REKLAMA

Macie dość bożonarodzeniowego kiczu? 2. sezon serialu „Facet na święta” to propozycja dla was

W serwisie Netflix można już zobaczyć 2. sezon serialu „Facet na święta”. Pośród przesłodzonych komedii romantycznych na Boże Narodzenie, ta kameralna historia o poszukiwaniu miłości jest jak powiew świeżego powietrza. 

facet na swieta 2 netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Po rozczarowaniu, jakie przyniosła popularna w Polsce komedia romantyczna Netfliksa pt. „Kalifornijskie święta”, miło było w końcu obejrzeć trzymającą poziom produkcję w bożonarodzeniowym klimacie. Taki właśnie jest norweski serial „Facet na święta”, którego drugi sezon przed weekendem trafił do biblioteki serwisu Netflix.

„Facet na święta 2” trzyma poziom pierwszego sezonu

To już drugie spotkanie widzów z Johanne (w tej roli przeurocza Ida Elise Broch), czyli główną bohaterką serialu „Facet na święta”. Po otwartym i niedopowiedzianym zakończeniu pierwszego sezonu było właściwie oczywiste, że twórcy nakręcą drugą część.

I bardzo dobrze — podobnie jak w pierwszym sezonie, tak w nowej odsłonie norweskiej sagi o poszukiwaniu miłości gdzieś na zaśnieżonej skandynawskiej ziemi mamy do czynienia z historią, która niejednokrotnie wzrusza i bawi do łez, udowadniając jednocześnie, że bożonarodzeniowe produkcje nie muszą uginać się od kolorowych girland, mikołajów i reniferów, żeby oddać magiczny klimat świąt.

Czy Johanne w końcu znalazła swojego nornika preriowego?

Na to pytanie wam nie odpowiem, bo musiałabym was tym samym pozbawić zabawy ze śledzenia miłosnych potyczek głównej bohaterki. Podpowiem tylko, że przez cały 2. sezon Johanne musi zmierzyć się z trudnymi pytaniami o to, jak rozumie dobrze funkcjonujący związek i ile jest w stanie poświęcić na drodze do jego stworzenia.

Pamiętacie słynny wątek z „Przyjaciół”, gdzie Phoebe nazwała Rossa i Rachel „homarami” (symbolizującymi wierną, stałą relację)? W serialu Netfliksa zamiast homarów pojawiają się norniki preriowe i nie jest to jedyne nawiązanie do popularnej sagi o przyjaciołach z Nowego Jorku.

„Mieliśmy przerwę”: odwieczny problem serialowych związków

Jeśli już o Rossie i Rachel mowa, to fani serialu na pewno kojarzą inny znany motyw, czyli ciągnącą się niemal przez wszystkie sezony batalię o to, czy zakochani w sobie bohaterowie mieli „przerwę”, czy nie. Chodzi tu oczywiście o przerwę w związku i różne podejście do niej obu stron: czy podczas związkowej pauzy można się spotykać z innymi kandydat(k)ami na chłopaka lub dziewczynę?

W „Facecie na święta 2” to pytanie również towarzyszy Johanne, a odpowiedź na nie zaskoczy widzów.

Ci sami bohaterowie, inne dylematy

W 2. sezonie „Faceta na święta” pojawiają się ci sami, znani z pierwszej części bohaterowie: Johanne towarzyszą znajomi z pracy w szpitalu (łącznie z przystojnym lekarzem Henrikiem, w którego wciela się Oddgeir Thune), podobnie jest też w wątkach rodzinnych.

Sprawa jest o tyle trudna, że główna bohaterka musi skonfrontować się nie tylko z podupadającym małżeństwem rodziców czy zawiłymi relacjami z rodzeństwem, ale również z wyprowadzką ukochanej przyjaciółki i współlokatorki Jørgunn (znakomita Gabrielle Leithaug). Gdzieś w tle pojawia się również wątek byłego chłopaka Johanne, czyli Christiana, a także sporo młodszego od niej Jonasa, który swego czasu mocno zawrócił bohaterce w głowie.

Na czym polega fenomen „Faceta na święta”?

Choć wydawać by się mogło, że im więcej bożonarodzeniowych błyskotek i patosu, tym lepiej, to właśnie minimalistyczny skandynawski serial zaskarbił sobie wielką sympatię użytkowników platformy streamingowej Netflix (nie dziwi więc fakt, że tytuł znalazł się na 6. miejscu w rankingu TOP 10 najchętniej oglądanych w Polsce produkcji serwisu). W czym tkwi sekret tego niepozornego miniserialu?

Wielkim plusem jest tu skandynawski, kameralny klimat — większość widzów (no, może nie większość, ale na pewno spora część) na pewno tęskni za śnieżnym krajobrazem w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, a w norweskiej produkcji otrzymujemy go w naprawdę przyzwoitej dawce. Jeśli dodać do tego nieśpieszny klimat niewielkiego miasteczka i specyficzne poczucie humoru, to otrzymujemy w efekcie idealne warunki do tego, by stworzyć zimową opowieść o miłości.

Kolejnym walorem „Faceta na święta” jest swoista bezpruderyjność (w sumie charakterystyczna dla skandynawskich postępowych społeczeństw), z jaką Norwegowie traktują kwestie, które nad Wisłą nadal są pewnego rodzaju tabu: tu nikt nikogo nie rozlicza z liczby partnerów seksualnych, pielęgniarki w szatni bez zażenowania dyskutują o wibratorach i orgazmach, a za nadużycie alkoholu podczas imprezy albo spalenie świątecznego puddingu nie przyszywa się od razu łatki patologicznego hedonisty czy lekkoducha.

Wreszcie, twórcy serialu kładą duży nacisk na przesłanie, które można by sprowadzić do słowa „różnorodność”. Tu perfekcyjnie złożone serwetki przy wigilijnym stole czy sylwestrowe stylizacje mają drugorzędne znaczenie, a na pierwszym miejscu stawia się przestrzeń na emocje.

W dobie wyidealizowanych świątecznych pocztówek, niezwykle uwalniające jest to, że w „Facecie na święta” przy świątecznej kolacji mile widziani są wszyscy: i ci, którzy już odnaleźli sens życia i mają uporządkowaną codzienność, ale również ci, którym wcale nie jest do śmiechu.

I to właśnie dzięki takiej zwyczajnej, ludzkiej, pełnej wpadek i nieporozumień historii świątecznej, uśmiechnąć się mogą sami widzowie: w końcu perfekcyjne święta zdarzają się tylko w katalogach Ikei.

2. sezon serialu „Facet na święta” obejrzycie na Netfliksie.

REKLAMA

*Zdjęcie główne: Netflix/mat.pras. 

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA