REKLAMA

Widzowie i krytycy toczą krwawą wojnę. Polem bitwy o blockbustery Disneya stał się serwis Rotten Tomatoes

Widzowie i krytycy nigdy nie byli do końca zgodni w swoich ocenach filmów. Produkcje doceniane przez jednych często były odrzucane przez drugich, bo gust to rzecz względna. W ostatnich latach widać jednak coraz większy podział między zdaniem dziennikarzy i fanów w ocenie dużych blockbusterów. Ofiarami tego sporu stały się Disney i Rotten Tomatoes.

disney filmy oceny
REKLAMA
REKLAMA

Filmowe agregatory opinii w swym podstawowym założeniu mają wypełniać trzy główne cele: być jak najszerszą bazą produkcji, masowym wskaźnikiem ich jakości oraz platformą do dyskusji dla oglądających. W świecie globalnych mediów społecznościowych równie mocno interesuje nas jak dany film ocenia profesjonalny krytyk, bliski znajomy i pełen ogół widzów. To dosyć sensowna strategia, gdy szukamy produkcji pasującej do naszego osobistego smaku. Ale od pewnego czasu już się nie sprawdza, bo w ciągu ostatnich kilku lat można zauważyć coraz mocniejszy konflikt między krytykami i zwykłymi widzami.

Platformy takie jak IMDb czy Filmweb nadal wypełniają rolę bazy filmów, ale coraz trudniej za ich pomocą połapać się co do ich jakości. A dyskusje obecnie przeważnie przeistaczają się w kłótnie, oskarżenia o trolling i wyszukiwanie opłaconych botów. Najlepiej widać to na przykładzie serwisu Rotten Tomatoes, gdzie olbrzymie rozbieżności w średniej ocen dziennikarzy i posiadaczy normalnego konta stały się plagą.

Obie grupy najczęściej spierają się co do oceny filmów... Disneya. Spośród ostatnich produkcji wytwórni tylko garstka (głównie dzieła MCU) była oceniane podobnie.

Różnice w podejściu do kina między krytykami i widzami nie są niczym nowym, ani przesadnie dziwnym. Profesjonalni znawcy kina zwracają uwagę na inne elementy, często atakują produkcje za drobiazgi, potrafią też być bardzo nieobiektywni w swym wyborze. Modny reżyser często może liczyć na znacznie cieplejszą ocenę od dziennikarzy branżowych mediów, a przecież dochodzą do tego jeszcze prywatne znajomości i układy. Widzowie z kolei często nie wychodzą poza kategorię „rozrywki” i zadowalają się łatwym zaspokojeniem potrzeb wizualnych czy emocjonalnych.

disney filmy oceny class="wp-image-315594"

Jest jednak coś dziwnego w sytuacji, gdy fani i krytycy tak często rozmijają się w ocenach tych samych filmów. I nie chodzi wcale o to, że ci pierwsi zawsze oceniają surowiej. Wcale nie. Gdy dziennikarzom publikującym na Rotten Tomatoes coś się akurat bardzo podoba, to widzowie z kolei są do produkcji nastawieni bardzo negatywnie. Warto przyjrzeć się bliżej ocenom kilku ostatnich filmów od Disneya (pierwsza liczba dotyczy procentowego wyniku Tomatometer, a druga średniej wyciągniętej z ocen użytkowników):

  • Król Lew - 52% kontra 88%
  • Toy Story 4 - 97% kontra 94%
  • Aladyn - 57% kontra 94%
  • Dumb0 - 47% kontra 51%
  • Mary Poppins powraca - 79% kontra 66%
  • Ralph Demolka w internecie - 88% kontra 65%
  • Kapitan Marvel - 78% kontra 55%
  • Avengers: Endgame - 94% kontra 91%
  • Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi - 91% kontra 44%

Spośród wybranej dziewiątki głośnych i popularnych produkcji Disneya z ostatnich lat tylko w trzech przypadkach mamy do czynienia z podobnymi ocenami.

Nie byłoby więc prawdą stwierdzenie, że obie strony sporu nigdy nie dochodzą do porozumienia. Choćby w ocenie produkcji z 3. fazy Marvel Cinematic Universe są stosunkowo zgodni (ale produkcje powstałe w tym okresie cieszą się wysoką średnią ocen również na IMDb i Filmwebie). Do gustu nieszczególnie przypadł im z kolei „Dumbo”, a obiektywnie bardzo dobre „Toy Story 4” wszyscy przyjęli z otwartymi ramionami.

Mimo wszystko jest jednak coś dziwnego w sytuacji, gdy największa i najlepiej zarabiająca wytwórnia tak często tworzy dzieła przyjęte skrajnie negatywnie przez znaczną część odbiorców. Można się też zastanawiać, czy oceny na agregatorach opinii nadal mają jakiekolwiek znaczenie, przy wyborze filmu, na który idziemy do kina. Większość spośród wymienionych filmów odniosła duży sukces finansowy. Problem pojawia się dopiero, gdy obie strony walki na Rotten Tomatoes są równie krytyczne (patrz: „Dumbo”).

disney filmy oceny class="wp-image-315603"

Nie zawsze jest też tak, że kasowa porażka wiąże się z porażką artystyczną. Jednym z największych problemów Disneya w ostatnich latach były bardzo słabe wyniki spin-offa o Hanie Solo w światowym box office. Ale ten film został zbojkotowany przez fanów z powodów niezależnych od swojej jakości, o czym świadczą wyniki 70% i 64% na Rotten Tomatoes.

Gdyby chodziło tylko o Disneya, to konflikt można by złożyć na karb kontrowersyjnej strategii firmy. Ale tak nie jest.

Widzowie i dziennikarze zupełnie rozminęli się w ostatnich latach również z ocenami „Venoma” (51% różnicy), „Warcrafta” (50%), „To my” (32%), „Ave, Cezar!”(42%) czy „Bright” od Netfliksa (58%). Z kolei konflikty wokół „Kapitan Marvel” i „Ostatniego Jedi” znacznie przekroczyły zwyczajowe dyskusje na temat kopiującego własne pomysły Disneya. Przy okazji promocji i premiery tych filmów padły oskarżenia o działalność rosyjskich botów, seksizm i rasizm oraz wykorzystywanie farm trolli. Nawet szefowie Rotten Tomatoes odnieśli się do problemu, zmieniając zasady oceniania filmów w swoim serwisie. Oczywiście przyjęta przez firmę taktyka niewiele pomogła, bo w żaden sposób nie rozwiązuje podstawowego problemu Rotten Tomatoes: przyznanie jednej gwiazdki daje tam ten sam efekt co danie pięciu, a z kolei ocena 6/10 równa się tej 10/10.

REKLAMA

W ramach jednego systemu oceniania są to jednak równe warunki. Dlaczego więc powstają aż takie rozbieżności. Powodów takiego stanu rzeczy może być kilka. Po pierwsze, oczekiwanie od filmu zupełnie różnych rzeczy. Dobrym przykładem jest tu „Venom”. Właściwie nikt, kto widział ten film nie będzie go wstanie nazwać arcydziełem. Ale dla fanów przeciwnika Spider-Mana nie miało to żadnego znaczenia. Czekali na film o Venomie od wielu lat i w końcu go dostali, więc nie ma dla nich tak wielkiego znaczenia, czy przeciwnik był sensowny i czy Tom Hardy grał na miarę swoich możliwości. To samo można odnieść w stronę „Warcrafta”, który też miał zadowolić bardzo konkretną grupę odbiorców.

Dla widzów znacznie mniej istotne jest też, czy tworzący danym film reżyser jest w Hollywood lubiany czy nie. Jeżeli idą na horror, to chcą się bać, a jeżeli na komedię, to wysłuchać dobrych żartów. „To my” straszyło bardzo krótko i dosyć przewidywanie (jeden z grzechów głównych współczesnych horrorów), ale ponieważ Jordan Peele ma teraz swoje pięć minut, to otrzymał doskonałe recenzje. Bracia Coen z kolei od dawna są ulubieńcami środowiska filmowego, ale jakie to ma znaczenie dla widzów, którzy nudzili się na ich nowym filmie? Żadnego. W przypadku remake'ów Disneya mamy zaś do czynienia z walką między pragnieniem nowości a nostalgią. Całą sytuację można więc spróbować logicznie wyjaśnić, co nie zmienia faktu, że problem z każdym rokiem się intensyfikuje. A tracą na tym osoby dopiero rozpoczynające przygodę z kinem, bo nie mają możliwości rzetelnego zweryfikowania jakości filmu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA