Pojedynki nie odbywają się w pustynnych pejzażach, tylko w lasach, zoo, czy miejskiej infrastrukturze. Panowie nie siedzą w saloonach, a palą papierosy i zatapiają smutki w alkoholu, spotykając się w zaciszu domowych salonów. „Eastern” to western, w którym Dziki Zachód zastępuje Cywilizowany Wschód.
OCENA
Piotr Adamski zabiera nas do maczystowskiego świata, który opływa testosteronem, pachnie tytoniem i alkoholem, a momentami nawet prochem strzelniczym. Rządzą w nim mężczyźni. To oni narzucają zasady dynamiki życia społecznego. Nie są jednak typowymi kowbojami, chociaż aspirują do tego miana. Ich rzeczywistością rządzi prawo silniejszego. Kierują się honorem, a ten, jak dowiadujemy się z pierwszej sceny, jest czymś bardzo delikatnym. Można bowiem zranić czyjś honor, odmawiając przyjęcia jego chleba, nie podając mu ręki, czy obrażając jego bliskich. Z tego powodu panowie bardzo często sięgają po broń i stają do kolejnych pojedynków.
Ze względu na ciągłą pogoń za śmiercią mężczyźni są teraz nieobecni, bo zginęli podczas jednego z licznych starć albo w ich trakcie zostali postrzeleni i będą kalekami do końca swoich dni. Ich przesiąknięte maczyzmem podejście staje się ironiczne, bo w ten czy inny sposób są niepełni. Mimo to próbują odgrywać rolę patriarchów. Taki właśnie jest Nowak. W miarę rozwoju akcji okazuje się kolosem na glinianych nogach. Jakiś czas temu wszedł w konflikt z Kowalskim. I chociaż udało mu się go zabić, topór wojenny nie został zakopany.
Szekspirowską narrację o zwaśnionych rodach Adamski zamyka w ramach patriarchalnej dystopii.
Lekcje opowiadania historii ewidentnie pobierał z filmów Jorgosa Lantimosa. Jego najchętniej wykorzystywaną figurą retoryczną są niedomówienia. Nie określa dokładnie czasu akcji, nie podaje wprost zasad obowiązujących w przedstawianej przez niego rzeczywistości ani nie wyjawia, co dokładnie poróżniło Kowalskiego i Nowaka. Wykreowany przez niego świat wydaje się przez to odległy, a jednocześnie niebezpiecznie bliski.
Reżyser co chwilę ucieka w stronę uniwersalnej antycznej tragedii. Wszyscy bez wyjątków poddają się ludzkim słabostkom i namiętnościom, sprowadzając na siebie kolejne nieszczęścia. Grzechy ojców przechodzą tu na córki. Nastolatki sprzeciwiają się obowiązującemu systemowi. Chcą złamać zasady i zerwać narzucone im etykiety zachowania. Nieustannie ciąży jednak nad nimi fatum. Każda decyzja niesie ze sobą katastroficzne w skutkach konsekwencje. Dziewczyny nie są więc w stanie uciec przed czekającym je przeznaczeniem.
Klara Kowalska zabiła już syna Nowaka, więc zgodnie z obowiązującym prawem teraz czeka ją pojedynek z jego córką Ewą. Nie jest do niego przygotowana. Chociaż chętnie korzysta z różnych rodzajów broni, biegle się nimi posługuje i lubi się swoimi umiejętnościami popisywać, wprawiając w zakłopotanie dorosłych mężczyzn, w rzeczywistości jest przestraszona. Jej potencjalna przeciwniczka również nie chce, aby doszło do konfrontacji, bo nawet jeśli by wygrała, czeka ją kolejne starcie, i kolejne i tak bez końca. Łączą więc siły i obmyślają plan, mający pozwolić im wyrwać się z tej nakręcanej śmiercią spirali. Ich relacja od początku jest w takim samym stopniu podszyta strachem i nieufnością co fascynacją i zaciekawieniem.
19-letnia Paulina Krzyżanowska i 27-letnia Maja Pankiewicz bezbłędnie trafiają we wszystkie tony i wygrywają każdą emocję, jaka targa ich bohaterkami.
Zwykle zachowują się stonowanie, a wręcz zachowawczo, ale potrafią uwydatnić najdrobniejsze poruszenie drżącym lub stanowczym głosem równie dobrze co samym wzrokiem. Nawet jeśli na planie nie przyprawiały siebie nawzajem o dreszcze, to z łatwością przeszyją widza na wylot, wzbogacając seans mrowieniem na plecach. Nie brakuje między nimi erotycznych wibracji, które najmocniej uwydatnia portretowanie ich wspólnie w wąskich, ciasnych kadrach, kiedy są ekstremalnie do siebie zbliżone.
Zdjęcia stają się tu pełnoprawnym narzędziem narracyjnym. Operator Bartosz Nalazek konsekwentnie buduje kontrast między przedstawianymi terenami miejskimi a landszaftami. Wewnątrzkadrowa przestrzeń jest tak zagospodarowana i pokazywana, abyśmy w tych pierwszych dusili się i szukali jakiegokolwiek miejsca do zaczerpnięcia powietrza, a w drugich oddychali pełną piersią i czuli się wolni. Narasta więc napięcie między pierwiastkiem męskim utożsamianym z cywilizacją i żeńskim, czyli naturą. Adamski przy użyciu każdego możliwego środka pyta tutaj o kobiety. O ich rolę w ukształtowanym przez mężczyzn społeczeństwie. O ich prawo do decydowania o samych sobie. O granice ich indywidualności. O słuszność narzuconego im obowiązku dostosowania się do określonych zasad.
Jednocześnie reżyser zadaje też pytania o drugą stronę medalu. O zachowania określane od końca lat 80. terminem „toksyczna męskość”. O uzasadnienie oddziaływania jej mitopoetyckiego wymiaru na współczesne relacje międzyludzkie. Debiutujący w pełnym metrażu twórca piętnuje ją i krytykuje. Nie rzuca jednak prostackimi oskarżeniami i unika nieznośnej dydaktyki. Niuansuje wszystkie podejmowane przez siebie tematy i portrety psychologiczne swoich bohaterów, szukając usprawiedliwienia dla ich zachowania. Nie podaje jasnych odpowiedzi, ale wnioski, jakie sami możemy wyciągnąć z jego filmu, nie będą nikogo napawać optymizmem.
Tym samym film „Eastern” nie jest ani łatwy, ani przyjemny.
Jest wręcz trudny i wymaga od widzów ciągłego zaangażowania i wysiłku interpretacyjnego. Aby można było złożyć fabułę w spójną całość, szare komórki muszą pracować na pełnych obrotach od początku do końca. Pełno tu sensacyjnych atrakcji. Nie dość, że bohaterowie często sięgają po broń, to nie brakuje też zuchwałej kradzieży, pościgu czy porwania. Jednakże Adamski odziera je z rozrywkowych konotacji. Cały czas wylewa swoją fabułę z ram gatunkowych konwencji i robi wszystko, aby nie dało się jej jednoznacznie zaszufladkować. Nie boi się przy tym odważnych eksperymentów. Z różnych konwencji wybiera jedynie motywy i zabiegi, które mu pasują i filtruje je przez swoją wrażliwość. Nie znalazł co prawda jeszcze własnego języka. Bez wątpienia go szuka, ale czy jest na dobrej ku temu drodze, będziemy mogli stwierdzić dopiero po drugim filmie.