Minnie Driver zagrała Seanchai i opowiedziała nam o pierwszym wiedźminie w "Rodowodzie krwi"
25 grudnia na Netflix trafił serial "Wiedźmin: Rodowód krwi", czyli prequel opowieści o Geralcie z Rivii. Z tej okazji mieliśmy przyjemność zadać kilka pytań Minnie Driver, która wciela się w tajemniczą postać Seanchai - narratorkę tej historii. Czy ma szansę powrócić do świata wiedźmina w przyszłości?
Minnie Driver, brytyjska aktorka znana m.in. z "Buntownika z wyboru" czy "Nowoczesnej miłości", w serialu "Wiedźmin: Rodowód krwi" pełni rolę narratorki, która opowiada Jaskrowi historię genezy pierwszego zabójcy potworów i Koniunkcji Sfer.
Seanchai to zmiennokształtna "kolekcjonerka" pradawnej wiedzy, która posiada umiejętność podróżowania między czasem i światami (zgadza się - zupełnie jak Ciri). Niewielu przedstawicieli jej gatunku przetrwało - ta postać ożywia dawno zapomniane historie, szczególnie wtedy, gdy świat ich najbardziej potrzebuje. Jak podkreśla sama Driver, Seanchai jest kluczowa w ułatwieniu widzom zrozumienia, jak to wszystko się zaczęło.
Z okazji premiery serialu Netflix umożliwił nam rozmowę z Minnie Driver. Co opowiedziała nam o najnowszej produkcji z uniwersum wiedźmina?
Wiedźmin: Rodowód krwi - rozmawiamy z Minnie Driver
W jaki sposób zostałaś zaangażowana w ten projekt i jak współpracowało ci się z Declanem De Barrą nad powołaniem opowieści o pierwszym wiedźminie do życia?
Minnie Driver: Nie było żadnego castingu - po prostu do mnie zadzwonili i poprosili mnie, żebym to zrobiła. Declan jest niesamowitą, obdarzoną wspaniałą wyobraźnią osobą; jego wiedza o tym świecie jest imponująca, ma to wszystko w małym palcu. To prawdziwy czarodziej słowa. Jeśli trzeba było to przepisać, robił to błyskawicznie, w prawdziwie wiedźmińskim stylu - to było niesamowite i genialne. Wspaniały człowiek i wspaniały pisarz.
A co możesz nam o swojej postaci? Jak ją postrzegasz, co najbardziej w niej polubiłaś?
Najbardziej podoba mi się to, że jest zmiennokształtna - może przybrać dowolną postać. No i to, że jest starożytną kolekcjonerką opowieści. Przemierza czas i sfery, planety i światy, by nieść swoje historie tam, gdzie są najbardziej potrzebne. To naprawdę ciekawa, niesamowita postać.
Widzimy cię na samym początku i końcu historii. Opowiedz nam coś o realizacji tych scen. Dużo czasu spędziłaś na planie?
Właściwie to kręciliśmy przez tydzień - to była naprawdę duża scena. To było cudowne - kręciliśmy wiosną w lesie, gdzie poza kwiatami był też śnieg. Magiczne. Mieliśmy spore szczęście z pogodą - było pięknie, słonecznie. Promienie przedzierały się przez drzewa, boski widok.
Jak czujesz się z pewnego rodzaju poczuciem odpowiedzialności związanej z wcieleniem się w rolę, która w pewnym sensie nadaje ton całej serii w uwielbianej franczyzie? W serialu nie widzimy cię zbyt długo, ale pełnisz istotną rolę narratorki spajającej wydarzenia z obu seriali.
Kocham to! Uwielbiam odpowiedzialność! To znaczy - mam na myśli opowiadanie historii a nie, wiesz, zmywanie naczyń. Świat wiedźmina jest tak pięknie naszkicowany i tak wspaniale przejrzysty. Naprawdę wiesz, dokąd zmierzasz i w co się pakujesz - i wisz, czego to od ciebie wymaga. Byli sprytni - zatrudniając kogoś, kto tak kocha opowiadać historie, czyli mnie, tym bardziej, że zawsze chciałam być narratorką. Już od czasów szkolnych przedstawień! Uważam, że to wspaniała funkcja.
Joey Batey, serialowy Jaskier, sporo wnosi do "głównego" serialu - jak się okazuje, do "Rodowodu" również. Jak ci się z nim współpracowało?
To bardzo zabawny, wspaniałomyślny człowiek - i ma wręcz encyklopedyczną wiedzę o świecie wiedźmina. Od postaci, z którymi jest powiązany, po miejsca, w których ma wystąpić - i całą stojącą za nimi historię. Znakomicie zbadał świat, w którym żyje Jaskier. I chyba nie da się być milszą osobą.
Kostium, spiczaste uszy, magia - lubisz takie klimaty? Wiem, że jesteś fanką fantasy, ale co innego lubić, a co innego grać.
Przede wszystkim niezwykle interesujące było dla mnie wkroczenie do czyjegoś świata, już zbudowanego - i stać się jego częścią. A poza tym zgodziłam się w tym zagrać właśnie dlatego, że ta postać jest tak daleko ode mnie, jak tylko się da. Chodzi mi o te uszy, o kostium, o fryzurę. Kocham to wszystko. Zdecydowanie bardziej wolę klimaty dawnych epoko czy fantasy, niż te współczesne.
Jak mówisz - jestem wielką fanką fantasy. Jako dzieciak oglądałam co tylko się da, a w wieku 12 lat z wypiekami na twarzy wertowałam "Władcę Pierścieni". Oczywiście, przed wystąpieniem w serialu słyszałam o "Wiedźminie", ale dotychczas nie miałam okazji zanurzyć się w ten świat. Wspaniale było to zrobić - jest tak bogaty i dobrze napisany...
W porządku - spójrzmy zatem na całą opowiedzianą w "Rodowodzie krwi" historię. Co najbardziej cię w niej ujęło?
Myślę, że wątek pochodzenia prototypu wiedźminów. To, jak doszło do ich stworzenia. Wydaje mi się, że to naprawdę sprytny pomysł na prequel - nie tylko cofnąć się w czasie, lecz także pokazać początek zabójców potworów.
Wciąż jesteś częścią świata wiedźmina, a twoja postać istnieje poza czasem - czy jest zatem szansa, że wróci w innym serialu? Chciałbyś powtórzyć tę rolę?
To taki wspaniały świat... Chciałbym to zrobić; zobaczymy czy to wypali. Faktycznie można wykorzystać zdolności tej postaci, by pokazać ją w różnych czasach i okolicznościach. [Showrunnerka Lauren S. Hissrich potwierdziła niedawno, że rozważa powrót Driver i wraz ze scenarzystami zastanawiają się, jaką rolę mogłaby jeszcze odegrać - przyp. red.]
Czy są jakieś szczególne momenty w "Blood Origin", co do których naprawdę nie możesz się doczekać, aż widzowie nareszcie będą mogli je zobaczyć?
Pewnie! Jest taka szczególna sekwencja walki, którą naprawdę pokochałam, odbywa się między trzema bohaterami - jest po prostu pięknie wyreżyserowana i tak dobrze nakręcona. Mam słabość do efektownych scen walk, w których nie chodzi tylko o krew i wnętrzności. Uważam to za rozpraszające i irytujące. Ale interesująca choreografia? To co innego! Ci aktorzy są naprawdę wysublimowanymi bohaterami akcji.
A gdybyś posiadła zdolności swojej bohaterki i mogła przenieść się w dowolne miejsce w czasie, gdzie byś się udała?
Chciałabym przenieść na Hawaje w czasie narodzin kultury surfingu, jej punktu wyjścia. Wiesz, dawni surfujący Polinezyjczycy. Prześledzić to wszystko - aż do czasów, gdy w latach 60. stworzono krótkie deski. Wiem, że brzmi to dość niszowo, ale byłoby świetnie!