Zostawcie aktorską podróbkę Netfliksa. Polecamy najlepsze odcinki anime "Cowboy Bebop"
Wyczekiwana przez wielu aktorska wersja anime "Cowboy Bebop" jest już na Netflix Polska. Niestety, produkcja jest daleka od ideału, dlatego każdemu polecam obejrzenie w zamian oryginalnej animacji. "Kowboj Bebop" ma kilka naprawdę świetnych odcinków.
"Cowboy Bebop" i Netflix to na pierwszy rzut oka idealne połączenie. Żadna inna platforma streamingowa nie ceni sobie japońskiej animacji tak wysoko i nie jest tak otwarta na jej fanów. Decyzja o przerobieniu kultowego anime na aktorski serial od początku była jednak podyktowana głównie względami marketingowo-finansowymi. Z punktu widzenia artyzmu czy braku dostępności nie miało to żadnego sensu. Na efekt finalny mało kto czekał z optymizmem, ale "Cowboy Bebop" Netfliksa i tak zdołał wszystkich rozczarować.
Cowboy Bebop Netflix - lista najlepszych odcinków anime:
Nadawana pierwotnie w latach 1998-1999 animacja może się pochwalić zdecydowanie bardziej rozbudowanym świętem, mniej skondensowaną historią, lepszym humorem, jednolitą wizją artystyczną i całą masą świetnych epizodów. Co ważne, ten "Cowboy Bebop" też jest dostępny na Netflix Polska. Nie ma więc powodu, żeby oglądać nową wersję, skoro jej lepszy pierwowzór znajduje się o jedno kliknięcie obok. A ponieważ większość epizodów stanowi krótkie, zamknięte opowieści, to nie trzeba wcale oglądać wszystkich dwudziestu sześciu grzecznie od pierwszego do ostatniego.
Astralny blues
Astralny blues stanowi idealny wejście w świat "Kowboja Bebopa" i pewnie dlatego Netflix również postanowił zacząć od niego swój remake. W wersji oryginalnej otwarcie wychodzi jednak zdecydowanie lepiej. Walki są bardziej ekscytujące, atmosfera bardziej jednolita a flegmatyczny charakter Spike'a Spiegela klarowniej zarysowany. Odcinek z tegorocznej produkcji psuje też finałowy twist, ponieważ twórcy kompletnie nie wierzą w inteligencję widzów. To coś z czym "Cowboy Bebop" z lat 90. nie ma najmniejszego problemu. Dzięki czemu "Astralny blues" jawi się jako opowieść szalona jak western i smutna jak grecka tragedia o nieuniknionych wyrokach losu.
Ballada o Upadłych Aniołach
"Ballada o Upadłych Aniołach" to być może najważniejszy odcinek anime z perspektywy fanów nowej adaptacji. Ten jeden epizod pokazuje, jak wiele elementów fabuły zmienił serial Andre Nemeca, a także jak bardzo nijako wypada w nim kopiowanie scen znanych z oryginału. "Ballada o Upadłych Aniołach" to bowiem odcinek poświęcony przeszłości Spike'a Spiegela i jego relacji z Viciousem (ten wątek w anime nie jest wcale dominujący, po kilka epizodów poświęconych swojej przeszłości dostają również Faye i Jet). Dawny rywal Spike'a wypada w tej wersji o niebo lepiej. Jest bardziej przerażający, charyzmatyczny i bezwzględny, a jego walka z członkiem załogi Bebopa stanowi maestrię choreografii i animacji.
Jamming z Edwardem
Radykalny Edward nie stanowi istotnej postaci w 1. sezonie serialu "Cowboy Bebop", choć według wszelkiego prawdopodobieństwa zmieni się to w przyszłości. Inaczej rzecz ma się w anime, gdzie debiutuje już w 9. odcinku i od tego czasu stanowi stały dodatek do załogi Bebopa. Epizod "Jamming z Edwardem" doskonale pokazuje dziecinną naturę genialnej dziewczynki. Zachwycona poczynaniami Spike'a, Faye i Jeta (a także ich licznymi porażkami) postanawia ona prośbą i groźbą zdobyć sobie miejsce na statku. Do czego używa znajomości z pewnym samotnym satelitą. Brzmi dziwnie? Oryginalny "Kowboj Bebop" wielokrotnie potrafił zaskakiwać podobnie niespotykanymi pomysłami, które twórcy potrafili znakomicie wyegzekwować.
Zabawki na strychu
Mówiąc szczerze, nie rozumiem dlaczego Netflix nie zdecydował się na zaadaptowanie akurat tego epizodu do swojej produkcji. Każdy twórca opowieści o kosmicznych piratach czy łowcach nagród wie, że czasem warto zamknąć bohaterów na pokładzie ich statku. Dzięki temu nie tylko poznajemy lepiej otoczenie, w którym żyją, ale mamy też szansę na zaoferowanie widzom czegoś nowego. W tym wypadku chodzi o odcinek z elementami horroru na wzór "Obcego". Członkowie Bebopa kolejno padają bowiem ofiarą tajemniczej inwencji spowodowanej przez krążącą po wentylacji istotę.
Na grzybki
Absolutny brak pomysłu na wykorzystanie psa Eina w serialu Netfliksa rzuca się w oczy od jego pierwszego do ostatniego odcinka. W anime pełni on zdecydowanie większą rolę, częściej bywa pomocny i przede wszystkim jest właściwie używany jako uroczy sposób na przełamanie poważnej atmosfery. Widać to doskonale na przykładzie odcinka "Na grzybki", który na pierwszy plan wyciąga duet Ein/Ed. Ta dwójka pasuje do siebie idealnie i zapewnia absolutną masę śmiechu w chyba najbardziej wyluzowanym ze wszystkich odcinków "Kowboja Bebopa".
Pierrot le Fou
Tytułowy bohater tego epizodu pojawia się też w aktorskiej wersji, ale wypada tam zdecydowanie gorzej. "Pierrot le Fou" to zresztą odcinek chyba najlepiej pokazujący głębię artyzmu oryginalnego anime. Nie sposób go umiejscowić w obrębie jednego gatunku, bo to jednocześnie psychodeliczny horror, dramat wojenny oraz sensacyjna opowieść pełna wybuchów i śmierci. Gdyby nasza analiza miała się jednak zatrzymać w tym punkcie, to byłaby ekstremalnie powierzchowna.
W "Pierrot le Fou" ważniejsza od pocisków i bomb jest zahaczająca niemal o nihilizm filozofia życiowa. Inaczej niż w tegorocznej wersji Spike Spiegel natrafia na najbardziej zabójczego zabójcę w historii nie z uwagi na czyjeś zlecenie, ale czysty przypadek. Zły los, przed którym nie można uciec, bo kiedyś w końcu nas dopadnie.
OCZYSZCZENIE
Historia doktora Londesa i jego terapia mająca na celu pozbycie się swoich ziemskich trosk trafiła do 1. sezonu nowego serialu, ale w wersji tak okrojonej i pozbawionej celu, że to aż przerażające. "OCZYSZCZENIE" tymczasem stanowi jednocześnie tragiczną opowieść o zazdrości wobec innych i cierpką krytykę telewizji jako narzędzia zmierzającego mimochodem do ogłupienia nas wszystkich. Co w kontekście zdecydowanie mniej skomplikowanej i filozoficznie głębokiej adaptacji od Netfliksa nabiera podwójnego znaczenia.
Anime "Cowboy Bebop" chce być czymś więcej niż tylko kolejnym serialem na pasku VOD.
Lista najlepszych odcinków anime "Cowboy Bebop" mogłaby być równie dobrze znacznie dłuższa. Nie ma tu choćby dwóch podwójnych epizodów (ich dołączenie wydało mi się nieco nie fair), a także kilku innych co najmniej dobrych historii. Siłą rzeczy zawsze na takiej liście znajdziemy pewien element subiektywności. Nie zmienia to natomiast faktu, że duet "Cowboy Bebop"/Netflix wypada zdecydowanie lepiej, gdy oglądamy oryginalną produkcję. Nie zaś jej nijaką i znacznie mniej ambitną kopię.