Disney na razie ma zamiar podtrzymać swój plan publikacji, a producenci „Nie czas umierać” zdecydowali odwrotnie.
Koronawirus właśnie pozbawił ważnej premiery polskich fanów horroru. „W lesie dziś nie zaśnie nikt” nie pojawi się w kinach 13 marca.
Firma NEXT FILM potwierdziła tę informację w oficjalnym komunikacie przesłanym mediom. Dystrybutor wspólnie z producentem Akson Studio powziął tę decyzję ze względu na nasilającą się sytuację kryzysową i działania prewencyjne podejmowane przez rząd. Oba podmioty apelują o zrozumienie i przepraszają za zaistniałą sytuację.
A nie ma też wcale pewności, że następne premiery również nie podzielą losu „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. Każda odwołana międzynarodowa premiera to koszt rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów. W przypadku lokalnych filmów podobne kwoty oczywiście nie występują, ale i prognozowany zarobek jest znacznie mniejszy. Wszystko będzie więc polegać na przeprowadzeniu odpowiedniego bilansu zysków i strat. A to wciąż scenariusz prognozowany na ewentualne utrzymanie dotychczasowej sytuacji najdłużej do początku lata.
Co stanie się, jeśli ogólnoświatowa pandemia nie zostanie zatrzymana, a potem doprowadzona do końca w tak bliskim okresie? Czy producenci największych wakacyjnych blockbusterów zdecydują się na znaczące ograniczenie przychodów? I jak poradzą sobie z coraz bardziej zagęszczającym się kalendarzem wydawniczym? Nawet w normalnych warunkach nie brakuje narzekań takich twórców jak Martin Scorsese, który narzeka dominację filmów Marvela i brak miejsca dla bardziej niszowych czy artystycznych produkcji. Postawieni wobec groźby olbrzymich strat kiniarze z jeszcze mniejszą chęcią będą zerkać na tego typu dzieła. Pewny zarobek będzie miał po prostu najważniejsze znaczenie. Nie sposób na ten moment przewidzieć, jakie miałoby to długofalowe konsekwencje choćby na najbliższym sezonie nagród, ale można mieć spore obawy, że to dopiero początek komplikacji.