Nastolatki, przeszczep serca i satanistyczny kult. „Chambers” od Netfliksa to serial pełen skrajności
Problemy nastoletniego życia to jeden z lubionych tematów seriali Netfliksa. Na platformie nie brakuje też horrorów. Zapewne dlatego ktoś wpadł na pomysł, by połączyć te dwa światy w nowej produkcji - „Chambers”. Końcowy efekt jest tyleż zaskakujący, co nie do końca udany.
OCENA
„Chambers” to serial, którego ocena już na bazie ogólnego konceptu na fabułę jest dosyć kłopotliwa. Normalnie jestem absolutnym przeciwnikiem wszelkiej cenzury prewencyjnej. W mojej ocenie każdy temat może zostać wykorzystany przez kulturę, a oceniać należy dopiero końcowy efekt. Przyznam jednak, że po ogłoszeniu nowego serialu Netfliksa miałem pewne wątpliwości. Produkcja jako punkt wyjścia do całej historii traktuje moment, w którym główna bohaterka - Sasha Yazzie - ma atak serca. Nastolatce udaje się przeżyć, dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności. W pobliskiej Crystal Valley na skraju śmierci znajduje się osoba o pasującym do niej wieku i grupie krwi, Rebecca Lefevre. Jej serce wciąż bije i idealnie nadaje się na przeszczep. Rodzice dziewczyny wyrażają zgodę i dochodzi do operacji.
Kilka tygodni później Sashę i jej wujka Wielkiego Franka odwiedza ojciec Becky. Ben Lefevre zaprasza ich na kolację do swojego domu, które Yazzie przyjmują, mimo pewnego dyskomfortu. Podczas spotkania okazuje się, że Lefevre'owie chcą wesprzeć dalszą edukację Sashy, przenieść ją do nowej szkoły i zrobić wszystko, by dziewczyna z sercem ich córki mogła żyć w jak najlepszych warunkach. Propozycja zostaje przyjęta, ale nowe życie nastolatki nie okazuje się wcale lepsze od poprzedniego. Wszystko dlatego, że Sasha zaczyna miewać przebłyski z życia Becky i czuć drugą świadomość rządzącą jej ciałem.
W wielu krajach przeszczepy wciąż są traktowane jako coś nienaturalnego. A „Chambers” podtrzymuje ten niebezpieczny mit.
Być może przesadzam i nikt nie weźmie na poważnie przesłania z horroru, ale mimo wszystko nie mogłem się pozbyć poczucia, że jest w tym wszystkim coś niewłaściwego. Fabuła produkcji Netfliksa w kolejnych odcinkach (ogółem jest ich dziesięć) koncentruje się na próbach dowiedzenia się przez Sashę, kim była Becky, w jakich okolicznościach zginęła i dlaczego potrafi wpływać na jej ciało. Śledztwo zaprowadzi ją na trop new age'owej grupy Annex, która zdaje się kontrolować wszystkie aspekty życia w Crystal Valley.
Nazywanie „Chambers” horrorem z krwi i kości byłoby mimo wszystko pewnym nadużyciem. W całej produkcji nie brakuje elementów zaczerpniętych rodem z filmów grozy, ale więcej tu inspiracji dreszczowcami, motywem sobowtóra czy serialem „Miasteczko Twin Peaks”. Wiele elementów obecnych w serialu Netfliksa wyda wam się zresztą znajome. Mamy tu więc wierzenia rdzennych Amerykanów, tajemniczy satanistyczny kult, narkotyki, seks i problemy między rodzicami i dziećmi. Nie jest to koniecznie wada, o ile za pomocą typowych elementów udaje się opowiedzieć coś oryginalnego lub w nietypowy sposób. Kłopot z „Chambers” jest taki, że czasem wychodzi to doskonale, a czasem twórcy idą po linii najmniejszego oporu.
Nowy serial Netfliksa to dzieło przepięknie nakręcone. Praca kamery, gra światłem i majestatyczne widoki doskonale budują atmosferę.
„Chambers” w całkiem ciekawy sposób łączy w sobie estetykę rodem z garderoby nastoletniej dziewczyny z krwawym slasherem. Dzięki temu w produkcji nie brakuje momentów, które wywołują gęsią skórkę (choć prawdziwego strachu raczej nie doświadczycie). Problem w tym, że po każdym tego typu momencie przychodzi kilka scenek rodem z melodramatu o nastolatkach. A kreacja młodych ludzi w „Chambers” stoi na bardzo niskim poziomie. Sasha i Becky to pod wieloma względami chodzące stereotypy bez choćby grama charyzmy czy jednej ciekawej cechy. To samo można powiedzieć o większości drugoplanowych nastolatków. Wyjątki są dwa - brat Becky, Elliot oraz przyjaźniąca się z Sashą, Yvonne - ale w ich towarzystwie spędzamy zbyt mało czasu, żeby w znacznym stopniu poprawiało to ogólną ocenę.
Zdecydowanie lepiej wypadają portrety dorosłych bohaterów. W dużej mierze wynika to ze świetnego aktorstwa, które obok strony wizualnej stanowi największy atut „Chambers”. Marcus LaVoi i Tony Goldwyn radzą sobie świetnie, a Uma Thurman kradnie każdą scenę, w której gra. To głównie dzięki nim widz przez dłuższy czas ma wątpliwości, komu Sasha może prawdziwie ufać.
Niestety, wszystkie te fałszywe tropy i ciekawe rozwiązania w finałowym akcie prowadzą do najbardziej sztampowego rozwiązania.
Zakończenie „Chambers” pozbawione jest suspensu i klimatu, a oryginalności w nim za grosz. To pewnym sensie szokujące, że ci sami twórcy, którzy w 1. epizodzie sprawnie budują świat, a w 8. odcinku w cudowny sposób bawią się motywem pokazywania tej samej sceny z punktu widzenia różnych bohaterów, w finale ponoszą tak olbrzymią porażkę. Oczywiście, ostatnie odcinki zostawiają wyraźną furtkę dla 2. sezonu, ale jego powstanie zapewne jest uzależnione od wyników oglądalności. Zresztą bardzo możliwe, że wiele osób obejrzy nowe dzieło Netfliksa, bo w końcu mowa o połączeniu dwóch najpopularniejszych gatunków na Netfliksie.
Osobiście widzę jednak niewiele potencjału w kontynuowaniu historii Sashy. I wcale nie jestem z tego powodu zadowolony, bo z wielu momentów „Chambers” przebija olbrzymi talent pracujących przy serialu osób. Szkoda, że został on zmarnowany na produkcję, który mogła być odkryciem sezonu. Ale za bardzo bała podjąć ryzyko i zamiast tego wybrała naśladownictwo.