REKLAMA

„Dash i Lily” jest jak Tinder w wersji vintage. Oceniamy świąteczny serial Netfliksa

Bożonarodzeniowe produkcje przyzwyczaiły nas do pewnego utartego schematu, który może jeszcze w okolicach „Love Actually” jakoś się sprawdzał, ale na etapie „Listów do M.” zwyczajnie spowszedniał. Tymczasem nowy serial Netfliksa „Dash i Lily” udowadnia, że potencjał świątecznych historii nadal jest spory.

dash I lily serial netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Tworzenie okołoświątecznych produkcji tylko na pozór jest zadaniem prostym. Łatwo w serialach z Bożym Narodzeniem, miłością i kolędami w tle przesłodzić cały klimat, pójść na skróty z romantyczną fabułą i koniec końców stworzyć potworka, który straszy, a nie zachwyca. „Dash i Lily" to opowieść, która zręcznie omija potencjalne przeszkody, a efektem slalomu twórców jest naprawdę niezły serial.

„Dash i Lily”: o czym jest ta historia?

Widzowie obserwują przedświąteczne zmagania dwojga nastolatków: Dasha (w tej roli Austin Abrams) oraz Lily (Midori Francis), którzy — każde z osobna — mierzą się ze swoją nieporadnością i trudnościami, jakie niosą w swoich charakterach i doświadczeniach. Ich samotność jest tylko na pierwszy rzut oka wyborem i decyzją niezależnych singli: Dash zakłada maskę cynicznego, wycofanego i nieco zblazowanego, z kolei Lily ucieka w sztuczne, ale bezpieczne warunki domowych pieleszy, pod nadzorem nieco nadopiekuńczej rodziny.

Namówiona przez brata Lily wysyła swoisty los na loterii, zostawiając w miejscowym antykwariacie pamiętnik, ale nie byle jaki: czerwony notes (przywodzący na myśl skrajnie pozytywną wersję dziennika Toma Marvolo Riddle'a z „Harry'ego Pottera i komnaty tajemnic”) jest pełen wskazówek dla osoby, która go odnajdzie. Dalszy ciąg historii wydaje się oczywisty. I choć w dużej mierze taki jest, to twórcy produkcji — na czele z Joe Traczem — uruchomili solidny mechanizm fabularny, który nie nudzi, a przy tym nie jest obarczony grzechem pierworodnym tego rodzaju seriali: a więc niedającym się znieść romantyzmem, tyleż uroczym, co i odklejonym od rzeczywistości.

Perfect match nieperfekcyjnych ludzi

Ale wróćmy do Nowego Jorku, w którym toczą się losy tytułowych nastolatków. Dash i Lily nie są stworzeni na obraz widowiskowych musicali, w których wszystko — począwszy od urody, przez hobby, rodzinę, na ambicjach i talentach kończąc — jest perfekcyjne. W serialu Tracza (tak, tak, też miałam skojarzenie ze słynnym bohaterem „Plebanii”) jest zupełnie inaczej: na każdym z wymienionych boisk główni bohaterowie mają swoje niedostatki, problemy, a czasami zwyczajne kompleksy. Gra toczona między nimi za sprawą przekazywanego notatnika czasami pozwala je pokonać, ale bywają i takie momenty, gdzie wewnętrzne demony biorą górę.

Tinder w wersji vintage

„Dash i Lily" to również opowieść, która — paradoksalnie — jest bardzo adekwatna na dzisiejsze czasy i obecne formy komunikacji wśród najmłodszych. Paradoksalnie, bo przecież dziś ze święcą szukać osób, które wysyłają sobie tradycyjne listy. Niemniej jednak, serial Netfliksa to historia, która powinna trafić także do tych, którzy nie widzą dziś innej furtki kontaktu niż Internet: tak samo wygodny, pozwalający uniknąć konieczności otworzenia się, co niebezpieczny. W relacji Dasha i Lily są i takie chwile, gdy zderzenie z rzeczywistością jest arcytrudne, a narosłe wyobrażenia o wymarzonym partnerze okazują się twardym orzechem do zgryzienia. Świąteczna atmosfera nie jest nachalna, raczej gdzieś sączy się w tle całej opowieści, ale miłośnicy wszechobecnych reniferów, łańcuchów na choinkach i długich kolejek do kolan świętego Mikołaja powinni być zadowoleni, a ich apetyty zaspokojone (i piszę to ja, absolutna crazy Christmas woman).

Prosta, urocza historia do schrupania na raz — niczym świąteczny pierniczek

Czy to wszystko oznacza, że „Dash i Lily" to serial rewelacyjny? To jednak dużo za dużo powiedziane. Osiem odcinków, które możemy oglądać od połowy listopada na Netfliksie jest raczej sympatyczną opowiastką, która może wybrzmieć gdzieś w tle przygotowań (niekoniecznie do Bożego Narodzenia) czy gotowania (nie tylko barszczu). Nie jest to wielkie widowisko czy arcydzieło, ale pogodna historia, z optymistycznym morałem i w gruncie rzeczy bardzo ludzkim przekazem zakotwiczonym w codzienności, która nie musi być utkana z doskonałych wątków i nieskazitelnych strojów, by potrafiła wciągnąć widza, a przy okazji przemycić nieco naprawdę mądrych treści.

REKLAMA

Serial „Dash i Lily” jest już dostępny na Netflix Polska.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA