REKLAMA

„Wszyscy musimy wybierać nasze mniejsze zło” - Tomasz Bagiński w rozmowie o serialu „Wiedźmin”

Można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że serialowy „Wiedźmin” nie powstałby, gdyby nie osoba Tomasza Bagińskiego. Polski filmowiec od początku był związany z projektem jako producent wykonawczy, a nam opowiada o kulisach tworzenia 1. sezonu.

wiedźmin tomasz bagiński
REKLAMA
REKLAMA

Tomasz Bagiński to postać niezwykle istotna dla polskiej popkultury. Jedna z najważniejszych postaci warszawskiego studia animacji Platige Image, znanego z tworzenia cinematików do gier z serii „Wiedźmin” i pracy dla Netfliksa przy „Miłość, śmierć i roboty”. Autor nominowanej do Oscara „Katedry” najmocniej walczył o powrót Geralta z Rivii na ekran, ale tym razem jako bohatera produkcji zagranicznej.

Przy okazji promocji „Wiedźmina” na świecie Bagiński uczestniczył w większości spotkań z fanami i mediami. Był też jednym z gości organizowanego w Polsce spotkania prasowego z twórcami i aktorami. Pierwotnie miał wystąpić w duecie z showrunnerką produkcji, Lauren S. Hissrich, ale z powodu nieprzewidzianych okoliczności stało się inaczej. Co nie oznacza, że Tomasz Bagiński nie zdradził żadnych ciekawych szczegółów na temat prac nad serialem Netfliksa. Czego dokładnie się od niego dowiedzieliśmy?

Wiedźmin - Tomasz Bagiński w wywiadzie dla portalu Rozrywka.Blog*:

Jakie to uczucie, po tylu latach walki o powstanie „Wiedźmina” widzieć swoje dziecko trafiające do widzów Netfliksa?

Tomasz Bagiński: To jest bardzo specyficzne uczucie. Pracując nad produkcją serialu, siłą rzeczy widziałem te odcinki już wielokrotnie na różnych etapach powstawania. Dlatego nie czuję tego w pełni czystego entuzjazmu z przeniesienia historii Geralta, Yennefer i Ciri na ekran. W tej chwili myślę tak naprawdę więcej o 2. sezonie. Zastanawiam się, jak przygotować nowe odcinki i co w nich pokazać. Premierowy sezon jest już zamknięty i bardzo miło się o nim mówi. Ale moja głowa jest przy kontynuacji. Natomiast mam nadzieję, że odcinki spodobają się ludziom, bo zrobiliśmy wszystko, żeby były prawdziwą petardą. Jestem bardzo ciekaw reakcji widzów.

Polskie książki, polski Tomek Bagiński, a dzisiaj też polska premiera. Czy towarzyszą ci szczególne emocje związane z widownią „Wiedźmina” z naszego kraju?

Oczywiście, że tak, choć one na pewno będą różne. Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania. Każdy będzie chciał wypowiedzieć się na temat tego serialu oraz tego, co nam się udało, a co nie. Cieszę się, że Polska w tym wszystkim jest bardzo ważna i udało nam się sprowadzić do Warszawy najważniejszych aktorów. To jest jakieś moje osobiste marzenie, żeby nieść odpryski polskiej kultury na cały świat. Bo mamy fantastycznych artystów, fajną tradycję i ciekawą kulturę. „Wiedźmin” to jest świetna seria, znana na całym świecie. W tym powrocie do domu z zakończonym dziełem jest pewna satysfakcja, bo nie było większej produkcji filmowej czy serialowej opartej na materiale źródłowym z Polski. Nawet te dawne ekranizacje „Quo Vadis” czy innych dzieł Sienkiewicza nie były robione w światowej skali. „Wiedźmina” obejrzą miliony ludzi z ponad 190 krajów.

W 1. sezonie dosyć blisko trzymacie się fabuły opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Była w was obawa przed utratą szczególnej atmosfery tych dzieł i ewentualnymi reakcjami fanów na zbyt duże zmiany?

Wprowadzanie większych zmian nie miałoby sensu, bo od początku chcieliśmy opierać się na materiale źródłowym. Wiadomo, że w adaptacji pewne wątki musieliśmy rozbudować, a inne przyciąć. Nie wszystko można wcisnąć w ramy godzinnego odcinka. Ale bardzo nam zależało, żeby zachować jak najwięcej z tego oryginalnego ducha i tonu powieści Andrzeja. Mamy całe sceny czy dialogi wyjęte jeden do jednego z książek. Bo to jest po prostu dobra literatura, świetnie napisane postaci i teksty, które pamiętamy po latach. Powieściami zaczytywałem się, jak byłem jeszcze nastolatkiem, a wciąż są żywe w mojej pamięci. Nie wykorzystanie tego byłoby błędem.

Saga o wiedźminie ma jednak ponad 30 lat. Nie mieliście potrzeby, żeby tę historię dostosować do współczesnego i międzynarodowego widza?

Myślę, że podczas prac nad serialem wydarzyło się nam coś ciekawego. To prawda, że książki Sapkowskiego mają swoje lata, ale wciąż działają we współczesnym świecie. Nie wiem, czy to wynik przewidywalności Andrzeja, czy jego talentu. Warto pamiętać, że „Wiedźmin” de facto nie opowiadał o bohaterach z całkowicie wyimaginowanego wszechświata, tylko o nas i naszych w pełni ludzkich emocjach. Polska wtedy była państwem w okresie wielkiej transformacji, a cała nasza historia opowiada o miejscu na pograniczu Zachodu i Wschodu. Moralność bohaterów w książkach Andrzeja Sapkowskiego to jest właśnie moralność człowieka rozerwanego między wielkimi konfliktami. Zauważcie, że świat się trochę taki stał. My też w świecie wypełnionym nakręcanymi medialnie konfliktami musimy wybierać naszą ścieżkę, nasze mniejsze zło. Nagle to, co było w powieściach bardzo polskie, staje się światowe.

wiedźmin tomasz bagińki class="wp-image-359451"
Foto: Tomasz Bagiński i Lauren S. Hissrich - Marcin Oliva Soto/Netflix

Czyli nic nie musieliście zmieniać?

Dochodzi do tego wszystkiego oczywiście fantastyczna robota scenarzystów i Lauren S. Hissrich, która jest niebywałym fachowcem i świetnym autorem. Wiedziała, jak to wszytko przetłumaczyć na język współczesnego widza. Mieliśmy to szczęście, że w powieściach są bardzo silne postaci kobiece. Od początku wiedzieliśmy, że też chcemy je mieć. To również jest bardzo na czasie. Henry Cavill jest naszym Geraltem i fantastycznie przedstawia tę postać, ale poczekajcie, aż zobaczycie na ekranie Anyę Chalotrę i Freyę Allan. Mamy najsilniejsze postaci kobiece.

Oprócz trzech głównych postaci w serialu pojawiają się też trzy płaszczyzny czasowe, co może być kłopotliwe dla widza dopiero wchodzącego do tego świata. Założenie było od początku, że celujecie z serialem do fanów już zaznajomionych z historią Geralta?

To był pierwszy pomysł Lauren, gdy prezentowała swój oryginalny pitch dla Netfliksa. Już na tak wczesnym etapie myśleliśmy o pojawieniu się trzech linii czasowych. Myślę, że one nie będą przeszkadzać zwykłym widzom w ogladaniu. Kupiliśmy ten pomysł od razu, z wielu różnych powodów. Najważniejszy z nich jest taki, że na poziomie sagi mamy do czynienia z opowieścią, której bohaterem nie jest tylko Geralt z Rivii. Na etapie opowiadań obie postaci nie są jeszcze tak mocno rozbudowane. Wiedzieliśmy, że historie Yennefer i Ciri chcemy wprowadzić już w 1. sezonie. Ale każda z nich trwa i rozgrywa się na zupełnie innych poziomach.

Jak dokładnie rozkłada się długość każdego z wątków?

Wczesne życie Yennefer to jest prawie 80 lat, historia Geralta w opowiadaniach trwa z grubsza 20 lat, a Ciri spotyka wiedźmina mniej więcej dwa tygodnie po upadku Cintry. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to dosyć radykalny pomysł. Uznaliśmy jednak, że widownia serialowa jest doskonale przygotowana i wyedukowana do przyjmowania różnych sposobów opowiadania. Wydaje mi się, że podzielona na części fabuła jest na tyle prosta do zrozumienia dla widza, że ludzie potraktują to bardziej jako zaproszenie do zabawy i wyszukiwania, gdzie pojawiają się różne wątki. Po całym sezonie porozrzucaliśmy takie smaczki, które przy kolejnym oglądaniu widzowie będą mogli składać w całość niczym puzzle. Plus elementem łączącym wszystkie te opowieści są emocje i relacje międzyludzkie, które są niezależne od tego, jak wiele czasu upłynęło.

REKLAMA

*Wywiad został przeprowadzony na spotkaniu prasowym serialu „Wiedźmin” w ramach tzw. roundtable.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA