Klasyka literatury w wersji audio. "Wichrowe wzgórza" to emocje gwarantowane
Są takie książki, które zmieniły bieg literatury lub przynajmniej wpłynęły na to, jak postrzegamy dany moment w historii. Jedną z takich pozycji są "Wichrowe Wzgórza" Emily Jane Brontë, które kilka dni temu wleciały w formie słuchowiska do Audioteki.
Czasem mówi się o książkach, filmach i serialach, że są tytułu, które "trzeba znać". Choć sam nie przepadam za tym zwrotem, bo zwykle zamiast zachęcać do czytania czy oglądania, pobrzmiewa z niego odrobina wyższości. Lepiej powiedzieć, że są dzieła, które znać warto, bo odkrywają przed nami zupełnie nowe perspektywy, zostały uznane na całym świecie, a popkultura korzysta z nich do dzisiaj.
Z klasyką literatury jest jednak ten problem, że ma dość wysoki próg wejścia. Z jednej strony jest to związane z językiem, bo przecież ten ewoluuje i im starsze jest jakieś dzieło, tym więcej pojawi się tam słów, zwrotów, a nawet całych konstrukcji, które są dzisiaj niezrozumiałe. Drugą trudnością dla współczesnego czytelnika może być tempo akcji i w ogóle sposób prowadzenia narracji. Trudno nie zauważyć, że dzisiaj kultura musi walczyć o utrzymanie naszej bardzo rozproszonej uwagi. Dzieła powstałe przed laty w ogóle nie brały tego pod uwagę.
Jak klasyka, to tylko w wersji audio.
Moim sposobem na klasykę są audiobooki, choć lepiej powiedzieć: słuchowiska, czyli innymi słowy Superprodukcje Audioteki. Usługa specjalizuje się bowiem w przenoszeniu klasyki do świata dźwięku, a przy okazji przywraca je światu w bardzo aktualnej formie. Jednym z najlepszych przykładów są "Przygody Alicji w Krainie Czarów". Klasyczna już opowieść o małej dziewczynce, która wpada do króliczej nory została zrealizowana na nowo, wypełniona aranżacjami muzycznymi i piosenkami na nowo interpretującymi dzieło. Innym, naprawdę niezłym przykładem świetnego powrotu klasyki jest "Folwark zwierzęcy" George’a Orwella. Audioteka przygotowała go na podstawie jednego z najświeższych tłumaczeń, autorstwa Bartłomieja Zborskiego (uwaga, to arcydzieło światowej literatury czyta Tadeusz Sznuk!).
Sam spędziłem wiele wspaniałych godzin na słuchaniu „Małych kobietek”, które zaczynałem czytać tak wiele razy, że aż trudno mi to policzyć i dopiero w wersji audio udało mi się zatopić w powolnej, ale bardzo nastrojowej narracji. Dla naprawdę wytrwałych (ja cały czas walczę), Audioteka ma nawet „W poszukiwaniu straconego czasu”, czyli arcydzieło światowej literatury, o którym złośliwi mówią, że tytuł opisuje uczucie po przeczytaniu tego potężnego tomiszcza.
Jednak dawno nie zatopiłem się w książce tak, jak w Wichrowych Wzgórzach.
Nowa superprodukcja od Audioteki pokazuje, jak powinna wyglądać dobrze zaadoptowana klasyka literatury. Podobnie jak w przypadku świetnie zrealizowanego "Solaris" Stanisława Lema (z rolami Roberta Wieckiewicza, Magdaleny Cieleckiej i Adama Woronowicza), mamy tu do czynienia z bogatą w dźwięki i aktorów produkcją.
"Wichrowe wzgórza" zostały wydane w 1847 roku. Autorka Emily Jane Brontë wydała ją pod męskim pseudonimem i to nie tylko dlatego, że w ten sposób książka miała szansę się ukazać. Powodem jest dość ostra jak na tamte czasy krytyka kostycznych stosunków społecznych, ale spora doza brutalności i wszechobecny mrok, który roztacza się nad posiadłością nieszczęśliwego pana Heathcliffa.
Superprodukcja Audioteki wyciąga z tej książki wszystko, co najlepsze. Pozornie chodzi tu o tajemniczą historię zgorzkniałego Heathcliffa (wciela się w niego świetny Michał Żurawski), zamożnego właściciela ziemskiego, który ze względu na niskie urodzenie nie mógł zdobyć swojej wielkiej miłości Catherine (gra ją Maria Sobocińska). To jednak tylko pierwsza warstwa tej powieści. Widzicie, cała historia zaczyna się od tego, że niejaki Pan Lockwood pewnego dnia przypadkiem trafia do Wuthering Heights. Widzi emocjonalne spustoszenie, domostwo pełne nieszczęśliwych ludzi i wiele otwartych ran. Zaciekawiony tym, co tam spotkał, prosi swoją gosposię, panią Dean, aby opowiedziała mu więcej o tej nietypowej rodzinie. Lockwood i Dean siedzą więc przy kominku, a gospodyni snuje tajemniczą opowieść.
Brzmi trochę jak z horroru, prawda?
"Wichrowe wzgórza" są bowiem utrzymane w gotyckiej konwencji. Klimat jest mroczny i ciężki. Naprawdę świetnie wyciągnięty przez muzykę napisaną przez Maję Laurę. Bardzo podoba mi się, że sama opowieść została zrealizowana trochę tak, jakbyśmy mieli do czynienia z wiszącą nad bohaterami grozą, choć w tym wypadku jest to groza zupełnie naturalna, wynikająca z ludzkich ograniczeń i namiętności.
Bardzo interesująco wypada sam zabieg narracyjny, w którym już od początku znamy finał tej historii i poznajemy ją widzianą oczami wspomnień pracowitej gosposi. W pewnym sensie to właśnie my jesteśmy tym panem Lockwoodem, który przeziębiony, popija najróżniejsze ciepłe napoje i zatapia się w historii. Zabrzmi to może trochę jesieniarsko, ale słuchając "Wichrowych wzgórz" czułem się tak samo i też nie chciałem, żeby pani Dean przerywała.
Superprodukcja jest już dostępna w Audiotece. Możecie jej posłuchać w ramach programu Audioteka Klub.