REKLAMA

„Amerykańscy bogowie” wrócili z 2. sezonem, ale przez ostatnie 2 lata sporo magii uleciało - recenzja

„Amerykańscy bogowie” wrócili z 2. sezonem na Amazon Prime Video. Pomimo sporych zmian kadrowych, magia całkowicie nie uleciała. Idealnie jednak nie jest, bo serial stracił swój pierwotny urok.

amerykańscy bogowie 2 sezon recenzja american gods 1
REKLAMA
REKLAMA

Amazon pod względem oferty nie jest w stanie rywalizować z Netfliksem i HBO jak równy z równym, ale ma w swoim serwisie VOD o nazwie Prime Video kilka prawdziwych perełek. „Amerykańscy bogowie” są jedną z nich. Debiutancki sezon tej zakręconej jak Marcowy Zając adaptacji prozy Neila Gaimana okazał się czymś niepowtarzalnym, nieuchwytnym. Wręcz poetyckim.

amerykańscy bogowie 2 sezon recenzja american gods 1

Przygody tajemniczego Cienia i nieprzeniknionego pana Wednesdaya w serialu „Amerykańscy bogowie” śledziłem z zapartym tchem.

Podobnie zresztą jak informacje o powstawaniu kolejnej serii. „Amerykańscy bogowie” w pierwszej serii bynajmniej nie wyczerpali materiału z książkowego pierwowzoru, a do tego twórcy pracujący pod okiem samego Gaimana dorzucili tu sporo od siebie. Kontynuacja miała spory, naturalny potencjał. Niestety okazało się, że Bryan Fuller i Michael Green nie będą kręcić kolejnego sezonu. Z serialem pożegnała się też odtwórczyni roli nowej bogini Media, czyli Gillian Anderson.

Za sterami „American Gods” w 2. sezonie stanął Jesse Alexander. Z powodu tych roszad premiera się ostro przesunęła i musieliśmy czekać na nią nie rok, jak to zwykle bywa w przypadku telewizji, a aż dwa lata. Czy było warto? Po seansie premiery 2. sezonu nie mam wątpliwości, że tak. To dalszy ciąg świetnej fabuły. Od razu jednak czuć, że ten serial zrobiła inna ekipa. Na ten moment trudno jednak ocenić, czy to zmiana in plus. Skłaniam się nawet ku opinii, iż wręcz przeciwnie.

amerykańscy bogowie 2 sezon recenzja american gods 1

To zresztą znamienne, że w 2. sezonie „American Gods” nowe wypiera stare, tracąc na uroku.

Po jednym odcinku nie umiem jednoznacznie ocenić, czy Alexander po prostu nieudolnie kopiuje charakterystyczny styl Fullera, czy też wręcz nie chciał tego robić i próbuje wylansować swój własny. Tak czy inaczej nowi „Amerykańscy bogowie” wyraźnie różnią się od oryginału - nie przymierzając tak jak serialowi nowi bogowie od starych w tej fikcyjnej rzeczywistości.

Na papierze wszystko oczywiście gra. Zabawa formą nadal ma miejsce, tak samo jak nie zniknęło morze niedopowiedzeń i dwuznaczności. Teraz jest to po prostu wszystko takie… stonowane. Metafizyczne przeżycia nadal są transferowane wprost do głów widzów przede wszystkim za pośrednictwem obrazów, a nie słów, ale dużo więcej tu dosłowności. Zawartość ekranu nie jest tak plastyczna, jak na to liczyłem.

Brakuje mi też nowej, świeżej symboliki, którą można byłoby odcyfrowywać. Mam wrażenie, że ambitną poetykę zastępuje pretensjonalność. Nie mogę powiedzieć, że ogląda się to źle, ale cały czas mam z tyłu głowy, że to już nie jest to samo. Chcę dać się uwieść showrunnerowi, ale nie potrafię się w pełni przekonać do zmian. Tak jak Wednesday.

amerykańscy bogowie 2 sezon recenzja american gods 1

Na szczęście, nie licząc wspomnianej Gillian Anderson, aktorzy pozostali na swoich miejscach i nie zawodzą.

Emily Browning jest świetna jako martwa żona, która wreszcie odszukała swoje światło. Jest dokładnie tak sarkastyczna, jak ją zapamiętałem. Jak trzeba, to potrafi ukąsić, a mimo że jako nomen omen śmiertelniczka obraca się wśród prawdziwych bogów, potrafi zatrzymać fason. I to pomimo roztaczającego się wokół niej fetoru zgnilizny.

Kroczący za nią interesowanie Leprechuan jest z kolei grubiański i czarujący zarazem. Sam pan Wednesday, a właściwie Odyn, który gra tu pierwsze skrzypce, nadal jest władczy i roztacza wokół siebie trudną do zdefiniowania aurę. Z tajemnicy odarł go pierwszy sezon, ale nie odebrało to uroku, który swojemu jednookiemu bohaterowi nadaje fenomenalny Ian McShane.

amerykańscy bogowie 2 sezon recenzja american gods 1

Problem w tym, że to wszystko piosenki, które już znamy.

Motywacje i sekrety bohaterów pierwszo- i drugoplanowych odkryliśmy w 1. sezonie. Kolejny je jedynie remiksuje, a bohaterowie grają nadal w tej samej tonacji. Zaskoczeniem jest Cień, który jako jedyny zmienił się w zauważalny sposób. Ze stoickiego sceptyka stał się wręcz wyznawcą Odyna. Problem w tym, że akurat tej przemiany… za bardzo nie kupuję.

REKLAMA

W rezultacie nie wiem, czy to wina formy, czy treści, ale nie umiem się zaangażować w perypetie bohaterów. „Amerykańscy bogowie” w 2. sezonie to, jak się okazało, serial bardzo trudny w ocenie. Mamy tu bowiem naprawdę sporo elementów, które powinny ze sobą świetnie grać - ale tylko w teorii.

W praktyce zaś brakuje tu jakiegoś boskiego pierwiastka, dzięki czemu serial stałby się czymś więcej niż sumą elementów składowych. Z pewnością jednak wrócę do tego świata za tydzień, by zobaczyć, jaki będzie kolejny etap tej podróży. Być może po szorstkim starcie czeka nas gładkie przejście na kolejny bieg.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA