Po dwóch latach przerwy nie chciało mi się wracać do kontynuacji hitu Netflixa. Błąd!
Pierwszy sezon "Alice in Borderland" okazał się całkiem niezłą rozrywką - jednak nie na tyle, bym po dwóch latach od jego premiery czuł podekscytowanie i niecierpliwość związane z debiutem kontynuacji. W końcu jednak dałem szansę 2. serii - i nie żałuję. Jest jeszcze lepsza.
OCENA
W pierwszej odsłonie "Alice in Borderland" Netflixa poznaliśmy Ryohei Arisu, bezrobotnego i uzależnionego od gier wideo chłopaka, który rzucił studia, a teraz każdą wolną chwilę poświęca rozrywce. Choć w naszej rzeczywistości Arisu to nieudacznik i obibok, pewnego dnia okaże się, że jego umiejętności gamingowe są niezwykle przydatne. W wyniku zagadkowego incydentu bohater wraz z przyjaciółmi przenoszą się do dziwnie opustoszałego Tokio. By przetrwać w tym świecie, muszą wziąć udział w serii śmiertelnie niebezpiecznych gier.
W "Alice in Borderland" całe miasto zostało zamienione w areny do gier, w których stawką jest życie uczestników - przejście jednej pozwoli im przetrwać trzy kolejne dni. Bohaterowie nie wiedzą, czym jest ta alternatywna rzeczywistość i kto stoi za organizacją wszystkich tych okropieństw. Serial niechętnie odkrywa przed nam swe karty, podtrzymując zainteresowanie widza - nie inaczej sprawy mają się w kontynuacji. Bo pytań wciąż jest więcej, niż odpowiedzi.
Alice in Borderland: 2. sezon okazał się jeszcze lepszy
Japońska produkcja jest zatem splotem gatunków - thrillera SF, dystopijnego battle royale czy dramatu young adult. Twórcy sprawnie je ze sobą miksują, inteligentnie dawkują kolejne informacje i ciekawie budują charaktery postaci. Rzekłbym nawet, że w kontynuacji wychodzi im to lepiej.
Na początku nowej odsłony Aris, Usagi, Kuina i Chishiya czekają ponad godzinę na skrzyżowaniu w Shibuyi, w oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnego etapu. Wygląda jednak na to, że… zupełnie nic się nie dzieje. Nic bardziej mylnego: kontynuacja tej opartej na mandze Haro Asu produkcji zaserwuje wam ogrom gęstej akcji.
Rozpoczynając dokładnie tam, gdzie zamknął "jedynkę", reżyser Shinsuke Sato nie daje nam zbyt dużo czasu na wytchnienie. Twórca urządził sobie z serialowego Tokio piaskownicę - w fantastyczny sposób wykorzystuje różne jego rejony, by uczynić z nich bazę do blockbusterowo zrealizowanych sekwencji akcji. Poważnie: 2. sezon pokazuje nam jedną z najlepszych scen pościgów, jakie widziałem w ostatnich latach w kinie i telewizji. Emocjonuje i prezentuje się zaskakująco jakościowo.
Oczywiście serial wciąż lubi bawić się w nieco banalne filozofowanie, a bohaterowie uwielbiają poddawać się wzajemnie psychoanalizie, ale momentami wychodzi z tego coś interesującego i subtelnego (na przykład w kwestii refleksji nad "starą normalnością" w analogii do naszej "normalności przedcovidowej"). Zresztą, pewien sposób rozumowania urealnia te postacie - sprawia, że prędzej dostrzeżemy w nich przeciętnych młodych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z wielkim zagrożeniem. Kupuję ich - wszystkich.
W 2. sezonie "Alice in Borderland" czuć też większy ciężar opowieści.
Twórcy umiejętnie nadają wagi nie tylko wydarzeniom wielkim i spektakularnym, lecz także pomniejszym dyskusjom, relacjom, pragnieniom, konfliktom. To niegłupi, angażujący show - niewolny od przytłaczającego chaosu, ale gwarantujący imponujące, momentami przejmujące widowisko.