Bohater z Londynu nazwany Kapitanem Narwalem. Superbohaterowie mają wielki wpływ na świat, choć coraz rzadziej ratują niewinnych
Filmy i komiksy superbohaterskie w ciągu ostatnich 20 lat coraz mocniej wpływają na naszą rzeczywistość. Wymyślone postaci stają się inspiracją dla prawdziwych czynów, a bohaterowie z realnego świata zyskują status równy herosom Marvela i DC. Ale czy ratowanie ludzi wciąż jest ważne w MCU i DCEU?
Niedawny zamach w Londynie poruszył opinię publiczną na całym świecie, ale polskie media szczególnie żywiołowo relacjonowały wydarzenia na London Bridge. Zwłaszcza po tym, gdy okazało się, że jednym z pozytywnych bohaterów był Polak o imieniu Łukasz mieszkający w Wielkiej Brytanii. Mężczyzna zaatakował napastnika trzymanym w rękach kłem morskiego ssaka - narwala. Wraz z dwoma innymi przechodniami popisał się olbrzymią odwagą i zdołali powstrzymać terrorystę, Usmana Khana.
Na niezwykły hołd w stronę bohaterów zdecydował się rysownik gazety „The Daily Telegraph”, Bob Moran. Zaprezentował on trójkę mężczyzn w pozach znanych z komiksowych kadrów i estetyce umięśnionych superbohaterów. Ochrzcił ich również pseudonimami: Kapitan Narwal, Xtinguisher oraz The Pedestrian (na wzór Kapitan Marvel, Punishera i Batmana). Wielu fanów Marvela i DC znających sprawę przyjęło rysunek bardzo pozytywnie, ale pochwały można było usłyszeć również od osób, które nie widziały żadnego filmu z Marvel Cinematic Universe czy DCEU.
Kapitan Narwal pokazuje, że filmy superbohaterskie mają wielki wpływ na nasz sposób widzenia rzeczywistości.
.@Telegraph cartoon#LondonBridgeAttack #narwhaltusk #FireExtinguisherMan #EverydayHeroes pic.twitter.com/Mmqtb2gFLH
— Bob Moran (@bobscartoons) November 30, 2019
Wielu z nas w trakcie dorastania wyobrażało sobie, że jest Batmanem, Iron Manem lub Spider-Manem. Bohaterskość stała się wartością, która w szczególny sposób przejęła naszą wyobraźnię, a to wszystko dzięki wpływowi popkultury. Oczywiście nie sposób powiedzieć, ilu bohaterów codzienności inspirowało się w swoim życiu postaciami z dzieł Marvela i DC. Czym innym jest działanie pod wpływem chwili, a czym innym wieloletnie zainteresowanie danym tematem.
Rysunek Boba Morana pokazuje jednak wyraźnie, że przynajmniej w naszym widzeniu świata zaszła olbrzymia zmiana właśnie pod wpływem filmów i komiksów superbohaterskich. Batman, Superman czy Kapitan Ameryka stali się symbolem odwagi i poświęcenia dla milionów ludzi na całym świecie. I to mimo, że ratowanie niewinnych i walka ze złem w czystej postaci coraz rzadziej stanowią ważny element opowieści tego typu.
Filmy superbohaterskie weszły w nową fazę. Ważniejsze od ratowania Lois Lane czy Mary Jane stały się walki między sobą nawzajem.
Początkowo niewinne postaci na drugim tle stanowiły ważną część superbohaterskiego modus operandi. Złoczyńcy grozili im śmiercią, a zadaniem herosów było powstrzymać swoich przeciwników, przy okazji ratując zwykłych ludzi. Twórcy komiksów stosunkowo wcześnie zdali sobie jednak sprawę, że oglądanie obcych osób w niebezpieczeństwie wzbudzi w czytelnikach niewielkie emocje, dlatego sięgnęli po motyw damy w opresji. Superman ratował przeważnie Lois Lane lub Jimmy'ego Olsena, a Spider-Man swoją obecną dziewczynę (w zależności od okoliczności chodziło przeważnie o Mary Jane Watson lub Gwen Stacy).
We wczesnych ekranizacjach komiksów bohaterowie często ratowali swoje ukochane, a także niewinnych przechodniów. Mało kto decydował się na odstępstwa od tej normy. Nawet Tim Burton w „Batmanie” ciągle pakował w opały Vicky Vale. Spider-Man zawsze na sercu miał dobro mieszkańców Nowego Jorku, Superman chronił Metropolis, a X-Meni starali się uratować zwykłych ludzi przed Magneto i jego sługusami.
W czasach Marvel Cinematic Universe tego typu motywy powtarzały się już jednak zdecydowanie rzadziej. Jeszcze Christopher Nolan w swojej trylogii często podkreślał, że Batman chroni Gotham, ponieważ chce uczynić to miejsce lepszym. Reżyser starał się przy tym pokazać mieszkańców tego miasta jako coś więcej niż tylko bezmyślną masę. Dlatego zarówno w „Mrocznym Rycerzu”, jak i „Mroczny Rycerz Powstaje” pozwalał im na uratowanie samych siebie, przynajmniej w jakimś stopniu.
W ostatnich latach bezbronni praktycznie zniknęli z Marvel Cinematic Universe i DCEU.
Stało się to szczególnie widoczne po przejęciu filmów o Avengersach przez braci Russo. Joss Whedon miał do tego typu klasycznych motywów więcej serca (w ramach poprawek „Ligi Sprawiedliwości” twórca dodał wątek rosyjskiej rodziny, którą uratował Flash), ale nawet on nie mógł nie zauważyć, że adaptacje historii superbohaterskich przeszły dosyć dużą przemianę. Zapanował trend na zupełnie inne rodzaje opowieści, w których konflikty między superbohaterami i superzłoczyńcami zyskały kluczowe znaczenie.
Oczywiście, Thanos czy Darkseid zagrażają całej ludzkości, ale ich ataki właściwie nigdy nie są skierowane bezpośrednio przeciwko zwykłym ludziom. Ci ostatni cierpią właściwie tylko wtedy, gdy sami herosi zaczynają walczyć między sobą lub nie dopilnują jakiegoś szczegółu. Ważniejsi od zdrowia i życia zwykłych ludzi są najbliżsi bohaterów, ale nawet oni przestali być całkowicie bezwolni i bezbronni. Ani Pepper Potts, ani przyjaciele Spider-Mana nie są pozbawieni własnej odwagi i często próbują pomóc walczącemu herosowi.
W tym sensie każde z nich przypomina nieco bohaterów z londyńskiego mostu, bo nawet bez żadnych supermocy starają się czynić dobro. Ale wyraźnie widać jednak, że sceny takie jak w prawdziwym życiu coraz rzadziej stanowią część filmów o superbohaterów. Choć kto wie - każda moda kiedyś przemija.