REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Narkotyki, rap i sensacja. Recenzujemy serial „Diler”

Blokowiska pomalowane sprayem. Getto, w którym rządzą dilerzy wymachujący bronią przy każdej, nawet najdrobniejszej okazji. Narkotyki przechodzące z rąk do rąk i wojna gangów. Wiecie już, gdzie jesteśmy? Tak jest, na planie teledysku rapowego.

17.03.2021
11:56
Diler. Recenzja serialu platformy Netflix z rapem w tle
REKLAMA
REKLAMA

Franck i jego operator przybywają do niebezpiecznej dzielnicy z jednym zadaniem. Mają nakręcić teledysk do piosenki ledwo co zwolnionego z więzienia Tony’ego. Nie wiedzą jednak, że właśnie trafili w sam środek wojny gangów. Aspirujący raper przede wszystkim jest bowiem gangsterem i musi stawić czoła Steve’owi, który ewidentnie chce przejąć jego interes. Filmowcy towarzyszą początkującemu artyście nie tylko, kiedy rymuje, ale też wtedy, gdy dobija kolejnych targów, narażając tym samym swoje życie. Włodarze wytwórni są jednak nieubłagani. Jeśli protagonista chce stworzyć własny pełny metraż, najpierw ma ukończyć klip. I lepiej dla niego, żeby trafiło do niego jak najwięcej ekscytujących ujęć. Odczuwający presję główny bohater nakręca swoimi działaniami spiralę tragicznych wydarzeń.

Dzieje się to nieco inaczej niż w „Hard Core Logo”, gdzie Bruce McDonald podążał za punkowcami i w poszukiwaniu sensacji nastawiał ich przeciwko sobie.

Franck jest niemym obserwatorem, ciągle stoi gdzieś z boku. Znajduje się jednak między młotem a kowadłem, bo szefostwo oczekuje materiału w stylu filmów gangsterskich. Wytwórni nie podobają się ujęcia Tony’ego rozmawiającego z bliskimi. Oni chcą strzelanin, dilerki i pościgów. Protagonista, chociaż ma dobre intencje, zrobi wszystko, aby ich zadowolić, a my zobaczymy, jak przypadkiem stanie się uczestnikiem grożących jego życiu sytuacji. Zapowiada to już pierwsza scena „Dilera”, w której zdyszany bohater mówi do kamery, że zaraz może zginąć. W ten sposób Ange Basterga i Nicolas Lopez zdobywają naszą uwagę, a potem sprawnie łączą dramat z kinem gangsterskim i widowiskiem akcji.

Od samego początku twórcy uwydatniają tragizm swoich bohaterów. Zarówno Francka, jak i Tony’ego. Ten pierwszy musi tłamsić swoje ambicje opowiadania o życiu zwyczajnych ludzi, a ten drugi chce skupić się na karierze rapera, zostawiając gangsterkę za sobą. Na styku podejmowanych tematów rodzi się satyra na rzeczywistość mediów będących w ciągłej pogoni za sensacją oraz na świat gangsta rapu, który wymaga od artystów, aby kreowali się na twardzieli większych niż są. Gdzieś w tle przewija się społeczne zaangażowanie, ale w zainteresowaniach Bastergi i Lopeza znajduje się przede wszystkim wartka akcja. Narracja pędzi na łeb na szyję, a my przeprowadzani jesteśmy od jednej do drugiej strzelaniny. A żeby wszystko było jak najbardziej realistyczne, zostało utrzymane w poetyce found footage.

diler netflix serial recenzja
Diler/Netflix ©Mika Cotellon

Popularna na przełomie wieków poetyka (nadmiernie eksploatowana dzięki sukcesowi „Blair Witch Project”) z jednej strony zawsze kazała poświęcać widowiskowość na ołtarzu realizmu, a z drugiej zmusza widzów do zawieszenia swojej niewiary.

W końcu, patrząc na wiele przykładów wykorzystania found footage, w których śledzimy losy ekipy filmowej, nieraz można zachodzić w głowę, czemu dana postać w zagrażającej życiu sytuacji nie porzuci kamery. I w „Dilerze” tak się nieraz dzieje, kiedy oglądamy materiał zarejestrowany przez operatora. Natomiast tuż przed najbardziej ekscytującymi momentami twórcy, aby uwiarygodnić prezentowane sceny, zwykle ustami bohaterów zaznaczają, że zaraz obejrzymy nagrania z ukrytych minikamer. Można więc spokojnie rozsiąść się w fotelu i bez większych zgrzytów wczuć w opowiadaną historię. A przynajmniej tak powinno to wyglądać.

„Diler” to film podzielony na odcinki. Basterga i Lopez w 2017 roku zrealizowali pełny metraż pod tym samym tytułem i jest to ta sama historia. Została tylko poszerzona o kilka wątków i opowiedziana ponownie z nowymi aktorami. Łącznie trwa nieco ponad 100 minut, bo każdy z 10 epizodów liczy sobie około 10 minut (najdłuższy ma akurat 15). Tym samym, kiedy tylko zaczynamy się wczuwać w przedstawiane wydarzenia, a akcja nas porywa, nadchodzą napisy końcowe. Dlatego trudno mówić o zaangażowaniu emocjonalnym. Przyjęta przez twórców formuła nie do końca się sprawdza, chociaż czyni narrację bardziej dynamiczną. Z tego względu serial ogląda się całkiem przyjemnie, ale po seansie łatwo wzruszyć ramionami i o nim zapomnieć.

REKLAMA

Serial „Diler” obejrzycie na platformie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA