25 mln dol. – tyle serwis YouTube zamierza przeznaczyć na walkę z fałszywymi informacjami, które zalewają najpopularniejszą platformę wideo na świecie. Sęk w tym, że to właśnie YouTube jest obecnie głównym nośnikiem fake news. Widać w tym swoiste rozdwojenie jaźni.
Po miesiącach uginania się pod jarzmem krytyki, YouTube w końcu postanowił zareagować na niebezpiecznie rosnącą falę nieprawdziwych i wprowadzających w błąd treści oraz teorii spiskowych.
W poniedziałek, 9 lipca 2018 r., Google i YouTube ogłosili, że zamierzają przeznaczyć 25 mln dol. na walkę z fałszywymi treściami. Ma to miejsce prawie miesiąc po tym, gdy serwis zmienił swoje algorytmy wyszukiwania wideo w reakcji na wysyp nieprawdziwych materiałów odnośnie strzelaniny w Las Vegas.
Wcześniej, w lutym br. na YouTube’ie pojawiło się wideo, które stwierdzało, że jeden z ocalałych w masakrze w Parkland był aktorem wynajętym przez środowiska optujące za zwiększeniem kontroli broni palnej w USA. Przez pewien czas ów materiał był numerem 1 w trendach YouTube’a. Wideo szybko zostało zdjęte przez administratorów serwisu, ale niesmak (i to spory) pozostał.
YouTube zmienił więc algorytmy wyszukiwania tak, by promować przede wszystkim treści z oficjalnych i zweryfikowanych kanałów newsowych wielkich stacji telewizyjnych. Jak widać był to pierwszy krok w walce z fake newsami i teoriami spiskowymi.
Drugim krokiem jest przystąpienie do konkretnej bitwy z nieprawdziwymi treściami. 25 mln dol. będzie częścią Inicjatywy Google News, mającej na celu wspieranie globalnych organizacji newsowych w przygotowaniu i kreowaniu najwyższej jakości materiałów wideo. YouTube zbudował właśnie grupę specjalistów i ekspertów, którzy będą pomagać i doradzać w całym procesie.
I wszystko to piękne i chwalebne. Są to oczywiście ważne, potrzebne, wręcz oczywiste kroki, tylko na dobrą sprawę czy nie jest to przypadkiem walka z wiatrakami?
YouTube może pochwalić się ponad 1,8 mld (!) zalogowanych użytkowników.
Z serwisu korzysta więcej ludzi niż chociażby z Gmaila. Każdej minuty na YouTube’a wgrywane jest ok. 300 godzin materiałów wideo.
W jaki sposób ogarnąć to wszystko? Moim zdaniem się nie da. Przynajmniej ja sobie tego nie wyobrażam. Choć oczywiście nie wiem, co w zanadrzu mają mistrzowie kodowania z Google’a.
Platformy takie jak YouTube mają tak samo pozytywny, jak i niestety negatywny wpływ na mobilizację naszego społeczeństwa. Ich zasięgi oraz ilość widzów są po prostu zbyt olbrzymie, by je lekceważyć.
Ja sam coraz częściej świadomie szukam i oglądam na YT filmy wideo mierzące się z alternatywnymi teoriami dotyczącymi m.in. pochodzenia naszej cywilizacji, datowania i autorstwa piramid w Egipcie czy tajemnic Atlantydy. Często też natrafiam na ciekawe wykłady naukowe, m.in. astrofizyków. YouTube może być więc istną skarbnicą wiedzy, ciekawym kontrapunktem dla mainstreamowej nauki. Ale często też bardzo łatwo można przekroczyć granicę tego co jest alternatywą, a co jest zwykłym i szkodliwym fake newsem.
Oczywiście nie twierdzę, że YouTube robi źle. Lepiej poczynić jakiekolwiek kroki niż nic z tym nie robić.
Wydaje mi się to trochę dwubiegunowe, bo mówimy o serwisie, który poza łatwym dostępem do teorii spiskowych i fake newsów jest też tworem zbudowanym na pirackich treściach.
Dopiero stosunkowo od niedawna YouTube zaczął się "cywilizować", startując z oficjalnymi kanałami stacji telewizyjnych, popularnych seriali, wytwórni muzycznych, filmowych oraz muzyków/artystów. Jednak nadal nie brakuje na nim treści pirackich. I nie bardzo widzę, by ktoś z nimi coś robił.
Ostatnio, po seanse filmu Whitney szukałem klipów i utworów Whitney Houston na YouTube’ie. Obok oficjalnych teledysków natrafiłem też m.in. na trzy jej pierwsze płyty wrzucone w całości. Buszując czasem w odmętach YouTube'a czuję się jak w cyfrowej i wirtualnej emanacji niegdysiejszego bazaru na stadionie X-lecia.
Gdyby ktoś chciał obejrzeć np. jakiś kultowy western, dajmy na to klasykę gatunku, czyli Dobry, zły i brzydki Sergio Leone z Clintem Eastwoodem w roli głównej, to nie musi go ani kupować, ani szperać po torrentach, wystarczy wpisać jego tytuł w wyszukiwarce YouTube’a. Pełny film jest dostępny za darmo "piracko", podczas gdy obok serwis poleca opcję zakupu. Istna schizofrenia.
Nie wiem więc czy kolejność działań, choć słusznych, jest właściwa. Najpierw przydałby się jakiś skuteczny filtr treści, może nawet pewnego rodzaju cenzura (wiem, że to słowo to płachta na byka w internecie) – inaczej zostaniemy zasypani nadmiarem czasem sprzecznych treści na tematy absolutnie fundamentalne. A to z kolei sprawia, że dążymy w "rozwoju" do bytu, które historia określi jako "społeczeństwo dezinformacyjne". I sami sobie zgotujemy ten los.