"Dom Gucci" Ridleya Scotta wylądował właśnie w HBO Max. Ta filmowa opowieść nie jest pozbawiona wad, ale z drugiej strony pełna jest naprawdę świetnych kreacji aktorskich i prawdziwego uroku. Jeśli macie obejrzeć dziś wieczorem jeden film, to odpalajcie HBO Max, nie zawiedziecie się.
OCENA
Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.
Bazujący na książce Sary Gay Forden film "Dom Gucci" Ridleya Scotta nie jest, jak niektórzy mogli przypuszczać, historią morderstwa Maurizia Gucciego. To campowa, momentami naprawdę zabawna opowieść o bolączkach wielkich rodzinnych spółek, obsesjach, żądzach i bogactwie. Niedoskonała, ale pełna uroku. I fenomenalnych występów aktorskich.
Ridley Scott dostarczył widzom film, jakiego nikt by się po nim w 2021 roku nie spodziewał. "Dom Gucci" to wrota do pociągającego świata pełnego przepychu, kiczu i przesady. Pstrokaty, intensywny, campowy - oto włoski szyk pełną gębą. Esencja Gucci przełożona na język filmu, do występu w którym wszechstronna pop-gwiazda, performerka i dziedziczka spuścizny Madonny - Lady Gaga - była stworzona.
"Dom Gucci" przedstawia wycinek historii włoskiego domu mody z perspektywy dziedzica, Maurizia Gucciego (Adam Driver), którego rodzinny biznes nieco przerasta, oraz jego żony, Patrizii Reggiani (Lady Gaga). Jest też opowieścią o związku tych dwojga - rozpoczyna się chwilą poznania, a kończy zleconym przez Patrizię morderstwem męża.
Dom Gucci: recenzja filmu
"Dom Gucci" to - tylko i aż - pierwszorzędna rozrywka; niewolna od wad, ale i w pełni wykorzystująca swoje najsolidniejsze komponenty. Nie będę zbyt odkrywczy pisząc, że za lwią część walorów produkcji odpowiada obsada, dzięki której kolejne interakcje między postaciami - potyczki słowne, ckliwe wyznania, fałszywe sojusze - rosną do rangi kolażu niezależnych spektakli. Na zmianę zabawnych, przejmujących, niepokojących - i zawsze angażujących. Po serii ról "od niechcenia" najbardziej włoski Al Pacino jako Aldo Gucci powraca z klasą i podniesioną głową, zręcznie operując ciepłem, stanowczością i ironią. Jeremy Irons jako zgorzkniały Rodolfo onieśmiela władczością, Adam Driver stawia na powściągliwość - ale nie daje się przyćmić.
Jeden z dwóch najważniejszych (i najbardziej polaryzujących widownię) występów należy niewątpliwie do Jareda Leto - od dłuższego czasu wiadomo, że charakteryzacja na potrzeby filmu zmieniła go nie do poznania, ale to jego aktorska interpretacja nieszczęśnika Paolo sprawia, że przywłaszcza sobie uwagę widza i nie dzieli się nią z nikim innym. Nadekspresja, szarża, przesadny (ale i przekonujący!) włoski akcent i zestaw manier - Leto wydaje się, obok Gagi, najlepiej rozumieć nowy film Scotta, dzięki czemu tak doskonale wpasowuje się w jego styl. Można oczywiście uznać, że podobna groteska w kontekście postaci w rzeczywistości dość tragicznej to nieporozumienie. Ja tymczasem miałem wrażenie, że interpretacja Leto na domiar wszystkiego ułatwiła empatyzowanie z Paolem.
Odsuńmy na bok spory o zasadność nakłaniania aktorów do mówienia z obcym akcentem - ostatecznie i tak każdy z członków obsady brzmiał inaczej, a Jeremy Irons w ogóle miał to gdzieś. Tu najmniej przekonała mnie Gaga, której akcent (rzekomo ćwiczony przez długie miesiące) przypominał bardziej rosyjski niż włoski. I jest to mój jedyny zarzut wobec jej roli.
Patrizia Lady Gagi ewoluuje wraz ze swoimi kostiumami - od uroczej, skromnej i czarującej dziewczyny po żądną krwi i pewną siebie zdobywczynię. Trudno powiedzieć, czy filmowa Patrizia była taka od samego początku, pozwalając widzieć ją taką, jaką chciała być widziana - gdy, dajmy na to, rozkochiwała w sobie Maurizia - czy może napędzany przez wróżkę strach o utratę pozycji z czasem urósł do rangi obsesji, która motywowała ją do manipulacji, walki o demontaż firmowej hierarchii, a ostatecznie zlecenia zabójstwa. Scott na szczęście nie pozbawił Reggiani swoistego tragizmu.
Gaga jest zjawiskiem: czaruje i owija sobie wokół palca filmowych bohaterów i całą widownię.
Jest idealną kompozycją dowcipu, stylu i lekkiej pogardy. Każda sekunda jej występu jest wiarygodna, wyrazista i zapadająca w pamięć. W swej drugiej w życiu dużej roli błyszczy na tle aktorów o ugruntowanej pozycji w Hollywood czy wręcz legendarnym statusie.
Na poziomie narracyjnym "Dom Gucci" to, niestety, bałagan, z całą paletą niepotrzebnych scen i niedopieszczonych wątków. Jest to też prawdziwy miks nastrojów - w tym przypadku Scott naprzemiennie operuje skrajnościami, wywołując dysonans. Łapie wiele srok za ogon, nie angażując się w żadną z perspektyw i nie potrafiąc się zdecydować, co w tej opowieści jest tak naprawdę istotne.
Nie szkodzi: bajzel wynagradza dbałość o soczyste szczegóły, a siłą napędową naszego zaangażowania, poza obserwacją aktorskich wyczynów, jest kolorowy i głośny spektakl nieustannie wędrującej władzy i wbijanych w plecy noży. Ten pełen luzu, energii i nieco prześmiewczy portret znanej całemu światu rodziny, który zdaje się doskonale rozumieć specyfikę niedostępnej zwykłym śmiertelnikom rzeczywistości, na ponad dwie i pół godziny pochłonął mnie bez reszty. Takiego Ridleya Scotta się nie spodziewałem, ale - jak się okazało - właśnie takiego potrzebowałem.
Film obejrzysz już w HBO Max.
Tekst został opublikowany oryginalnie w listopadzie 2021 roku.
Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.