"Drobiazgi takie jak te" to pierwszy projekt Cilliana Murphy'ego po wygraniu Oscara. Irlandzki aktor postanowił wrócić do krajowych korzeni i zagrać w fenomenalnym filmie "Drobiazgi takie jak te". Od dziś można go zobaczyć w Canal+. Przepraszam, nie "można". Trzeba.

Z różnych wypowiedzi medialnych Ciliana Murphy'ego bije jego duma i przywiązanie do swojej tożsamości i kraju. Nie powinno zatem więc dziwić, że pierwszy projekt po zdobyciu Oscara za wybitną kreację w "Oppenheimerze" to kameralnie pokazana historia osadzona w ojczystym kraju, bazująca na literackim pierwowzorze autorstwa Claire Keegan, o tym samym tytule. Oprócz samego Murphy'ego w gronie producentów znalazł się także zgrany i znany duet tworzony przez Bena Afflecka i Matta Damona, którzy mają doświadczenie w firmowaniu ciekawych tytułów w tych rolach.
Drobiazgi takie jak te - recenzja. Za drzwiami irlandzkiego zakonu
Bill Furlong (Cilian Murphy) mieszka w jednej z niewielkich, irlandzkich miejscowości wraz z żoną i pięcioma córkami. Zarządza rodzinną firmą, która z kolei zajmuje się sprzedażą, a potem transportem węgla i materiałów na opał. Jednym z miejsc, do których je przywozi, jest zakon sióstr magdalenek - należy do bardzo wąskiej grupy osób z zewnątrz, które siłą rzeczy mają tam wstęp. W trakcie jednej z wizyt tam przypadkowo zostaje świadkiem siłowego "oddania" do zakonu młodej, spanikowanej dziewczyny.
Mimo hollywoodzkiej śmietanki w producenckim (i aktorskim poniekąd też) składzie, "Drobiazgi takie jak te" to film, jak wspomniano, kameralny, mroczny, ale co dość istotne - nie pokazujący zbyt wiele. Potworne praktyki stosowane przez zakonnice w zimnych murach ich przybytku są tematem, o którym się wie, ale dla własnego bezpieczeństwa omija się go w rozmowach. Nic zresztą dziwnego - wpływy Kościoła w miejscowości zamieszkiwanej przez bohaterów są wystarczająco szerokie, żeby zrozumieć stawkę - rozgadaj co się dzieje, a np. Twoja córka może nie dostać szansy na dobrą edukację. Furlong nie jest zresztą ucieleśnieniem najpiękniejszych wartości - tak jak wielu, jest zwykłym wyrobnikiem, który nie walczy z systemem. Zwłaszcza, że dzięki temu systemowi jego rodzina jakoś wiąże koniec z końcem, co nie jest najprostsze przy tak licznej grupie domowników.
Kontekst społeczno-religijny jest tutaj niezwykle istotny, ale nie zamyka filmu w szufladce moralizatorstwa czy starcia jedynego sprawiedliwego człowieka ze złem. Bill nie jest typem herosa - zanim podejmie ostateczną decyzję, Mielants i będąca autorką scenariusza Enda Walsh przeprowadzą nas przez wyzwolone wskutek tajemniczego zdarzenia wspomnienia głównego bohatera, jego naturalne rozterki, w których walczą ze sobą współczucie czy prosta, przyrodzona chęć pomocy osobie w potrzebie. Ma świadomość, że nie tylko on sam nie zmieni stanu rzeczy, ale też próba dokonania tego może się odbić na nim, jego najbliższych i współpracownikach. Sznurki wpływów są rozciągnięte zbyt szeroko, by robić z siebie rycerza na białym koniu.
Cillian Murphy nikomu nie musi już nikomu nic udowadniać.
To bardzo dobrze rozpisany, żywy konflikt moralny przypominający najlepszą formę Clinta Eastwooda, który w swoim ostatnim filmie postawił w centrum dobrego człowieka, który przypadkiem został wplątany w mroczną sytuację bez dobrego wyjścia. Z Billem jest podobnie - nie wątpimy w jego dobroć i budzące się sumienie, może chcielibyśmy, żeby zrobił bardziej stanowczy krok, ale wiemy, że szyja na jego pętli zacisnęłaby się mocniej - zwłaszcza po subtelnie przerażającej scenie konfrontacji z zarządzającą zakonem siostrą Mary. Nawet powroty do wspomnień głównego bohatera - choć czasami wtrącane chaotycznie - nabierają sensu, gdyż główny bohater miał szczęście być wychowywany przez samotną matkę wspieraną przez bogatą właścicielkę ziemską. Oboje dostali szansę na życie, która mogłaby zostać utracona, gdyby trafili do zakonu.
Znakomitym wyborem, nadającym filmowi tajemniczości i szarości moralnej jest otoczenie historii wokół zewnętrznego bohatera. Cillian Murphy nikomu nie musi już udowadniać swojej aktorskiej wielkości, ale w "Drobiazgach takich jak te" dostarcza fantastyczną, przejmującą rolę człowieka, który więcej mówi swoją mimiką niż słowami. Jego wewnętrzny konflikt jest wyrażony dość ascetycznie, ale wystarczająco, żeby go pojąć. Właśnie te tytułowe drobiazgi, pozornie nieznaczące sytuacje i momenty potrafią doprowadzić do podjęcia właściwej decyzji i okazania człowieczeństwa. Obok Murphy'ego największym aktorskim nazwiskiem jest Emily Watson. Nie ma jej za długo na ekranie, ale gdy się pojawia jako wspomniana szefowa zakonu, to do opisania pasuje tylko jedno słowo: ciary.
"Drobiazgi takie jak te" to dość krótki jak na współczesne standardy film, trwający nieco ponad półtorej godziny. Nigdy nie pokazuje zła bezpośrednio, ale kręci się wokół niego z taką intensywnością, że mrok i zgnilizna potrafią mocno wsiąknąć i nie dać o sobie zapomnieć. Istnieje jednak promyk nadziei, że tytułowe drobne czyny, nawet gdy są społecznie niepożądane, mają szansę przynieść choć ułamek dobra.
"Drobiazgi takie jak te" są dostępne do obejrzenia w w serwisie Canal+.
Więcej informacji o ofercie Canal+ przeczytacie na Spider's Web: