Atmosfera "Detektywa" przeniesiona na karty powieści. "Galveston", Nic Pizzolatto - recenzja sPlay
"Galveston" to jedna z tych książek, od których niełatwo się oderwać, choć w zasadzie trudno powiedzieć dlaczego. Brak w niej cliffhangerów, brak porywającej akcji. A jednak wykreowana przez Nica Pizzolatto atmosfera sprawia, że kolejne strony chłonie się pasjami, a opowieść zostaje w głowie na długo po zakończeniu lektury.
Są dwa powody, dla których mam kłopot, by zacząć tę recenzję. Po pierwsze "Galveston" przeczytałem dość niedawno i emocje wciąż we mnie buzują. Po drugie, czuję się w pewien sposób onieśmielony - to trochę tak, jak gdyby ktoś kazał mi zaopiniować prozę Cormaca McCarthy'ego, George'a Orwella albo innego z moich literackich mistrzów. Niezręcznie jest mi się wypowiadać, gdy podskórnie czuję, że mam do czynienia z dziełem totalnym, być może arcydziełem, i brak mi pewności, czy aby na pewno stanie mi argumentów, by to uzasadnić.
Niemniej spróbuję, bo bardzo chciałbym was zachęcić do lektury - gdyż "Galveston" jest tego wart - a nie zrobię tego, poprzestając jedynie na powyższym akapicie. Zatem - ad rem!
Głównym bohaterem powieści jest Roy Cady, dwumetrowy osiłek, którego specjalnością jest odzyskiwanie pieniędzy od niesolidnych dłużników za pomocą nie do końca zgodnych z literą prawa metod: zastraszania, groźby czy pobicia to dla niego chleb powszedni. Cady jednego dnia dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory i zostaje wystawiony przez swojego szefa - cudem udaje mu się wymknąć z zasadzki, w której miał zostać zamordowany. Wraz z młodą kobietą, której przypadkiem uratował życie, podejmują desperacką próbę ucieczki. Ta zaprowadzi ich do najpodlejszych knajp i moteli, zamieszkiwanych przez przegranych i życiowo nieporadnych ludzi.
Wbrew pozorom "Galveston" nie jest thrillerem o pościgu za Royem, choć ten wisi w powietrzu. Istotą fabuły jest tu właśnie sama ucieczka i przemiana Cady'ego, którą ona prowokuje. To historia, którą można odczytywać na kilku poziomach i która paradoksalnie najmniej sprawdzi się jako rasowy kryminał. Ta utrzymana w stylu noir powieść o cierpieniu, winie i odkupieniu hipnotyzuje atmosferą i wwiercającym się w mózg, mocnym, ale pięknym językiem. Nie ma w niej strzelanin, bijatyk, wybuchów, nie ma tajemniczych trupów i skomplikowanego dochodzenia, czyli wszystkiego tego, czego moglibyśmy oczekiwać po tym gatunku.
Nic Pizzolatto to urodzony w 1975 roku amerykański pisarz, scenarzysta i producent filmowy. Jest autorem scenariuszy do "Dochodzenia" ("The Killing") oraz "Detektywa" ("True Detective"). "Galveston" to jego debiutancka powieść, która w 2015 roku doczeka się ekranizacji. W roli Roya Cady'ego zobaczymy Matthiasa Schoenaertsa.
Jeśli oglądaliście "Detektywa", wiecie o czym mówię. Tam też gęsty klimat buduje i spaja całą opowieść, która dzięki niemu staje się czymś więcej niż mdłą powiastką o złych ludziach. I tak w "Galveston", jak w "Detektywie", to postaci są najważniejsze - ich decyzje, motywacje i zachowania. Cady to protagonista złożony, skomplikowany, niełatwy w ocenie. Bezwzględny bandyta ze skrupułami, jakkolwiek nielogicznie zdaje się to brzmieć. A każdy napotkany przez niego bohater jest osobą słabą. Przegraną. Sfrustrowaną i zrezygnowaną. Powinniśmy nimi gardzić, czy im współczuć? Jeśli nawet nie sami sprowadzili na siebie taki los, czy zasługują na kpiny, bo nie potrafią już podnieść się z kolan?
"Galveston" to nie tylko świetna książka, to także rodzaj specyficznego, katartycznego doświadczenia. To rzecz trudna do przetrawienia, choć podana w lekkiej formie. To pozycja, w której zakocha się każdy fan "Detektywa". To lektura nie dla każdego, choć każdy powinien ją przeczytać. Niezwykła. Absolutna.