REKLAMA

Filmy są nudne, bo ludzie boją się, że zostaną „skasowani” za to, co naprawdę myślą – twierdzi Donald Glover i ma rację

Donald Glover AKA Childish Gambino po przerwie wrócił na Twittera. Nowymi wpisami od razu prowokuje do dyskusji. Kulturalnie, ale dobitnie skrytykował współczesną telewizję i kino, przy okazji odnosząc się do zjawiska cancel culture.

donald glover cancel culture nuda opinia
REKLAMA

Donald Glover, prawdziwy człowiek renesansu (aktor, komik, producent, reżyser, scenarzysta, raper, wokalista, tekściarz...), odnoszący sukcesy chyba w każdej dziedzinie, w której próbuje swych sił, obecnie pracuje nad trzecim i czwartym sezonem swojego nagradzanego i docenionego przez widzów i krytyków serialu pt. „Atlanta”. Pandemia opóźniła rozpoczęcie zdjęć, które po długiej przerwie w końcu wystartowały w Londynie w zeszłym miesiącu. Wkrótce ekipa odwiedzi też Amsterdam i Paryż. Premiera odbędzie się zapewne w 2022 roku.

REKLAMA

W reakcji na głosy zachodnich dziennikarzy, narzekających w społecznościowych mediach na zmęczenie recenzowaniem „nijakich filmów i seriali”, Gambino napisał kilka komentujących tę kwestię tweetów.

Donald Glover pokusił się o krótką diagnozę kondycji współczesnego kina i telewizji, a także powiązania jej z cancel culture, czyli kulturą unieważnienia.

Jego tweety zdają się otwierać dyskusję i zachęcać do komentowania:

Tak zaczął, a jego wpisy po połączeniu w całość brzmią:

Nie da się ukryć, że kultura unieważnienia, czyli inaczej społeczny ostracyzm, ma dwa oblicza. Nie da się ukryć, że w poszczególnych przypadkach tzw. cancel wydaje się słusznym działaniem, zrozumiałym i motywowanym szlachetnymi pobudkami.

Trzeba jednak pamiętać, że wykluczając ze świata publicznego osoby, których nie tylko zachowania, lecz także opinie czy pojedyncze wypowiedzi bywają niezgodne z pewnymi normami, nie da się uniknąć przypadków niesprawiedliwie wyrządzonych krzywd, przesady czy pomyłek. Ostatecznie autorów kilku słabych tweetów sprzed lat czasem spycha się w zapomnienie na równi z tymi, którzy dopuścili się czynów dalece gorszych, czasem karalnych. Tym samym cancel culture może doprowadzić do wykluczenia osób, które niekoniecznie zasługują na zestawienie ze skrajnymi przypadkami. Nieodłącznym elementem tego wykluczenia jest dyskredytacja zasług w danej dziedzinie (np. filmowej) i zaprzeczanie słuszności oddzielenia dzieła od jego twórcy (co jest tematem na zupełnie inną dyskusję).

Niezależnie od tego, po której stronie barykady się znajdujemy, sugestia Glovera, jakoby artyści stali się przesadnie asekuracyjni w obawie przed tego typu ostracyzmem (o pozwach nie wspominając), nie jest bezpodstawna.

Daleki jestem od przytaknięcia opinii, wedle której we współczesnych sztukach wizualnych dominuje nuda, a eksperymentów coraz mniej, jest jednak więcej niż pewne, że w czasach, w których jeden instagramowy post może zrujnować czyjąś karierę, twórcy mogą stawać się bardziej zachowawczy i ostrożni.

Jedni potwierdzają, że cancel culture niejednokrotnie okazała się przesadnie krzywdząca, ograniczająca debatę i negatywnie odbijająca się na sztuce. Inni, również w komentarzach u Gambino, zwracają uwagę, że jeśli nie jesteś w stanie tworzyć bez atakowania innych, to czy to, co robisz, może być nazywane sztuką?

REKLAMA

Choć często dotyka tych, którzy sobie na to zasłużyli, kultura unieważnienia zmusza do zadawania pytań o granice w sztuce. Zwraca też uwagę na trend ferowania bezwzględnych internetowych wyroków, które bywają najzwyczajniej w świecie niesłuszne. W tym wypadku jedynym ratunkiem wydają się powściągliwość, sceptycyzm i wątpliwości, bo tylko dzięki wątpliwościom publika nie staje się krwiożerczą tłuszczą z pochodniami i widłami.

Oscarowe i głośne tytuły możesz obejrzeć w CHILI za darmo dzięki nowej promocji Logitech – sprawdź

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA