"Złota dama" to film, ktory choć nie zaskakuje finałem, uwodzi historią. Recenzja sPlay
"Złota dama" choć finałem zaskoczyć nie może, jest opowieścią ciekawą i inspirującą. Film przedstawia historię Marii Altmann (Helen Mirren), Austriaczki żydowskiego pochodzenia, której rodzina, dom i prywatne zbiory sztuki ucierpiały w czasie II wojny światowej. Simon Curtis, znany również z reżyserii produkcji "Mój tydzień z Marilyn", nakreśla obraz kobiety całkiem przekonująco, choć filmowi nie udaje się uniknąć pewnych wad, wynikających z uproszczeń.
Postać Marii Altmann, jej przeszłość i teraźniejszość jest punktem wyjścia do opowiedzenia historii o procesie sądowym, który toczył się z jej udziałem. Mamy lata współczesne. Altmann, kobieta bardzo już dojrzała, po śmierci swojej siostry przegląda pamiątki rodzinne.
Pod wpływem impulsu, który obudził dawne wspomnienia i ból, kobieta postanawia upomnieć się o to, co od lat jej się należy, czyli portret Adeli Bloch-Bauer, jej ciotki, traktowanej przez nią niczym druga matka.
Obraz autorstwa Gustava Klimta jak i kilka innych płócien został zagrabiony z domu Marii przez nazistów w trakcie II wojny światowej i aktualnie - zdaniem kobiety bezprawnie - przebywa w wiedeńskim muzeum sztuki Belvedere. Altmann pragnie, aby skradzione dzieła wróciły do niej, do Stanów Zjednoczonych, do których ona była zmuszona wyjechać ze swego rodzinnego kraju w czasie wojny. O pomoc w odzyskaniu drogocennych prac prosi syna znajomej, Randola Schoenberga (Ryan Reynolds), młodego prawnika, który aktualnie znajduje się na życiowym zakręcie.
Ich spotkanie będzie początkiem długiego procesu okupionego wspomnieniami, bólem i przemianą głównych bohaterów.
Droga do odzyskania obrazów Gustava Klimta będzie długa, kręta i wyczerpująca. Nie tylko ze względu na to, że trudno będzie pozwać rząd Austrii, ale także ze względu na relacje dwójki bohaterów, Marii i Roberta. Ten ostatni początkowo niechętny starszej kobiecie, która ma bardzo specyficzny i despotyczny sposób bycia, z czasem przekonuje się i do niej i samej walki o obrazy, będące dla Altmann nie sposobem na zarobek, ale na próbą znalezienia sprawiedliwości na świecie, który ją zawiódł.
W "Złotej damie" przeszłość miesza się z teraźniejszością.
Widz jest świadkiem życia młodej Marii Altmann i jej rodziny w Austrii. Uczestniczy w jej dzieciństwie, a także wydarzeniach późniejszych, na przykład jej zamążpójściu oraz ucieczce za granice Austrii. W młodą Marię Altman wcieliła się na ekranie Tatiana Maslany, znana z serialu "Orphan Black". Trzeba przyznać, że to miła odmiana móc zobaczyć ją w innym wydaniu
Film Curtisa jest zabawny, wzruszający, przeplata historię z życiem doczesnym i pokazuje jaki wpływ ta historia ma na teraźniejszość i na młodych, zdawałoby się pozbawionych sentymentu, ludzi. Postaci grane przez Helen Mirren i Ryana Reynoldsa są autentyczne, między nimi tworzy się interesująca relacja i choć wydają się całkowicie inni od siebie, widać, że wspólna sprawa i korzenie zbliżają ich ze sobą.
"Złota dama" choć jest produkcją wartą polecenia i taką, którą - mimo znajomości autentycznej historii - śledzi się z zainteresowaniem, na też parę słabszych momentów.
Jednym z nich jest przedstawienie Austrii, a właściwie rządzących w niej ludzi, jako osób nienawistnych, pozbawionych skrupułów. Curtis jasno pokazuje, że Amerykanie są tymi dobrymi, a Austriacy mają brud za paznokciami. Stara się jednak znaleźć przeciwwagę dla niedostępnego rządu, w roli młodego reportera, Hubertusa Czernina, ale ta postać wykreowana jest nieco sztucznie.
Koniec końców "Złota dama" to jednak film, który obejrzeć warto, choć nie sądzę by w naszej pamięci zapisał się na długo. Ci, którzy lubią sztukę, dramaty sądowe będą jednak zadowoleni. I ja po seansie również byłam.