REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Czytasz i cierpisz. "Bagno" Rudzkiego nie wciąga, ale oblepia ciarkami żenady

Były redaktor naczelny "Przeglądu Sportowego", komentator ligi angielskiej, a od niedawna także dyrektor kreatywny tytułów drukowanych w Kanale Sportowym wypuścił tom opowiadań. "Bagno" Przemysława Rudzkiego faktycznie brzydko pachnie: bardzo złą lekturą.

Zachęcony fragmentami wrzucanymi przez twitterowego użytkownika kapisevicius – który kilka miesięcy temu uraczył nas równie żenującymi cytatami z "Gracza", innej powieści Rudzkiego – sięgnąłem po "Bagno". Nie będę ukrywał. Liczyłem na zabawę, którą miały zapewnić momenty jakby żywcem wychodzące spod palców gimnazjalisty buzującego hormonami. Zamiast położyć grzecznie ręce na kołderce, chwycił za klawiaturę i wyprodukował oto taki fragment:

15.09.2022
13:57
przemyslaw rudzki bagno
REKLAMA

Będziesz wznosił toasty najdroższym szampanem na stołecznych rautach. Będziesz pieprzył długonogie blondynki na jachcie w Marsylii i będziesz się spuszczał na cycki filigranowych opalonych brunetek w hotelu na Zanzibarze

REKLAMA

Problemy są dwa: to nie gimnazjalista, a poważny dziennikarz. Druga kwestia to fakt, że owszem, tego typu fragmentów jest kilka. Tyle że "Bagno" w większości składa się z nijakich, nudnych historii, które przeżywają nieciekawi, niewiarygodni papierowi bohaterowie.

"Bagno" to według wydawcy "egzystencjalna i szczera lektura", niby o współczesnym świecie.

Ludziach, którzy wyjeżdżają z małych miejscowości, tytułowego bagna, które jest w każdym regionie Polski. Może mają marzenia, może mają talent, ale gniecie ich wielki świat "warszawki" – zawiści, kłamstw, alkoholu, narkotyków, żądzy sławy, pełen nieszczerych i złych ludzi.

"Bagno" - Przemysław Rudzki

Nie brzmi to specjalnie oryginalne i nie jest. Wydaje się, że Rudzki jeden i drugi świat zna co najwyżej z piosenki "Małomiasteczkowy" i serialu "Ślepnąć od świateł". Tylko tak można tłumaczyć potok banału, sztampy i nudy, jaką znajdziemy na stronach "Bagnach".

Nie przesadzam, kulturowe zaplecze autora, po które z chęcią sięga, to właśnie popularne seriale (najczęściej Netfliksa), kryminały Jo Nesbo i oczywiście polski hip-hop. Cytaty – banalne i nudne – otwierają każdy rozdział. Kiedyś Paweł Zarzeczny żartował ze Stanowskiego, że jego ulubiony film to "Pan i pani Smith", co miało tłumaczyć małe obycie dziennikarza. Stanowski zarzekał się, że to nieprawda, ale już w przypadku Rudzkiego intelektualne fundamenty są czytelne i niestety dobrze widoczne.

W "Bagnie" mężczyźni to niespełnione talenty, które pokonał ktoś bardziej zaradny, pewny siebie i idący po trupach do celu. Kobiety są nieszczęśliwe, bo lecą na kasę, którą przegrani z bagien jednak nie są wstanie dać. Czasami tym dobrym i uczciwym coś się mimo wszystko udaje, niby tryumfują, ale ten sukces mogą dostrzec jedynie ci, którzy wyznają podobne wartości. Rudzki zdaje się mówić, że stanowią mniejszość w tym paskudnym świecie – bo bez wątpienia do takich się zalicza. Sęk w tym, że ani tych postaci nam nie szkoda, ani nie obchodzi nas, co się z nimi stanie. Nawet w skrajnych chwilach ich los pozostaje nam obojętny.

Jedyne ciekawe fragmenty to te, kiedy Rudzki wspina się na szczyty żenady.

Gdybyście mogli teraz z tyłu obserwować jej marsz w kierunku bloków na górce, uznalibyście, że to pewnie całkiem niezła laska. Ona sama lubiła swój tyłek, często wypinała się przed lustrem, następnie fotografowała pośladki opięte spodniami i naprawdę fajnie się to niosło, gdy dorzuciła emotki brzoskwiń.

Powiedziałbym, że Rudzki momentami próbuje być Bukowskim albo innym maczo z gonzo tekstów, ale nie jestem pewien, czy go zna. Bardziej jest więc frustratem z Wykopu. Właśnie w takich fragmentach "Bagno" przestaje być zabawne, a staje się smutne. I nie dlatego, że szkoda nam bohaterów – bo i jak, skoro to postaci tak nieautentyczne, tak nieżywe, że nie mają siły zapaść w pamięć – ale z powodu tych złych emocji, które musiały siedzieć w autorze.

 class="wp-image-2023690"
Przemek Rudzki: Bagno

Kiedy Rudzki wystąpił niedawno w Hejt Parku u Krzysztofa Stanowskiego, prowadzący powiedział, że jego gość jest nietypowym przykładem osoby, której w sieci nikt nie lubi, a która zyskuje przy bliskim poznaniu. Być może. Ale Rudzkiego jako autora opowiadań też nie da się lubić, bo sprawia wrażenie nadętego i obrażonego na rzeczywistość. Rzeczywistość, która jest jednak obiektem jego wyobrażeń, bo doskonale wiadomo, że świat tak nie wygląda. Dostajemy uniwersum zlepione z opowieści z seriali Netfliksa i zgadywania, jak może wyglądać życie szarych, przeciętnych ludzi.

Ten szmelc dostała od jakiegoś „kolegi” mamy, która mówi „kolega” na wszystkich facetów, ale przecież ona nie jest aż tak naiwna i wie jedno – że na pewno nie będzie dawać „kolegom” dupy, jak matka. Przed tygodniem usłyszała przeraźliwy jęk z dużego pokoju, to było w nocy, więc pomyślała, że ktoś umiera. Aż przysiadła na łóżku. W ciemności musiała kilka sekund pomyśleć, zanim dotarło do niej, że to był po prostu koniec stosunku. Kiedy rano matka zrobiła jej śniadanie, poczekała, aż zostanie sama, i wywaliła jajecznicę oraz chleb do kosza. Nie miała zamiaru dotykać jedzenia, które było przyrządzone przez kogoś, kto przez całą noc obrabiał k*tasa jakiegoś lokalnego kmiotka.

Szczególnie ciekawy w tej analizie Rudzkiego jako osoby i pisarza wydaje się opowiadanie "Ćwierk". Media społecznościowe w całej książce są największym złym, bo dają się wybić przeciętniakom. I to tylko dlatego, że obrażają znanych ludzi.

Trudno nie mieć wrażenia, że Rudzki traktuje "Bagno" jak potyczkę właśnie z tymi frustratami, jak zdaje się o nich myśleć, z Twittera. Czasami wbija szpilkę, a czasami wielki topór, jakim jest wspomniane opowiadanie. W nim poznajemy dziewczynę, która zdobywa sławę na Twitterze – bo obraża celebrytów i dziennikarzy – a potem zostaje porwana przez mafiosów i nastraszona.

To prywatna wendetta Rudzkiego. W usta wychowawczyni gwiazdki mediów społecznościowych autor wkłada zdania, które, jak podejrzewam, są jego opinią o wszystkich tych, którzy wyzywali go na Twitterze:

Proszę pana, nie chcę być nieuprzejma, ale dziewczyna była tak przeciętna, zarówno w kwestii fizis, jak i wyników w nauce, że niemal przezroczysta. Założę się, że połowa klasy miałaby problem z przypomnieniem sobie jej imienia. Panna Nikt, tak się chyba mówi o takich dziewczynach.

Słyszycie – jesteście nikim. Nikt was nie zna. Nie pamięta waszego imienia. Tacy jesteście w rzeczywistości. Widzicie?

Taka diagnoza mediów społecznościowych jest tak samo płaska, jak wszystko w opowiadaniach wchodzących w skład "Bagna". Wyjątkowo przykro mi się zrobiło, gdy Rudzki odegrał się na tych, którzy śmiali się z jego dawnego tekstu – że powie koledze, że namierzy hejtera po IP. W "Bagnie" jest to możliwe, właśnie tak groźni gangsterzy trafią na ślad internetowej gwiazdki, by potem ją nastraszyć.

I pewnie można to byłoby odebrać jako żart, mrugnięcie okiem, ale zbyt dużo żalu jest w "Bagnie", żeby uznać ten zabieg jako przejaw dystansu.

Zanęciła w stawie, przypływajcie, rybki, na żer. Spojrzała, że timeline pali się od jakiejś dyskusji. O, znany dziennikarz polityczny właśnie zrezygnował z Twittera. Że niby jakiś hejt na niego był. Nie kojarzyła sprawy, ale skoro gość zrezygnował, to znaczy, że był lamusem i pizdą. No i przede wszystkim już nie będzie tutaj zaglądał, więc można go teraz na lajcie dojechać. Tweetnij odpowiedź.

I takie jest to "Bagno". Szczególnie rozbawił mnie profesor, tak autentyczny i prawdziwy, bo mówiący "gawiedź". Nie mogę sobie nie darować wrzucania cytatów, bo one najlepiej opisują jakość tych opowiadań:

REKLAMA
  • "Chcesz oddać szacunek pracy tej niezwykle zaangażowanej dziewczyny. Zastanawiasz się nagle, czy jest aktywna na kolegiach redakcyjnych. Ile wynika z jej inicjatywy, a ile tematów po prostu jej zlecają. Jak wygląda bez telewizyjnego make-upu, rano, po przebudzeniu. Myśli płyną dalej i już jesteś z nią na jakiejś plaży, ale nie tam, gdzie leży wieloryb. W innym, lepszym, ciepłym, przyjemnym miejscu. Tylko we dwoje. Czujesz jej ciepłą rękę na brzuchu, a potem niżej"
  • "W ekstraklasie nigdy nie zadebiutował. Klub, ambitnie łaknący mistrzostwa, mający pieniądze z lepiej-nie-pytaj-skąd-człowieku, obiecał mu regularne granie, jednak na dwa tygodnie przed startem sezonu wyczuł, że dzieje się coś niepokojącego"
  • "Chyba wychodzimy. Nie mieszkasz tutaj. Jesteś k*rwą, którą zamówiłem przez telefon. Zapomniałaś? – Starał się użyć tonu zabarwionego najwyższą nutą pogardy. Nawet nie zerknął w jej kierunku. Przywykła do takiego traktowania. Było to, niestety, codziennością w jej pracy."
  • "Będzie miała ten rodzaj oczu, do których trzeba znać PIN".

Już nie mogę doczekać się pozycji wydawanych przez Kanał Sportowy – podobno nie tylko piłkarskich – które wyjdą spod ręki "dyrektora kreatywnego" Rudzkiego. Nie mogę się też powstrzymać od złośliwości, że tacy eksperci od poezji sztuki, jak właśnie Krzysztof Stanowski, swoim nazwiskiem reklamuje książkę kolegi. Jak widać z tytułowego bagna, tym razem w pewnej formie znajomości, trudno się wydostać – choć czasami może być ono bezpieczną przystanią.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA