„W śnieżną noc” wprowadzi was w świąteczny nastrój, ale nie oddaje mocy książek Johna Greena. Oceniamy film Netflix Original
Netflix postanowił podarować nam święta ponad miesiąc wcześniej. W serwisie pojawił się dziś film „W śnieżną noc”, który jest adaptacją zbioru opowiadań dla młodzieży. Za jedną z historii odpowiada popularny amerykański pisarz – John Green.
OCENA
„W śnieżną noc” to zbiór trzech opowiadań dla młodzieży – jednym z autorów historii jest John Green, uznany autor książek z gatunku young adult, oraz jego dwie koleżanki po fachu, Maureen Johnson i Lauren Myracle. Na podstawie tych trzech opowieści, które przenikają się ze sobą, mają bowiem wspólne motywy, a więc czas i miejsce – tytułowa zimowa noc w małym miasteczku – Netflix stworzył film dla młodzieży. I trzeba przyznać, że sam pomysł, aby zekranizować te historie, wydaje się trafiony.
Powieści Johna Greena już niejednokrotnie trafiały już na ekran.
W ostatnich latach dostaliśmy filmy „Gwiazd naszych wina”, „Papierowe miasta”, a niedawno na HBO GO pojawił się serial produkcji Hulu – „Szukając Alaski” na podstawie pierwszej powieści pisarza.
Skupiam się głównie na Greenie z kilku powodów – jego twórczość znam dobrze, czytałam wszystkie książki, które zekranizowano i nie tylko, a poza tym to najpopularniejszy autor z wymienionego grona i jego powieści dobrze oddają również klimat zbioru opowiadań „W śnieżną noc” stworzonego z Johnson i Myracle.
Twórczość Greena to bardzo dobra literatura w swoim gatunku i taka, która może zaciekawić i dać radość czytelnikom zupełnie niezainteresowanym powieściami dla młodzieży. Autor książek „Żółwie aż do końca” czy „19 razy Katherine” z dużą wrażliwością i uwagą przygląda się sprawom nastolatków, traktując ich po partnersku. Ci z was, którzy znają jego książki, choćby wspomniane już „Gwiazd naszych wina” czy „Szukając Alaski”, dobrze wiedzą, że szczęśliwe zakończenie u tego pisarza to nie jest ten sam happy end, który znamy z komedii romantycznych. To życiowe, co prawda mocno amerykańskie powieści, wnikające w głąb umysłów ludzi wchodzących w dorosłość. Green nie boi się trudnych tematów, to zawsze są historie z przesłaniem i – choć zabrzmi to banalnie – zmuszające do refleksji.
I to właśnie dlatego mam mały problem z „W śnieżną noc” od Netfliksa.
Mam poczucie, że prawdziwa natura literatury Greena i podobnych mu twórców, którzy nie chcą tworzyć naiwnych historii dla dzieciaków, gdzieś uleciała. „W śnieżną noc” – choć stara się pokazać trudy dorastania – zaledwie muska problemy z nim związane, będąc raczej czymś na wzór „High School Musical” czy innych filmów Netfliksa dla młodzieży jak „Alex Stranglove”, „Ktoś wyjątkowy”, niż tego co znamy z ekranizacji jego książek i świetnego serialu „Szukając Alaski”. Wszystko jest tutaj takie cukierkowe, takie proste, niewymagające, jeśli występują jakieś półcienie, to zaraz zostają przysłonięte uśmiechem, konfetti i zagłuszone głośną muzyką. Trochę to kiczowate, nastawione pod niedzielnego widza, który gdzieś w międzyczasie do obiadu włączy nowy film na Netfliksie.
Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko „niedzielnym widzom”.
Prosta rozrywka też jest potrzebna i wszyscy chcemy słuchać i oglądać, dobre, ciepłe historie, w których ludzie się kochają a przeciwności losu nie dają się za bardzo we znaki bohaterom. Mam jednak poczucie, że mimo i to „tylko” opowiadania, gdzie siłą rzeczy wszystko nie jest zawsze tak pogłębione i rozwinięte jak w powieści, ta książka zasługuje na trochę więcej.
Dziwi mnie takie podejście do tematu, a kiedy przypomnę sobie – wybaczcie, że się powtarzam – serial „Szukając Alaski”, widzę przepaść. Netflix potrafi robić dobre historie dla nastolatków. Takie „Sex Education” to klasa sama w sobie! Być może to kwestia tego, że na polu filmowym, mimo wszystko, radzi sobie jednak gorzej. Jeśli jednak zdecydujecie się obejrzeć „W śnieżną noc”, obiecuje wam, że prawie poczujecie się jak w święta, ale czy będzie naprawdę magicznie? Mam wątpliwości.
* Zdjęcie tytułowe: Netflix / Steve Wilkie