Wyznania Gejszy czarują ilością barw na ekranie. Niestety, brak im jakiegoś spoiwa, który uczyniłby ten film czymś więcej jak naprawdę ładną pocztówką.
Chiyo Sakamoto, córka biednych rybaków zostaje sprzedana razem ze swoją starszą siostrą do miasta. Chiyo dostaje się pod opiekę domu gejsz, ale jej siostra trafia do innego domu w dzielnicy rozkosz, Hanamachi. Młodsza siostra poznaje okrutny świat spartańskich treningów, zawiść innych dziewcząt i niewygody niewolnictwa. Wpada w konflikt ze starszą Gejszą, Hatsumoto. W końcu dziewczyna postanawia uciec razem ze swoją siostrą - Satsu, ale po nieszczęśliwym wypadku, zostają całkiem rozdzielone, a Chiyo musi odpracować swój dług. Podczas znajomości z pewnym możnym (granym przez Kena Watanabe), postanawia jednak stać się jedną z najlepszych Gejsz. I staje się nią. Tylko po to, żeby wkrótce doświadczyć trudów drugiej Wojny Światowej.
Film powstał na podstawie bestsellerowej powieści Artura Goldena. I miłośnicy oryginału na pewno docenią wiele elementów przeniesionych na ekran - świat Gejsz jest nadal pełen baw i uroku. A one nie są wyłącznie damami do towarzystwa - to cała filozofia życia, razem z całym arsenałem rytuałów, akcesoriów i specyficznej dumy. Czytelnicy mogą jednak zauważyć, że brak podstawowych rzeczy, które uczyniły oryginał tak sławnym - o ile książka operuje subtelnością, adaptacja nosi brzemię telenoweli. W książce, powolne tempo i opisy, a także hermetyczność świata może nie przeszkadzać w lekturze. Jednak to samo, co bywa ciekawe i magiczne w powieści, w filmie przekłada się na całe tony nudy i chwile, kiedy po prostu nic się nie dzieje. Bohaterowie nie wydają się być angażujący ani interesujący, i koniec końców, widzowi przestaje zależeć na jakimkolwiek z fabularnych rozwiązań.
Doświadczenie w obcowaniu z "Wynznaniami Gejszy" to nuda przerywana koniecznością słuchania aktorów wypowiadających swoje kwestię w głęboko pokaleczonym angielskim. Niektórzy z nich mają po prostu bardzo silny akcent, inni zaś musieli nauczyli się swojej roli fonetycznie. To trochę kuriozalny widok, kiedy obserwujemy samą śmietankę dalekowschodniego kina próbującą odegrać sceny w języku, który nie tylko sam z siebie brzmi tutaj nie na miejscu - przez oczywiste problemy z opanowaniem wymowy - brzmi wręcz idiotycznie. To problem, który się ciągnie praktycznie przez cały seans. Nie mogę w pełni docenić detalu scenografii, przywiązania do małych gestów, kiedy film pozostaje ostro zraniony przez jedną, ale za to największą niekonsekwencję. Ja wiem, że Ken Watanabe jest fantastycznym aktorem, potrafiącym przekazać dużą skalę emocji. Widziałem wielokrotnie naturalny urok osobisty Zhang Ziyi. Wiem, że Li Gong potrafi mówić do widza tonem pełnym pasji i złości. Ale co z tego, kiedy ich “Engrish” jest tak nienaturalny? Wygląda to jakby aktorzy nie czuli wagi słów: groźby brzmią sztucznie, wyznania nudno i trochę śmiesznie. Ten film jest przykładem na to, jak jedna decyzja producencka, prawdopodobnie podyktowana chęcią poszerzenia widowni, może skutecznie okaleczyć film, który pod jakimkolwiek innym względem został całkiem poprawnie wykonany.
Niestety, nie jest tak, że cała reszta filmu pozostaje bez wad, ale pod technicznym aspektem jest więcej niż dobrze. Scenografia przyciąga uwagę, jest wykonana z ogromnym staraniem i Wyznania Gejszy są w sumie wszystkim, czego mógłbyś się spodziewać. W kilku momentach, film wydaje się wręcz idealny. Reżyser Rob Marschall (znany choćby z Nine czy Chicago) już wcześniej pokazał swoją umiejętność odpowiedniego planowania kadrów i kompozycji - obrazy, jakie zobaczysz w "Wyznaniach..." będą po prostu piękne. Niestety, zbyt powolne tempo narracji, dość duży problem angielszczyzny, i mało angażujący bohaterowie dławią jakąkolwiek emocjonalną wagę, jaką film chce osiągnąć.
Jeśli jesteś miłośnikiem oryginalnej powieści lub japońskich klimatów w ogóle - znajdziesz wiele dobrego w tej adaptacji. Świat Gejsz został przedstawiony czarująco i z dużą dbałością o szczegóły, a jeśli ukochałeś te postacie już w książce - wciąż będziesz je kochać tutaj. Niestety, w ostatecznym rozrachunku, film oferuje bardzo niewiele dla postronnych widzów, na których czeka dość męczący melodramat, czasami tak samo piękny, jak i mdły. Ale jeśli te klimaty wydają Ci się kuszące - nie zmarnujesz czasu. Film do zobaczenia na VOD.