REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Recenzja "Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia" - żółwie mogły jednak nie wychodzić

Prawdą jest, że "Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia" jest lepsze na niemal każdej płaszczyźnie od fatalnego filmu z 2014 roku. To jednak wciąż za mało, aby produkcja była w jakimkolwiek stopniu godna polecenia.

02.06.2016
21:26
Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

"Wojownicze żółwie ninja" z 2014 roku w ogromnej mierze skupiały się na wprowadzeniu gigantycznych, zadziwiająco przerażających i odpychających istot do kinowego uniwersum. Ten proces Michael Bay ma już z głowy, dzięki czemu posłuszny mu reżyser Dave Green może od razu przeskoczyć do intensywnej akcji i wielkich komputerowych żółwi, swobodnie poruszających się po ekranie.

"Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia" to szybciej, więcej, mocniej i głośniej względem filmu z 2014 roku.

Akcja dosłownie galopuje, zostawiając scenariusz i logikę daleko w tyle. Pierwsza połowa kinowej produkcji to strzelanie nowymi i starymi postaciami niczym z karabinu. Żółwie, reporterka Ripley, Shredder - wszystko, co wcześniej działo się przez całą długość filmu, teraz rozgrywka się w okamgnieniu.

Wojownicze żółwie ninja- Wyjście z cienia 3Bay potrzebował nowych postaci i to właśnie one kradną żółwiom całe show. O ile „ten zły”, czyli wielki mózg z mackami Kang, jest olbrzymim rozczarowaniem, tak dwaj pomocnicy Shreddera - Bebop oraz Rocksteady - kradną zielonym wojownikom całe przedstawienie! Duet nosorożca i guźca jest najmocniejszym elementem całego filmu i jednym z niewielu pozytywnych.

Niestety, Megan Fox ponownie została sprowadzona do roli obiektu seksualnego. Chociaż tym razem zabrakło bezwstydnego najazdu na pupę, jak w filmie z 2014 roku, aktorka wciąż ma tutaj stanowić ucieleśnienie nastoletnich fantazji i nic więcej. Szkoda, że wystarczą worki z pieniędzmi, żeby tak się poniżać. Jestem daleki od feministycznej propagandy, ale nawet mnie robi się niedobrze, gdy widzę tak uprzedmiotowioną żeńską rolę.

W "Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia" dzieje się tyle, że starczyłoby na trzy osobne filmy.

Bay powziął sobie za punkt honoru, aby stworzyć scenę jeszcze dłuższą i jeszcze bardziej spektakularną, niżeli zjazd ze śnieżnej góry w filmie z 2014 roku. Tym razem mamy sekwencję spadania z wielkiej wysokości, która robi jeszcze większe wrażenie. Jest naprawdę efektownie. Tyle tylko, że po takim trzęsieniu ziemi, później efekty specjalne bardzo powszednieją.

Gdy w końcu dochodzi do finalnej walki, byłem już po takiej dawce wybuchów i eksplozji, że konfrontacja nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Chciałem po prostu wyjść z sali i dać odpocząć moim oczom oraz uszom. Efekty komputerowe to w zasadzie większość filmu, pochłaniająca grę aktorską i scenariusz.

REKLAMA

Wojownicze żółwie ninja- Wyjście z cienia 1Pomimo tak wielkiego polegania na komputerowych technikach, te nie zostały wykorzystane z odpowiednią pieczołowitością. Tak jak w filmie z 2014 roku, czasami ma się wrażenie, że żywi aktorzy rozmawiają z powietrzem. Tytułowe żółwie wydają się odcięte od bohaterów z krwi i kości jakąś nieprzekraczalną granicą. Granicą, której nie doświadcza się przy Gwiezdnych wojnach czy filmach Marvela.

"Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia" jest filmem przytłaczająco pustym od środka. Niemal dołującym. To jak ruchomy katalog reklamowy, który rozczaruje nie tylko przeciętnego widza, ale również miłośnika żółwi. Na domiar złego, w polskich kinach dostępna jest jedynie wersja z dubbingiem, co w zasadzie przesądza sprawę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA