REKLAMA

Zakochany Molier

Miłość od wielu wieków staje się inspiracją dla artystów różnego formatu. Niektórzy tworzą przepiękne symfonie, inni kręcą wzruszające filmowe ody, a grupa wieszczy przelewa swoje uczucia na papier, tworząc niezapomniane poematy bądź sztuki. I gdy w dzisiejszych czasach ta bezinteresowna adoracja piękna nie zyskuje światowej sympatii, tak na przełomie XVI i XVII wieku sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej. Był to okres znakomitych brytyjskich dramaturgów (patrz Szekspir, Marlowe) oraz poetów, którzy eksperymentowali z ówczesnym stylem. Moda ta dotarła również do Francji, a jednym z głównych przedstawicieli gatunku był Jean-Baptiste Poquelin, znany również jako Molier. W sierpniu do polskich kin trafił film przedstawiający nieudowodniony historycznie fragment z jego życia.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Poquelin, wraz ze swoją aktorską trupą, przybywa do Paryża. Pełni wigoru i młodzieńczej energii, wystawiają mnóstwo sztuk w wynajętym teatrze dla wyższych sfer. Nie zdołali jednak przyciągnąć odpowiedniej ilość tłumów i Molier zostaje aresztowany za niepłacenie comiesięcznych należności. Z więzienia uwalnia go arystokratyczny lord Jourdain, który oferuje mu układ. W zamian za spłacenie długu, Jean-Baptiste musi nauczyć go sztuki aktorstwa oraz pisarstwa, aby mógł walczyć o względy młodej acz owdowiałej markizy Célimène. Tym samym główny bohater przywdziewa strój rzymsko-katolickiego księdza i przedstawia się jako pan Tartuffe. Przebywając na tej posiadłości, spotyka starszą od siebie Elmirę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia.

REKLAMA

Podążając z duchem oscarowego "Zakochanego Szekspira", Francuzi stworzyli historię jednego z ich najwybitniejszych wieszczy. Scenarzysta skoncentrował się na białym punkcie w życiorysie pisarza i wykreował obraz sytuacji, które natchnęły Moliera do napisania swoich najwybitniejszych sztuk. Poquelin szczycił się w komediach i taki styl przybiera również sam film.

Elementy humorystyczne są jednak ambiwalentne. Z jednej strony autorzy dotykają granic satyry i prezentują świat paryskich XVII-wiecznych arystokratów w krzywym zwierciadle. Krytykowany jest narzucony styl życia, sugerujący iż bogacze powinny biegle znać się na wszelkich dziedzinach kultury (malarstwo, muzyka, poezja, taniec towarzyski) oraz poszukiwać partnera do małżeństwa z tej samej klasy społecznej, nie zaś kierując się uczuciami. Z drugiej jednak, twórcy nie utrzymują długo tej stylistyki i przeplatają te wątki ze standardowym podejściem do komedii omyłek.

Lecz nawet tutaj jest problem z wybraniem jednej, odpowiedniej ścieżki. Są momenty, w których obraz umiejętnie naśladuje klimat sztuk Moliera, podając czasami nawet konkretne cytaty ("Świętoszek", "Mieszczanin Szlachcicem"), ale przez większość czasu filmowego jesteśmy karmieni humorem rodem z XXI wieku. Najpoważniejszego ciosu nie zadają jednak śladowe ilości slapsticku, ale schemat scenariuszowy. Nic ciekawego sobą nie prezentuje. Najbardziej zabawne sceny są pokazane w pierwszych trzydziestu minutach, a później forma komedii nierówno pokrywa się z dramatem miłosnym. W dodatku film wydaje się odrobinę za długi. Niektóre wątki były zupełnie niepotrzebnie rozszerzane. Mogłyby nawet stanowić zaletę, niestety drażnią nazbyt uproszczoną realizacją i sztucznymi intrygami.

REKLAMA

"Zakochanemu Molierowi" brakuje również psychologicznej głębi. Rewelacyjna gra aktorska Romaina Durisa pozwoliłaby na bliższą analizę postaci Poquelina, ale niestety autorzy blokują jej dalszy rozwój. Poznajemy Moliera tak, jak o nim wspominano. Francuski wieszcz jest przepełniony twórczą ambicją, szarmancki lecz również arogancki i egoistyczny. Co więcej, otrzymujemy informację (niezbyt oryginalną, aczkolwiek przedstawioną w ciekawy sposób), że inspirację do pisania swoich sztuk czerpał z własnego doświadczenia. Na tym kończymy zabawę w psychologa, ale sam Molier dalej nas zabawia. Duris jest motorem napędowym praktycznie całego humoru w tym filmie. Dzięki specyficznej mimice twarzy, aktorskich zdolnościach (przykładowo, gdy udaje kilka ras koni) wytwarza naturalny komizm, którego efektem są liczne salwy śmiechu na kinowej sali.

Zarzucić "Zakochanemu Molierowi" można wiele, gdyż faktycznie, paru elementów tam brakuje. Mimo to, produkcja jest istotnie bardzo dobrą komedią. Zamiast ambitnego "historycznego" humoru romantycznego, otrzymujemy XVII wiek w stylistyce współczesnych dowcipów. I mimo iż ta nieregularność czasowa może niekiedy drażnić, to w większości wywołuje pożądaną reakcję. Szkoda tylko, że odrobinę spłycili psychikę francuskiego odpowiednika Szekspira. Ale najwyraźniej to tylko znak, że tak właśnie wygląda komercyjny świat komedii we Francji i jest on zdecydowanie lepszy od amerykańskiej naiwności "popular comedies".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA