Streamingu już nic nie zatrzyma. Po tegorocznym rozdaniu Złotych Globów widać, kto rozdaje karty
Jeszcze do niedawna można było się spierać, czy streaming wygra z kinami i telewizją, natomiast po tegorocznych Złotych Globach widać jasno, kto rozdaje karty.
Oglądanie otwierającego galę monologu prowadzących Tiny Fey i Amy Poehler, bez wypełnionej po brzegi publicznością sali, wyglądało bardziej jak scena z filmu Davida Lyncha. Ale chyba trochę też takie mamy obecnie czasy.
W walce kina i telewizja kontra streaming nie da się już wskazać pandemii jako wyjątkowego czynnika, który mógł chwilowo sprawić, że dystrybucja cyfrowa filmów i seriali góruje nad resztą.
Spośród nagrodzonych w głównych kategoriach produkcji tylko trzy filmy miały być oryginalnie dystrybuowane drogą tradycyjną, w kinach.
Przynajmniej takie były wstępne plany. Mowa tu o „Procesie Siódemki z Chicago”, który został nagrodzony za najlepszy scenariusz filmowy oraz „Co w duszy gra”, który został uznany najlepszą pełnometrażową animacją. Pierwszy został wykupiony przez Netfliksa, a drugi trafił od razu do serwisu streamingowego Disney+.
Główny zwycięzca w kategoriach Najlepszy film i Najlepsza reżyseria, „Nomadland”, swoją przedpremierę miał w streamingu, następnie oprócz głównej premiery w wybranych kinach dostępny jest w serwisie Hulu.
Można jednak założyć, że trzy wymienione filmy w normalnych warunkach trafiłyby do kin. Cała reszta to już zwycięski pochód streamingu w głównych kategoriach. A konkretniej Netfliksa, choć i Amazon Prime Video delikatnie zaskoczył (choć chyba negatywnie).
Oczywiście trudno to nazwać zaskoczeniem, to po prostu nowa norma. Większych zaskoczeń i emocji podczas tegorocznych Złotych Globów zresztą i tak nie było. Zwycięstwo „Nomadland” było do przewidzenia, bo film ten od miesięcy uznawany jest za faworyta i Globów, i Oscarów. Choć oczywiście w przypadku Oscarów nic nie jest jeszcze przesądzone.
Szkoda, że w przypadku kategorii Najlepszy aktor dramatyczny Riz Ahmed, z rewelacyjną rolą w „Sound of Metal” musiał oddać pierwszeństwo zmarłemu Chadwickowi Bosemanowi.
Boseman zagrał w „Ma Rainey: Matka bluesa” kapitalnie, ale postać tracącego słuch Ahmeda w „Sound of Metal” robi o wiele większe wrażenie i zwraca uwagę na rzadko reprezentowaną w kinie grupę ludzi głuchoniemych. Odnoszę wrażenie, że wygrana Bosemana to raczej wynik oddania hołdu dla aktora, który nieoczekiwanie zmarł na raka parę miesięcy temu. Ale jego rola była na tyle dobra, że trudno tu mówić o jakimś oczywistym faworyzowaniu.
Jestem za to o wiele bardziej zdziwiony i zniesmaczony tym, że w kategorii Najlepsza komedia lub musical zwyciężył „Kolejny film o Boracie”.
Z gustami się nie dyskutuje, więc mogę sobie pisać, że film ten jest wtórną wydmuszką i marnym cieniem pierwszego filmu o kazachskim dziennikarzu, a pewnie szybko spotkam się z polemiką. Natomiast nie chce mi się wierzyć, że uznano, iż jest to lepsza komedia niż znakomity „Palm Springs”.
Analogiczna sytuacja ma miejsce przy nagrodach aktorskich za komedię lub musical. Sacha Baron Cohen odebrał statuetkę za kreację Borata, choć na dobrą sprawę nie jest to żaden jego aktorski progres względem filmu sprzed 16 lat. Jego przemówienie podczas odbierania nagrody, w którym dziękował „całemu białemu Stowarzyszeniu Amerykańskiej Prasy Zagranicznej” tylko nieznacznie osłodziło ten przedziwny, nacechowany politycznymi wojenkami wybór.
Jeśli chodzi o seriale, „The Crown” zacementował już na zawsze swoją niezwykle silną pozycję i pokazał, jak ważna może być obsadowa zmiana warty w wielosezonowej produkcji.
W czwartym sezonie grana przez Olivię Colman królowa Elżbieta II zeszła na dalszy plan, a na pierwszy wskoczyli książę Karol oraz Diana, czyli nagrodzeni podczas Złotych Globów za najlepszych aktorów w serialu dramatycznym Josh O’Connor oraz Emma Corrin.
Poza tym nie było większych zaskoczeń czy przykrych niespodzianek. Przyczepiłbym się może jedynie do nagrody dla aktorki drugoplanowej w serialu dla Gillian Anderson za kreację Margaret Thatcher w 4. sezonie „The Crown”. Wystarczy obejrzeć sobie jakiekolwiek wideo na YouTubie z archiwalnym wywiadem z byłą premier Wielkiej Brytanii, by dojrzeć, że Anderson ani nie była zbytnio podobna do pierwowzoru (co mnie dziwi, bo casting w „The Crown” jest w większości fenomenalny) i przede wszystkim mówiła zupełnie inaczej niż prawdziwa Thatcher. Dla mnie jej kreacja to coś na kształt nietrafionego naśladownictwa i karykatury zarazem.
Cieszy natomiast docenienie Anyi Taylor-Joy za rolę w „Gambicie królowej”.
Za nami z pewnością najbardziej zdystansowane społecznie Złote Globy. Miejmy nadzieję, że Oscary okażą się chociaż trochę bardziej interesujące. Pełną listę nagrodzonych podczas gali Złote Globy 2021 znajdziecie TUTAJ.
Źródło zdjęcia wiodącego: YouTube/NBC