REKLAMA

„WandaVision” zaczynał się jak „Miodowe lata”, a zmienia się w „Trudne sprawy”

„WandaVision” budzi tak duże zainteresowanie, że serwery Disney+ nie wytrzymały pod naporem widzów. Emocje sięgają zenitu, podczas gdy „Miodowe lata” zmieniają się tu w… „Trudne sprawy”.

wandavision disney plus serial marvel cinematic universe mcu please stand by
REKLAMA
REKLAMA

Od dwóch miesięcy fani Marvela z całego świata, jeśli tylko mają dostęp do platformy Disney+, regulują tydzień w tydzień swoje odbiorniki w oczekiwaniu na kolejne odcinki quasi sitcomu z superbohaterami w tle. Elizabeth Olsen i Paul Bettany, którzy wcielili się ponownie w zmieniającą rzeczywistość Wandę Maximoff i syntezoida Visiona z formacji Avengers, zabrali nas wszystkich wraz z ekipą na przejażdżkę bez trzymanki śladem amerykańskich familijnych seriali komediowych.

Odcinki prowadzą nas przez kolejne dekady telewizji, a do tego po pierwszych trzech wyściubiliśmy nosa poza sześciokątną barierę, by przyjrzeć się działaniom organizacji S.W.O.R.D. Mieszanina stylistyczna daje nam bardzo odważny i niepowtarzalny miks, który podlano toną tzw. fanservice’u. Liczba nawiązań do innych produkcji Marvela i komiksów, a nawet popkultury w ogóle, ma zaś wyższe stężenie niż we wszystkich filmach i serialach z cyklu MCU wydanych do tej pory.

Uwaga na spoilery z pierwszych 7. odcinków „WandaVision”.

Podpisuję się rękami i nogami pod opinią, że „WandaVision” to zarazem mokry sen fanów komiksów, jak i koszmar dla niedzielnych widzów.

Trafiłem na nią już kilka tygodniu temu, wertując serwis Reddit w poszukiwaniu informacji na temat easter-eggów, które mi umknęły. Ta myśl utkwiła mi w pamięci, a każdy kolejny odcinek utwierdza mnie w przekonaniu, że to naprawdę bardzo celne podsumowanie tej nietuzinkowej produkcji. Odpowiedzialni za nią ludzie odpięli bowiem wrotki i bawią się formą chyba jeszcze bardziej, niż miało to miejsce w „Legionie” telewizji Fox.

Dotychczasowym apogeum mrugania okiem przez twórców w stronę fanów był w „WandaVision” występ Evana Petersa znanego z filmów z serii „X-Men” w roli… Pietro Maxximoffa. Kolejne dwa odcinki przy tym nieco wyhamowały, jeśli chodzi o tzw. opady szczęki, ale fani i tak nie mają na co narzekać. Czuć przy tym, że zmierzamy powoli do portu, puzzle zaczynają wpadać na swoje miejsce i spadają maski — jedna z hipotez fanów została bowiem wreszcie w 7. odcinku potwierdzona.

Sąsiadka głównych bohaterów o imieniu Agness to znana z komiksów wiedźma Agatha Harkness.

Nie było to oczywiście zaskoczeniem, gdyż fani już od samego początku powiązali Agathę z jej komiksowym pierwowzorem, ale i tak styl, w jakim ją przedstawiono, zasługuje na uznanie. Ponownie cofnęliśmy się o kilka dekad, gdyż dowiedzieliśmy się, że tak naprawdę to ona za wszystko odpowiadała i… to ona zabiła Sparky’ego. Przyznała się do tego wszystkiego zresztą Wandzie zaraz po tym, jak jeden z jej synów zauważył, że jest z nią coś nie tak.

Warto przy tym oczywiście pamiętać, że chociaż „za tym wszystkim przez cały czas stała Agatha”, to serial może nas tu wodzić za nos. Z jednej strony ta wiedźma nigdy nie była w komiksach takim typowym złoczyńcą, a z drugiej do końca sezonu zostały jeszcze dwa odcinki, które mogą przynieść kolejne zwroty akcji. Fani cały czas się zastanawiają, czy gdzieś za rogiem nie czai się sam diabeł w postaci Mephisto albo Doktor Strange…

Na ten moment nie sposób zgadnąć, w jaki sposób to wszystko się zakończy.

Po tylu zwrotach akcji emocjonalny rollercoaster pędzi dalej i cały czas zgrabnie omija… motyw multiwersum. Minęło kilka godzin, a i tak nie wiemy, czy Wandzie faktycznie uda(ło) się otworzyć wrota do innych światów i kogo właściwie gra tutaj ten nieszczęsny Evan Peters. No i czy reklama środka Nexus, będąca nawiązaniem do miejsca Węzła, W Którym Przecinają Się Rzeczywistości, to potwierdzenie hipotez fanów, czy tylko kolejny easter-egg i mylny trop?

Otwartym pozostaje również pytanie, skąd inspiracje czerpać będą kolejne dwa odcinki. Wcześniej dostaliśmy coś na kształt „Miodowych lat” i „Rodziny zastępczej”, a w tym tygodniu grane były „Trudne sprawy” i bohaterowie komentowali wydarzenia do kamery niczym w paradokumencie. Jestem też ciekaw, jak to wszystko się zakończy i przebieram z ekscytacji nogami — zdając sobie sprawę, że może się okazać, iż po dogonieniu króliczka okaże się on nagi.

REKLAMA

Nie brakuje zresztą głosów, w tym w naszej redakcji (pozdrawiam tu serdecznie Tomka Gardzińskiego!), iż fani się zbytnio nakręcają, a „WandaVision” to typowy przejaw grafomanii. Uznałem jednak, że skoro ja sam się dobrze bawię, to nie mam zamiaru słuchać malkontentów — nawet jeśli na koniec tej podróży czeka mnie rozczarowanie, to i tak nie mam zamiaru zmieniać się już awansem w Kapitana Marudę, niszczyciela dobrej zabawy i uśmiechów dzieci.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA