REKLAMA

Tydzień z...: Bohaterowie Smarzowskiego i ich problemy, czyli ile można o tym samym?

Nie jestem pierwszym w Internecie, który podnosi rękę i woła na przekór powszechnie panującej opinii – "Wojciech Smarzowski fajny jest i wara od niego". Czuję się po prostu zmęczony trochę "brzydkim" polskim kinem, tym które tworzy Smarzowski. A na zmiany raczej się nie zapowiada, co potwierdza tylko zwiastun Pod Mocnym Aniołem.

Tydzień z…: Bohaterowie Smarzowskiego i ich problemy, czyli ile można o tym samym?
REKLAMA

REKLAMA

Kolejny film tego reżysera, będzie się skupiać (po raz wtóry) na tych samych problemach, które w polskim kinie występują nagminnie – pijaństwo, syf i bieda umysłowa oraz materialna. Nihil novi sub sole. Podczas seansu ludzie zapewne będą kiwać głową, starając się zrozumieć tragizm postaci i popadać w refleksje, a ja zasłonię twarz rękami. Mam wrażenie, że Smarzowski skończył się na Kill ‘Em… tzn. na Weselu i utknął mentalnie w wykreowanym przez siebie uniwersum, którego ja nie rozumiem. Może ja po prostu żyję w innej Polsce niż reżyser? Być może ja dostrzegam zmiany, których on nie widzi? Bo przecież nie da się oprzeć wrażeniu, że Smarzowski przenosi schematy komunistycznej mentalności na współczesne czasy.

Filmografia Smarzowskiego, to w zasadzie jeden wielki dramat poczynając od Wesela a kończąc na Drogówce. I proszę, nie mówcie mi, że Polska wygląda tak, jak Smarzowski ją przedstawia, bo jeszcze pomyślę, że wasze życie jest naprawdę szare i doświadczyliście samych okropieństw. W tym smutnym świecie, reżyser osadza swoje postacie, które niczym się od siebie nie różnią - są tylko kopią kolejnych stereotypów.

Wesele

Kategoryzacja bohaterów Smarzowskiego nie jest naprawdę trudna. Mamy bowiem postać, która chce dobrze, ale system jest taki zły (Porucznik Mróz, Dom Zły), cwaniaczka, co kończy źle (Wiesław Wojnar w Weselu, Dziabas w Dom Zły), głupców, którzy zachowują się jak dzieci (Edward Środoń, Dom Zły) i w ogólnym pojęciu degeneratów społecznych (reprezentujących siedem grzechów głównych w Drogówce). Prawdopodobnie powinienem tym bohaterom współczuć, rozumieć ich albo gardzić nimi, a kiedy widzę te same "mordy", to mnie to już nie rusza. Widz widział już wszystko, czy albo raczej CZYM można go jeszcze zaskoczyć?

Na plus reżyserowi zaliczę jednak wykorzystanie potencjału aktorskiego, którego można szukać w osobach takich jak Robert Więckiewicz (którego notabene wszędzie pełno), Bartłomiej Topa, Marian Dziędziel czy Arkadiusz Jakubik. To w zasadzie aktorzy występujący w filmach Smarzowskiego pozwalają mi przesiedzieć cały seans, chociaż kreacje, w które się ich ubiera mogą mnie razić. Tak samo zresztą jak ich problemy. Chyba właśnie najbardziej dziwi mnie mówienie, że Smarzowski próbuje coś zmienić przez pokazanie i napiętnowanie pewnych zachowań w filmie. Czy ktoś naprawdę liczy, że ten margines żyjący w nędzy, chlejący każdego dnia pójdzie do kina, pomyśli nad swoim zachowaniem i zmieni swoje podejście do życia? Jeżeli tak, to ja niedługo odlecę do nieba na moim różowym jednorożcu.

Tak jak napisał Jakub Kralka, te problemy bohaterów Smarzowskiego ograniczają się w zasadzie do „chlania” i „rypania”, a w tle rozgrywa się „prawdziwy” tragizm, który ponownie wynika z „chlania”, „rypania”, ludzkiej zawiści oraz dążenia do samodestrukcji. W przypadku Pod Mocnym Aniołem, twórca zdecydował się na eksponowanie problemu pijaństwa, czekam zatem na film skupiający się wyłącznie na „rypaniu”.

Drogówka
REKLAMA

W takim razie skąd taka popularność Smarzowskiego? Składają się na to trzy powody: mało liczna konkurencja na rynku polskim, my (Polacy) lubimy smutne kino oraz lubimy o myśleć o sobie, jako o „inteligentach”, którzy rozkładają film na czynniki pierwsze i doszukują się we wszystkim drugiego dna. A co jest na tym dnie? Nic, kompletnie nic. Bohaterowie Smarzowskiego są prości, zbudowani jak klocki Lego, posklejani z tych samych elementów. Trudno znaleźć tu jakąkolwiek "wielowymiarowość", głębię, by choćby pokusić się o psychologizację postaci.

Pod Mocnym Aniołem prawdopodobnie nas nie zaskoczy, a raczej potwierdzi, że Smarzowski to reżyser najbrzydszych i najbardziej przygnębiających filmów jeśli nie na świecie, to przynajmniej w Polsce. W nowym filmie głównym bohaterem jest Jerzy (Robert Więckiewicz), alkoholik, który pod wypływem miłości chce zmienić swoje dotychczasowe życie. I teraz uwaga, taki twist fabularny – Jerzemu przemiana się nie udaje i trafia na odwyk! Czy Smarzowski znowu pogasi wszelkie światełka w tunelu i zdepcze nadzieje na lepszą przyszłość w tym szarym, zapijaczonym kraju? Pozostaje mi tylko wiara, że nie, choć Smarzowski zapewne w pierwszych minutach filmu mi ją odbierze. Tak, jak czyni to zawsze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA