W Czeczenii za bycie gejem czy lesbijką można zginąć. Rozmawiamy z reżyserem dokumentu „Witamy w Czeczenii”
David France przez 18 miesięcy towarzyszył rosyjskim aktywistom, którzy pomagali osobom ze społeczności LGBTQ w ucieczkach z Czeczenii. Kraju, w którym za bycie gejem czy lesbijką można zginąć.
Gdyby „Witamy w Czeczenii” było filmem fabularnym, byłby to horror, po którym długo nie można zasnąć — czytamy w oficjalnym opisie umieszczonym na stronie Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity. Film we wrześniu został zaprezentowany festiwalowym widzom, od niedawna jest także dostępny w serwisie HBO GO, a dziś o 22:00 obejrzą go widzowie HBO.
Wyreżyserowany przez reportera i filmowca Davida France'a dokument to wstrząsający obraz prześladowań społeczności LGBTQ w Czeczenii rządzonej przez Ramzana Kadyrowa. Wiele ofiar nadal szuka ucieczki z kraju, którego władze zgotowały im najgorszy z możliwych los.
David France — wywiad o filmie „Witamy w Czeczenii”
Anna Nicz: Po obejrzeniu filmu byłam przytłoczona i przerażona tym, jak niewiele wiedzieliśmy do tej pory o tym, co spotyka społeczność LGBTQ w Czeczenii. Jak to się dla ciebie zaczęło? Kiedy zrozumiałeś, że chcesz zrobić o tym film?
David France: O zbrodniach, które dzieją się w Czeczenii, dowiedziałem się w tym samym czasie, co większość społeczeństwa, czyli w 2017 roku. Potem historia po prostu przycichła. Zniknęła z nagłówków prasy w Stanach Zjednoczonych i już nikt o tym nie mówił. Później dowiedziałem się, że ludzie na terytorium Rosji starali się działać na własną rękę w zasadzie bez żadnego zagranicznego wsparcia.
Więc gdy po raz pierwszy dowiedziałem się o tym, co robią aktywiści, odezwałem się do nich. Chciałem udokumentować ich pracę i zaangażowanie. I wiesz, po prostu chciałem wiedzieć, kim są ci ludzie, jakie niosą brzemię i jak bardzo ryzykują. Okazuje się, że ryzykują wszystko i kiedy zaprosili mnie do siebie, by porozmawiać o możliwym filmowaniu, poziom ryzyka tylko wzrósł.
Czy przekonanie aktywistów do siebie i nakłonienie ich do zrobienia filmu było trudne?
Zaproszenie mnie było dla nich dużym krokiem. Pracownicy z Moscow Community Center for LGBT+ Initiatives, którzy prowadzili bezpieczny dom dla osób LGBT+, byli skorzy do współpracy, organizacja Russian LGBT Network nieco mniej. Ale potem otworzyli się na pomysł i zobaczyli szansę na opowiedzenie tej historii. Ryzyko, które podjęli, było nieuniknione. Byłem z nimi przez wiele miesięcy, działaliśmy według protokołu bezpieczeństwa, który umożliwiał nam filmowanie.
Aktywiści i aktywistki opowiadają w filmie o swoim poprzednim życiu. O tym, czym zajmowali się przed podjęciem się pomocy społeczności LGBTQ. Pracowali np. w agencjach reklamowych, w zupełnie innych branżach. Opowiadali ci o tym, jak przygotowywali się do pracy z ludźmi, którzy potrzebują ucieczki z kraju?
Nie byli w żaden sposób przygotowani do tego, ale czuli się odpowiedzialni w stosunku do ludzkości, by odpowiedzieć na wołanie osób potrzebujących. To część świata, w której społeczność LGBTQ+ musi reagować na wyjątkowe zagrożenie. I oni po prostu to zrobili. I to jest w nich najbardziej niesamowite. Wydaje mi się, że większość osób nie podjęłaby się takiego wyzwania, nie podjęłaby takiego ryzyka, jak oni.
To czyni z nich prawdziwych życiowych bohaterów. Robili i robią rzeczy, które mało osób wzięłoby na swoje barki. Byłem pod wrażeniem ich wytrzymałości i odwagi. Oni nie myślą o sobie jako o odważnych, tylko raczej jako o ludziach, którzy robią coś, co po prostu trzeba zrobić. Obserwowanie ich przez 18 miesięcy było jednym z najbardziej niezwykłych przeżyć dla mnie.
David Isteev, jeden z aktywistów, mówi w pewnym momencie, że ta historia zasługuje na dobre zakończenie. Masz nadal kontakt z aktywistami? Jak teraz wygląda ich praca?
Jestem z nimi cały czas w kontakcie. Niestety, historia nie ma jeszcze logicznej konkluzji. Udało nam się póki co zyskać większy rozgłos niż wcześniej. Film wyszedł najpierw w Stanach Zjednoczonych, w czerwcu. Krótko po tym Departament Stanu nareszcie nałożył sankcje przeciwko Kadyrowowi (Ramzan Kadyrow, od 2011 r. Szef Republiki Czeczeńskiej - przyp. red.) i jego rządom za zbrodnie, szczególnie te przeciwko społeczności LGBTQ. 3 lata po tym, gdy pojawiły się pierwsze informacje.
W pewnym sensie dokument wymusza ten rodzaj politycznej uwagi, której potrzebują aktywiści. By zakończyć to ludobójstwo i zacząć pielęgnować nadzieję na sprawiedliwość dla niezliczonej liczby osób, które zostały ranne, zaginęły lub zginęły. Ale temat nadal potrzebuje uwagi. W międzyczasie, jak pewnie się domyślasz, David Isteev spotkał się w Rosji z polityczną reakcją i teraz działa w jeszcze głębszym cieniu niż wcześniej.
W kontynuowaniu pracy nie pomaga aktywistom oczywiście pandemia, więc mają jeszcze więcej problemów z ratowaniem ludzi z kraju. I choćby dlatego potrzebują od nas jeszcze bardziej, byśmy wywierali presję na naszych rządach, by otworzyć korytarze humanitarne dla emigrantów i ludzi szukających azylu.
Mówisz, że masz nadzieję na polityczny odzew. Co się zmieniło od czasu premiery? Szczególnie jeśli chodzi o świadomość problemu.
Wzrosła globalna świadomość, w tym w Stanach Zjednoczonych. Dużo osób mówiło mi, że nie wiedziały o sytuacji. W 2017 roku temat pojawiał się w serwisach informacyjnych, a potem media zamilkły. Politycy zamilkli. Zwykli ludzi zostali pozostawieni w niewiedzy na temat zbrodni w Czeczenii. Film musi jeszcze raz opowiedzieć te historie, by trudniej ją było przeoczyć. Moskwa twierdzi, że nie ma dowodów zbrodni. A my w filmie pokazujemy, że są. Nie można już dłużej temu zaprzeczać. To ważne, by motywować polityków i dyplomatów, by wznowili temat. Dlatego też dystrybuujemy film przez HBO w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Chcemy dotrzeć do miejsc, w których nienawiść szerzy się coraz bardziej.
Ta nienawiść to efekt histerycznej kampanii prowadzonej po to, by ludzie się nas bali, obwiniali społeczność LGBTQ za społeczne, ekonomiczne czy polityczne przestępstwa i szukali za to zemsty. I to dzieje się w Rosji, Putin 10 lat temu zaczął to nakręcać. Nienawiść na wielką skalę. Wydawało mi się, że nie jest to już możliwe. A jednak.
Nienawiść przeciwko queerowym ludziom to potężne narzędzie w rękach totalitarnych polityków, by utrzymać władzę, straszyć ludzi i namawiać do głosowania na siebie. Tak to działa. Mam nadzieję, że pokazując film we Wschodniej Europie, damy ludziom odwagę. Niedawno rozpoczęliśmy także dystrybucję w Rosji. Pokazanie tej historii w nieocenzurowanej wersji ludziom w Rosji to dla nas ważna sprawa, choć do końca nie mieliśmy pewności, że to się uda. Mam nadzieję, że dzięki temu obywatele rosyjscy dowiedzą się, co dzieje się w ich kraju. Niestety nie mogą dowiedzieć się tego z kontrolowanych przez rząd mediów.
Sytuacja społeczności LGBTQ w Polsce, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, jest szczególnie trudna. To oczywiście inna skala niż to, co dzieje się w Rosji. Ale pojawia się pytanie: co będzie dalej?
Problem tylko wzrasta w krajach takich jak Polska, Tanzania, Nigeria, Brazylia czy nawet Stany Zjednoczone. Nie wiadomo, czy ci wszyscy prawicowi populiści nie zaczną rządzić i uczyć ludzi, by nas nienawidzili. I dlatego nazwałem film „Witamy w Czeczenii” . To dzieje się na całym świecie.
Wszyscy żyjemy w jednej z wersji Czeczenii. Czeczenia jest po prostu najgorsza z nich wszystkich. To co się tam dzieje, może przydarzyć się też gdzie indziej, wszyscy mamy kłopoty. To chciałem podkreślić w filmie, musimy powstrzymać to, co dzieje się w Rosji, by nie przeniosło się na cały glob.
Najmocniejszy przekaz, który wyniosłam z filmu, to przekonanie, że zagrożenie jest coraz bliżej. Bliżej, niż sobie wyobrażamy. Będziesz śledził losy bohaterów filmu? Opowiesz o nich jeszcze?
Nie miałem planów, by wrócić do historii, to ciekawe pytanie. To niesamowici ludzie, Olga Baranova czy Maxim Lapunov, są jak postaci z filmów, jak superbohaterowie. Nie poznałem nigdy nikogo takiego i imponuje mi ich zdolność do stawienia czoła tym oszałamiającym siłom. I robią to wszystko z taką miłością.