Rada Języka Polskiego banuje słowo „murzyn”. A „W pustyni i w puszczy” nadal „zatruwa polskie dzieci”
Kilka miesięcy po poprzedniej publicznej debacie poświęconej rasizmowi w polskiej kulturze i języku, temat powrócił jak bumerang. Rada Języka Polskiego wyraziła negatywną opinię o słowie „murzyn”, a w międzyczasie grupa polityków i dziennikarzy pokłóciła się o „W pustyni i w puszczy”. Co z tym wszystkim należy dalej zrobić?
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że trwające od wczoraj dyskusje dotyczące rasistowskich określeń i rzekomej szkodliwości „W pustyni i w puszczy” nie są niczym nowym. Polacy od dawna mają poważny problem z zaakceptowaniem swoich własnych rasistowskich skłonności, a debata wokół słowa „murzyn” doskonale to uzewnętrznia. Przewodnicząca Rady Języka Polskiego już w sierpniu zeszłego roku podkreślała w rozmowie z Rozrywka.Blog, że to wyraz „obarczony złymi skojarzeniami”. Wyraźnie sugerowała też, żeby go nie używać, skoro część osób obraża. Po prostu ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Jak podaje portal Rzeczpospolita, sprawa miała ciąg dalszy. W październiku podczas cyklicznego spotkania plenarnego Rada Języka Polskiego jednogłośnie potwierdziła opublikowaną w sierpniu publicznie opinię prof. Marka Łazińskiego. Inna sprawa, że postawa tego ciała doradczego miała przez cały ten czas charakter raczej koncyliacyjny. dlatego zamiast zakazywania słowa „murzyn” mówi się raczej o odradzaniu jego używania.
Dlatego raczej nie zamknie to dyskusji na ten temat. Podobnie jak tej poświęconej „W pustyni i w puszczy”.
Nowa odsłona dyskusji o obecności Henryka Sienkiewicza w kanonie lektur szkolnych wybuchła po serii tweetów socjologa i posła Lewicy Macieja Gduli. Naukowca poruszyła sytuacja jego rodzonej córki, która z dużymi trudnościami przebrnęła przez „W pustyni i w puszczy”, dlatego postanowił ponownie zajrzeć do tej książki. A potem oburzył się na cały kanon i zaapelował o wyrzucenie z niego opowieści o Stasiu i Nel. Na co szybko odpowiedział mu w rozmowie z PAP-em wiceminister edukacji i nauki Tomasz Rzymkowski:
Maciej Gdula wykorzystał jednak powyższą wypowiedź jako wzmocnienie swojego argumentu w późniejszym artykule opublikowanym na łamach Krytyki Politycznej. Bo skoro „W pustyni i w puszczy” jest rasistowska i wychowała pokolenia Polaków, to znaczy że właśnie Sienkiewicza należy uznać za głównego winowajcę obecnych w naszym społeczeństwie nietolerancyjnych postaw. I dlatego należy go zakazywać lub ewentualnie przenieść powieść z 1911 roku do omawiania przez licealistów.
Należy tu rozgraniczyć dwie sprawy. Rasizm w „W pustyni i w puszczy” oraz wpływ tej książki na pokolenia Polaków.
Co do tego pierwszego punktu naprawdę nie można mieć wątpliwości. Książka Henryka Sienkiewicza jest pełna rasistowskich stereotypów, przede wszystkim w kreacji postaci Kalego. Pisałem już o tym dokładnie wcześniej, więc po prostu odsyłam do tamtego tekstu. Czy Sienkiewicz był w takich poglądach odosobniony? Oczywiście nie, choć też rozgrzeszanie go z tego powodu mija się z celem. Wyrażane przez obu polityków przekonanie o wielkim wpływie „W pustyni i w puszczy” na miliony Polaków nie jest jednak poparte żadnymi konkretnymi danymi.
Dzisiaj bardziej realnym problemem jest nawet nie to, że o rasizmie w tej książce się nic nie mówi. Mówi się całkiem sporo, czasem również w szkołach. Większym kłopotem jest to, że część kanonu lektur szkolnych jest zbudowana z tytułów pisanych archaicznym językiem i dotyczących oderwanych od rzeczywistości tematów. Interesujących książek, na bazie których można omawiać temat rasizmu nie brakuje, czy naprawdę musimy katować uczniów akurat takimi pisanymi w zacytowany poniżej sposób?
Omawianie jest tu natomiast słowem-kluczem. I naprawdę nie trzeba wysyłać książek na licealne zesłanie, żeby to osiągnąć.
Zwrócił na to uwagę choćby Tomasz Terlikowski, który sprzeciwił się wyrzucaniu „W pustyni i w puszczy” z kanonu. Ale apeluje o inteligentne podchodzenie do tej powieści w rozmowach z uczniami i własnymi dziećmi. Na co naprawdę nie warto czekać aż osiągną pełnoletniość i będą przygotowywać się do matury. Trudno się z tym głosem dziennikarza nie zgodzić, choć nie wszystkie elementy jego wypowiedzi budzą równie pozytywny odbiór.
Umniejszanie rasistowskich skłonności Sienkiewicza jako „łagodnego rasizmu” i „ciepłego spojrzenia jak na tamte czasy” to dosyć ohydne pójście na łatwiznę (przeciwko czemu Terlikowski niby sam protestuje). Można czasem odnieść wrażenie, że w dzisiejszych czasach na wszystko patrzy się zero-jedynkowo. Tak jakbyśmy mieli tylko dwie opcje: uznać Henryka Sienkiewicza za geniusza nad geniuszy, który nic złego nigdy nie zrobił albo za rasistę, którego należy zamknąć pod kluczem na wieki wieków.
A przecież najbardziej racjonalna jest inna droga. Udawanie, że książki z dawnych czasów nie propagują żadnych negatywnych postaw jest czymś złym. Ale próba przerobienia ich według współczesnej mentalności też stanowi zakłamywanie historii. O Sienkiewiczu i innych artystach należy dyskutować, lecz lepiej robić to z głową.