Jest groza, jest klimat. 5 powodów, aby obejrzeć nowy thriller akcji na Amazon Prime Video
Guy Ritchie zdominował listę najpopularniejszych tytułów na Amazon Prime Video w Polsce. Pierwsze miejsca zestawienia zajmują bowiem dwa filmy reżysera - "Gra fortuny" i "Przymierze". Czemu ten ostatni tytuł tak porywa użytkowników platformy? I, co ważniejsze, dlaczego, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, powinniście po niego sięgnąć? Powodów jest całkiem sporo. Oto te najważniejsze.
"Przymierze" nie chce zejść z pierwszego miejsca najpopularniejszych tytułów dostępnych na Amazon Prime Video od czasu swojej premiery w zeszły piątek. Widzów przyciąga do niego z pewnością już samo nazwisko reżysera. W końcu Guy Ritchie ciężko sobie zapracował na ciepłe miejsce w sercach kinomaniaków. Wiadomo: w tak bogatej filmografii nie brakuje też paru wpadek. Najnowsza produkcja sygnowana jego nazwiskiem nie jest jedną z nich.
Czytaj także:
5 powodów, aby obejrzeć nowy film Guya Ritchie'ego na Amazon Prime Video
"Przymierze" opowiada historię amerykańskiego oddziału, stacjonującego w Afganistanie. Żołnierze wpadają w zasadzkę, z której cało wychodzi jedynie sierżant John Kinley i miejscowy tłumacz Ahmed. Najbliższa baza oddalona jest o setki kilometrów, a po drodze na bohaterów czeka mnóstwo przeszkód, na czele z szukającymi ich talibami.
Duszny klimat
To nie jest ten Guy Ritchie, w którym zakochaliśmy się za sprawą "Przekrętu" i "Porachunków". Tutaj nie ma humorystycznych wtrętów i opływających ironią żartów. Klimat "Przymierza" przywodzi raczej na myśl "Jednego gniewnego człowieka", bo ma nas tłamsić, dusić, coraz bardziej zaciskać pętlę wokół naszej szyi. Nie liczcie na żadne chwile oddechu, czy rozładowywania napięcia. Gdy tylko pomyślicie, że już robi się luźniej, reżyser zaraz was ponownie zaatakuje gęstą atmosferą.
Groza wojny
Owszem, charakterystycznych dla kina wojennego atrakcji tu nie brakuje. Na ekranie zobaczymy bowiem wybuchy, strzelaniny, najnowszy sprzęt wojskowy w natarciu - iście blockbusterową przesadę. Nie ona stanowi jednak clue całej zabawy, bo Guy Ritchie chce, abyśmy trwali w ciągłym napięciu. Dlatego najważniejsze dla niego są te cichsze momenty, zabawa w kotka i myszkę z talibami, poszukiwania sojuszników i zdrajców. To w nich reżyser zaklina całą grozę wojny w Afganistanie.
Kilka filmów naraz
"Przymierze" to właściwie kilka filmów naraz, bo Guy Ritchie prowadzi swoją historię w taki sposób, abyśmy nie wiedzieli, co nas czeka w kolejnej scenie. Opowiada o oddziale wpadającym w zasadzkę oraz podróży Johna i Ahmeda przez Afganistan, ale zaraz całkowicie zmienia śpiewkę. Na wojnę jeszcze powrócimy, tylko główny bohater najpierw musi się zmierzyć jeszcze z biurokratyczną machiną amerykańskiego wojska. Reżyser oskarża bowiem Stany Zjednoczone o wykorzystywanie swoich sojuszników.
Krytyka Ameryki
Już z plansz na samym początku filmu dowiadujemy się, że w czasie wojny w Afganistanie armia USA zatrudniła 50 tys. miejscowych tłumaczy, którym obiecano możliwość ubiegania się o specjalną wizę i relokację do Stanów Zjednoczonych. "Przymierze" pokazuje, jak to wyglądało w praktyce. W rzeczywistości bowiem lwią część sprzyjających amerykanom Afgańczyków pozostawiono na pastwę bezlitosnych talibów, uznających ich za zdrajców. Najpierw obserwujemy, jak rodzi się więź między bohaterami, żebyśmy potem obgryzali paznokcie i załamywali ręce, podczas rozmów Johna z urzędnikami w sprawie wizy dla Ahmeda. Ciągłe siedzenie na telefonie nabiera tu szargającej nerwy dynamiki.
Jake Gyllenhaal
Na wysoką jakość "Przymierza" składa się przede wszystkim pewna reżyserska ręka, wbijające w ziemię zdjęcia, przejmująca muzyka i oczywiście aktorzy. To brawurowo zagrany thriller, w którym Jake Gyllenhaal w roli Johna Kinleya wznosi się na wyżyny swojego talentu. Momentami zostaje spuszczony ze smyczy i pozwala sobie na prawdziwe szarże, mające nas emocjonalnie złamać. Główny bohater to bowiem twardziel, uginający się pod własną bezsilnością w starciu z biurokratyczną machiną wojskową. Pozostaje mu więc tylko walczyć o wyznawane przez siebie wartości, jak braterstwo i słowność. Zapewnia nam przy tym wycieńczający emocjonalnie seans. Jak już się pewnie domyślacie, najlepszym podsumowaniem tego filmu okazuje się więc ironiczne God bless America.
"Przymierze" obejrzycie na Amazon Prime Video.