REKLAMA

Jo Nesbo wraca z nową książką – „Zazdrość” i udowadnia, że wszyscy mamy takie same tajemnice

Jo Nesbo pozwolił Harry’emu Hole udać się na zasłużony odpoczynek i przygotował dla swoich fanów zbiór opowiadań. „Zazdrość” składa się z siedmiu opowieści z tym samym motywem przewodnim. Jak wypadła antologia norweskiego mistrza kryminału poświęcona po równo miłości i śmierci? Już to sprawdziliśmy.

jo nesbo zazdrosc antologia zbior opowiadan
REKLAMA

Fani skandynawskiego detektywa po przejściach mogą być rozczarowani, gdy tylko się zorientują, że „Zazdrość”, która trafiła do sprzedaży 15 września 2021 roku, to nie jest kolejny tom przygód Harry’ego Hole. Mimo tego po lekturze antologii nie mam bynajmniej Jo Nesbo za złe, że zdecydował się zająć czymś innym. Chociaż jego zbiór opowiadań jest ciut nierówny, ma kilka świetnych momentów.

„Zazdrość” to siedem jakże różnych historii, które — jeśli tylko zmrużyć oczy — opowiadają w zasadzie o tym samym: o mniej lub bardziej banalnej miłości, o wielkiej pasji i namiętności, o odrzuceniu i niepewności. To wszystko podlane jest sosem z makabreski, gdy wchodzimy wgłąb myśli ludzi, którzy zrobili coś niewyobrażalnie złego i podłego… lub dopiero planują to zrobić.

REKLAMA

Jo Nesbo – recenzja książki Zazdrość

Spotykamy tutaj morderców mimo woli i zabójców na zlecenie, a okazuje się, że podobne tajemnice przed światem mogą chować zarówno pisarze, jak i śmieciarze.

Zaczyna się to wszystko niewinnie, bo od podróży samolotem, podczas której mężczyzna i kobieta się poznaje, a po chwili zaczyna między nimi iskrzyć. Całe opowiadanie to w zasadzie zapis dialogów pomiędzy nimi, podczas których czuć, że uczucie, które się rodzi, jest szczerze, chociaż nad tym wszystkim zaczynają się natychmiastowo zbierać czarne chmury, a happy-end wydaje się niezwykle odległy.

To uczucie niepewności towarzyszy nam już do samego końca książki, aż ta nieprzewidywalność staje się wręcz… przewidywalna. Proste rozwiązania prowadzące jak od nitki do kłębka nie mają tutaj racji bytu, a zanim rozwiążemy zagadkę, to będziemy musieli zaliczyć rollercoaster zwrotów akcji — czasem jest naprawdę emocjonująco i nie można się oderwać, a czasem lektura się dłuży.

Nie wszystkie opowiadania w ramach zbioru „Zazdrość” mają w sobie tę ulotną bożą iskrę, a zwłaszcza to tytułowe się w pewnym momencie zaczyna dłużyć.

Sam motyw przewodni jest co prawda interesujący — podstarzały detektyw z Aten specjalizujący się w zdradach, który trafia na małą grecką wyspę, by zbadać sprawę zaginięcia jednego z bliźniaków, wpada na trop niecodziennego trójkąta miłosnego — ale akurat w tym przypadku z autora zaczęło wychodzić grafomaństwo. Rozwlekał zbyt mocno kolejne sceny, chociaż dawno rozgryzłem, co będzie dalej.

Na szczęście po przebrnięciu przez tę tytułową „Zazdrość” robi się już tylko lepiej. Kolejne opowieści są przystępniejsze dla czytelnika — a paradoksalnie im były krótsze, tym bardziej zżywałem się z postaciami. Najbardziej w pamięci utkwiła mi historia sprzedawczyni w kiosku w metrze, która nie radziła sobie ze świadomością nierówności społecznych, aż w końcu coś w niej pękło…

To jednocześnie opowiadanie, które ma ze wszystkich w ramach „Zazdrości” najmniej wspólnego z innymi i jest taką rodzynką w tym cieście.

W pozostałych motyw zdrady osadzony jest silnie w kontekście relacji romantycznej pomiędzy parą ludzi. Te silne i nieokiełznane uczucia, gdy już wyjdą na wierzch i nie będzie się ich dało schować, często towarzyszą niepewności wobec intencji drugiej połówki, wynikają z kompleksów i mogą stać się gwoździem do trumny bohatera — w dodatku niekoniecznie takim metaforycznym.

Dość też powiedzieć, że tak jak niezwykle ponury obraz skarykaturalizowanej miłości wyłania się z powieści Jo Nesbo, tak jego bohaterom nie sposób odmówić kolorytu i duszy. Każdy z nich jest napisany tak, że nie sposób ich ze sobą pomylić, chociaż niektórzy otrzymali od autora zaledwie kilkanaście stron, by zabłysnąć (i często zaraz potem zgasnąć).

W takiej plejadzie postaci bardzo łatwo też znaleźć swoje odbicie.

REKLAMA

Nie ma oczywiście gwarancji, że patrzenie w nie będzie czymś przyjemnym — ba, stawiam dolary przeciwko orzechom, że u większości czytelników reakcja będzie zgoła odwrotna. Mimo to od lektury nie sposób się było odezwać, a kolejne światy przedstawione, powiązane ze sobą w zasadzie wyłącznie tematycznie, a nie fabularnie, wynagradzały co słabsze momenty.

Jako czytelnik sam zagłębiłem się w odmęty wyobraźni pisarza tak, jak zraniony kochanek podejrzewający partnerkę o zdradę zaczyna gubić się w swoim świecie lęków i niedopowiedzeń. Podobnie jednak jak i on nie byłem w stanie przestać przewracać strony za stroną — bo nawet jeśli Jo Nesbo nie jest w pełnej formie, to i tak pozostaje jednym z najlepszych współczesnych pisarzy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA