Christopher Nolan obraził się na Warner Bros., bo filmy wytwórni będą mieć premiery w internecie
Christopher Nolan jeszcze kilka miesięcy temu dziękował Warner Bros. za to, że odważyła się wypuścić „Tenet” w kinach, gdy wszyscy inni przenosili swoje produkcje. Od tego czasu relacje między reżyserem a wytwórnią uległy zdecydowanemu pogorszeniu. A wszystkiemu winne pandemia koronawirusa i istnienie HBO Max.
„Tenet” Christophera Nolana zadebiutował w światowych kinach 26 sierpnia, gdy restart kin wydawał się jeszcze całkiem realną perspektywą na koniec 2020 roku. Szybko okazało się jednak, że zamiast wzrastającej systematycznie liczby widzów cała branża będzie musiała się zmierzyć z nowym lockdownem. Dlatego produkcja z Robertem Pattinsonem i Johnem Davidem Washingtonem zarobiła łącznie tylko 363 mln dol. w box office.
Oznaczało to, że Warner Bros. nie zdoła w ten sposób odzyskać zainwestowanych w nią pieniędzy. A to trzeba było uznać za jednoznaczną porażkę. Zarządzająca wytwórnią korporacja WarnerMedia odpowiedziała na klapę „Tenet” i zamknięte kina kontrowersyjną decyzją o równoczesnej premierze swoich kolejnych hitów na dużym ekranie i VOD. Wzmacniając w ten sposób za jednym zamachem bibliotekę nowo powstałego HBO Max. Problem w tym, że taki ruch nie był konsultowany z twórcami filmów, co wzbudziło olbrzymi sprzeciw m.in. Denisa Villeneuve'a i właśnie Nolana.
Christopher Nolan tak bardzo obraził się na wytwórnię, że następnego filmu nie chce robić pod szyldem Warner Bros.
A przynajmniej takie informacje podaje Wall Street Journal w nowym artykule poświęconym Hollywood po pandemii Covid-19. Wynika z niego, że twórca „Tenet” i „Dunkierki” jest przekonany co do symbolicznego rozwodu z firmą, która nie szanuje twórców i nie konsultuje z nimi tak istotnych postanowień. Byłaby to oczywiście olbrzymia strata dla Warner Bros., z którym Nolan współpracuje od samego początku swojej kariery i filmu „Memento”.
Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że sam reżyser myśli nieco życzeniowo. W normalnych okolicznościach każdy hollywoodzki gigant z wielką chęcią „przejąłby” tak popularnego artystę. Streaming w dobie pandemii staje się jednak coraz ważniejszy i mało kto będzie gotów z niego zrezygnować, żeby stracić dziesiątaki milionów dolarów w imię kultywowania skazanej obecnie na porażkę dystrybucji kinowej.
W swoim opiniotwórczym artykule poświęconym jednoczesnym premierom w kinach i streamingu zaznaczałem, że WarnerMedia przeprowadziło całą operację zupełnie bez gracji. Tu się z Nolanem zgadzam. Ale warto też zastanowić się, czy przesuwanie premiery po 4-5 razy (jak mamy do czynienia w przypadku „Nie czas umierać” i produkcjami Sony) na pewno jest lepszym wyjściem. Wytwórnie walczące o odzyskanie zainwestowanych pieniędzy nie zdecydują się łatwo kolejny debiut blockbustera w samym środku pandemii. Być może Christopher Nolan będzie musiał przekonać się o tym boleśnie na własnej skórze.