Netflix nie zrobi głupszego serialu niż "Człowiek kontra pszczoła". Rowan Atkinson wkłada tu twarz w psią kupę
Rowan Atkinson znany z seriali "Jaś Fasola" i "Czarna Żmija" przybył na platformę Netflix z nowym serialem swojego autorstwa. "Człowiek kontra pszczoła" to celowy powrót do komediowych produkcji sprzed lat, gdzie głupota miesza się z dowcipami najniższych lotów. O ile bawią was takie rzeczy jak idiotyczni bohaterowie, psie kupy i pszczoły z piekła rodem, to może będziecie się nawet dobrze bawić.
OCENA
Jeszcze zanim "Człowiek kontra pszczoła" pojawił się w bibliotece Netfliksa, to o brytyjskim serialu już było bardzo głośno. Zadbał o to sam Rowan Atkinson, który tuż przed premierą mocno wystąpił przeciw cancel culture. Jeśli miał to być sprytny sposób na wypromowanie swojej produkcji (Atkinson nie tylko tu gra, ale jest też współautorem projektu), to okazał się wyjątkowo skuteczny. Widzowie rzucili się na nową komedię, choć "Człowiek kontra pszczoła" nie zawiera w sobie żadnych elementów, którymi mógłby się narazić cancel culture.
Dostępny od piątku w serwisie Netflix serial to w zasadzie wyjątkowo niewinna produkcja, która nawiązuje stylem do oldschoolowej komedii omyłek. Nie oczekujcie tutaj błyskotliwych żartów rodem z "Czarnej Żmii". Nowy bohater Rowana Atkinsona o imieniu Trevor to połączenie fajtłapowatości Jasia Fasoli, niszczycielskich skłonności Johnny'ego Englisha oraz głupoty Lloyda Christmasa i Harry'ego Dunne'a z filmu "Głupi i głupszy". Wyrzucany z kolejnych miejsc pracy mężczyzna w końcu otrzymuje posadę, której (na pierwszy rzut oka) nie da się popsuć. Ma przez tydzień mieszkać w luksusowym domu pewnej bogatej pary i zadbać, by nie doszło tam do żadnych nieprzewidzianych zdarzeń.
Netflix i Rowan Atkinson w serialu Człowiek kontra pszczoła głównie żenują.
Jak łatwo się domyślić po tytule produkcji, na drodze do szczęścia Trevora staje pewna wyjątkowo irytująca pszczoła. "Jaki problem może sprawić jeden niewinny owad?" - słusznie zapytacie i po prawdzie nie mam dla was zasadnej odpowiedzi. Decyzja, by antagonistką serii uczynić małą pszczółkę, jest co najmniej dziwna. Cały świat od lat krzyczy, że powinniśmy traktować te owady znacznie lepiej. Netflix wraz Atkinsonem i odpowiedzialnym za scenariusz Williamem Daviesem uznali zaś, że hasło "Bij, zabij pszczołę!" sprzeda się znacznie lepiej. Nie będę nawet próbować wytłumaczyć tej decyzji.
Inna sprawa, że w rzeczywistości to sam Trevor jest swoim największym wrogiem. Pomimo wszystkich swoich irytujących właściwości Jaś Fasola ostatecznie był dosyć sympatycznym bohaterem. Mało kto chciałby naśladować go w prawdziwym życiu, ale dzięki swojej niewinności budził raczej współczucie niż niechęć. Najnowszy twór Rowana Atkinsona ma podobne do Fasoli negatywne przymioty, ale oprócz tego jest też wyjątkowo antypatycznym gościem. Potrzebuje mniej niż kilku minut, by całkowicie zdewastować nowobogacki dom, a rzeczona pszczoła ma w tym dziele destrukcji udział wręcz minimalny.
"Człowiek kontra pszczoła" to serial pełen slapsticku i żartów (dosłownie) na poziomie kupy.
Trudno mi uwierzyć, by ktokolwiek z oglądających nowy serial Netfliksa rzucał się do kibicowania Trevorowi w jego poczynaniach. To chodząca na dwóch nogach puszka Pandory, która w dodatku notorycznie sama prosi się o kłopoty. Pod koniec styczności z serialem ("Człowiek kontra pszczoła" liczy dziewięć krótkich odcinków) miałem nadzieję, że naprawdę spotka go wszystko, co najgorsze. I wy też będziecie, bo ofiarą jego nieudolności padają jeszcze dzieła sztuki, dobytek dwójki niewinnych ludzi i inne zwierzęta niż tytułowa pszczoła. Na koniec twórcy stają na głowie, żeby odwrócić sytuację i uczynić z Trevora ofiarę spisku, ale w żadnym razie go tym nie ratują. Przynajmniej nie w moich oczach.
Skoro jednak nie sam bohater ma przyciągnąć widzów do "Człowiek kontra pszczoła", to może haczykiem będzie humor? Odpowiedź na to pytanie bardzo zależy od waszego gustu. Jeżeli bawi was ganiający po pokojach z głupią miną Rowan Atkinson, to tutaj dostaniecie podobnych gagów co nie miara. A to Brytyjczyk potańczy sobie nago pod prysznicem, a to walnie twarzą w psią kupę, by innym razem wylecieć cały w sadzy z komina.
Osobiście dostrzegam w tym wszystkim starodawne poczucie humoru, bo mało kto robi już komedie w taki sposób. Czy jednak przesadnie tęskniłem za takim stylem? W żadnym wypadku. Jakby Atkinson wrócił z czymś pokroju "Czarnej Żmii", to piałbym z zachwytu. Na drugiego "Jasia Fasolę" jestem (co najwyżej) w stanie parsknąć i westchnąć z odrobiną nostalgii: "Jakie to przeraźliwie głupie".
Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.