REKLAMA

Takiego filmu nie powstydziłby się David Lynch. Wieża. Jasny dzień to emocjonalny horror - recenzja

Fenomenalny debiut reżyserki Jagody Szelc. "Wieża. Jasny dzień" to pełne niepokoju studium strachu i lęków, którego nie powstydziłby się sam twórca Twin Peaks.

wieza jasny dzien recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Zbliża się Komunia Niny, małej dziewczynki wychowywanej na wsi przez Mulę i Michała. Na kilka dni przed uroczystością odwiedza ich siostra Muli, Ania, wraz z mężem i dziećmi. Razem z nimi przyjeżdża też niespodziewany gość, jeszcze jedna siostra Muli, Kaja, biologiczna matka Niny, którą porzuciła ją tuż po urodzeniu. Pojawienie się Kai wprowadza wiele napięć i niepokojów, bo Mula i Michał nie chcą, by Nina dowiedziała się prawdy.

Rok 2018 spokojnie można już uznać za przełomowy, jeśli chodzi o polskie kino. Bo w tle kolejnych wybryków Patryka Vegi czy "Listów do M", zaczyna tlić się coraz to bardziej wyraźny artystyczny głos filmowców, którzy mają coś więcej do przekazania. Całkiem niedawno Paweł Maślona zadebiutował genialnym "Atakiem paniki", który wyniósł polską kinematografię na nową artystyczną stratosferę. Teraz Jagoda Szelc, kolejna debiutantka, zachwyca swoją wizją.

Jest to wizja niespokojna, pełna symboli, niedopowiedzeń, niejednoznaczna w wymowie i przynależności gatunkowej.

wieza jasny dzien

Jawa miesza się tu ze snem, dramat rodzinny z kinem grozy, oniryzm z realizmem, obserwacje społeczne z krytyką (erozją) religijności. Szelc przygląda się relacjom wewnątrz opisywanej przez nią rodziny, bada zaburzone więzi pomiędzy filmowymi siostrami, odważnie wchodzi też w sferę mistyczną, osiągając rzecz niezwykłą formalnie. Reżyserce udało się bowiem za pomocą obrazów oddać lęki i stany emocjonalne swoich bohaterów.

Nie znam wielu twórców, którym udała się taka sztuka. Coś tak ulotnego, niedającego się ująć w słowach jak strach potwornie trudno ująć w obrazach. Szelc z niesłychaną sprawnością i wyczuciem przekuła to w wyjątkowe wizualne impresje. Bo tak naprawdę niewiele jest rzeczy bardziej przerażających, niż nasz własny strach, przy którym bledną nawet najgroźniejsi mordercy w maskach, jakich znamy z popkultury.

Pomagają jej w tym przepiękne i mistyczne krajobrazy Kotliny Kłodzkiej, która prezentuje się niczym kraina rodem z powieści fantasy.

wieza jasny dzien recenzja

Oglądając wspaniałe kadry kotliny (kapitalne zdjęcia Przemysława Brynkiewicza), Szelc pogłębia w widzu poczucie obcowania z niepokojącą baśnią. Opowieścią trochę wyjętą z rzeczywistości, uplasowaną gdzieś w świecie emocjonalnym, na granicy koszmaru. Autorka zaprasza nas do świata symboliki, logiki snu. Przed nami więc seans niełatwy, wymagający od widza cierpliwości, wrażliwości i wyobraźni. Tym bardziej, że doszukiwanie się sensu w tej opowieści to karkołomne zadanie.

REKLAMA

Jeśli jesteście fanami twórczości Davida Lyncha, to "Wieża. Jasny dzień" was zafascynuje, wciągnie w niezwykły świat emocji reżyserki i malowniczą krainę Kotliny Kłodzkiej.  Dodatkowo w obsadzie znajdują się głównie nieopatrzone (w końcu!) twarze świetnych aktorów, którzy płynnie i naturalnie wypowiadają swoje kwestie i wiarygodnie wypadają w swoich rolach.

Coś drgnęło na polskim rynku filmowym. Twórcy z jasną wizją artystyczną znajdują odpowiednie środki wyrazu i miejsce w przestrzeni publicznej. Imponujący debiut Jagody Szelc z pewnością zostawi ślad po sobie i na dłużej usadowi się w świadomości widza. A to rzadka i wyjątkowa sztuka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA