REKLAMA

Pixar znowu rządzi! "Gdzie jest Dory". Recenzja sPlay

Pixar naprawdę rzadko kiedy zawodzi. Kontynuacja "Gdzie jest Nemo", mimo iż powstała 13 lat po oryginale, ma w sobie tę samą magię i emocje.

Gdzie jest Dory recenzja filmu
REKLAMA
REKLAMA

Zawsze gdy słyszę, że jakiś sequel powstaje nieoczekiwanie po 5, 10 czy 15 latach, to podchodzę do zagadnienia z nutą ostrożności i wątpliwości. Nawet w sytuacji, w której mamy do czynienia z magikami z Pixara. I choć, mają oni na koncie wspaniałą serię "Toy Story" (moim zdaniem, każda kolejna cześć była coraz lepsza), to przytrafiła im się też i mała wpadka, w postaci animacji "Auta" i jej kontynuacji. Po prawdzie, "Auta" to, ogólnie mówiąc, najsłabsza pozycja w ich artystycznym CV, ale tak czy tak, szanse na to, że "Gdzie jest Dory" okaże się sequelem godnym wspaniałego oryginału wynosiły pół na pół.

Na szczęście tym razem się udało i to bardzo. Akcja dzieje się rok po wydarzeniach z "Gdzie jest Nemo" i jak sam tytuł wskazuje, skupia się na postaci rybki Dory, która cierpi na zaniki pamięci krótkotrwałej. Wraz z Nemo i jego ojcem Marlinem, postanawia ona wyruszyć ku wybrzeżom Kaliforni, by znaleźć swoich rodziców.

Oczywiście, w kwestii fabuły od razu nasuwają się oczywiste podobieństwa względem "Gdzie jest Nemo". Ale w tym przypadku nie stanowi to wielkiego problemu.

Artyści z Pixara z wielkim wyczuciem zadbali o to, by ponownie przenieść publiczność w przepiękny i tajemniczy podwodny świat, jawiący się niemal jak inna planeta.

Mistyka oceanu była jednym z elementów stanowiących o wyjątkowości poprzedniego filmu, tak samo jest i w przypadku "Gdzie jest Dory". A o tym, że wygląda to wszystko olśniewająco, to właściwie chyba nawet nie muszę pisać. Humor po raz kolejny oparty jest na zabawnych sytuacjach i dialogach, na szczęście nie silących się, by koniecznie komentować w jakikolwiek sposób sytuację społeczno-polityczną i bez nadmiernych nawiązań do popkultury, które już przy trzecim "Shreku" zaczynały być nużąco przestarzałe. Akcja jest wartka, a pod sam koniec przyjdzie nam oglądać sekwencję na autostradzie samochodowej, której nie powstydziłby się niejeden hollywoodzki blockbuster. Słowem, dobra zabawa dla całej rodziny.

gdzie_jest_dory_recenzja class="wp-image-70868"

Uczynienie z postaci Dory głównej bohaterki filmu, to również ciekawy zabieg. Jej przypadłość, polegająca na tym, że zapomina to, co wydarzyło się przed chwilą, jest kapitalnym motywem fabularnym, czyniącym akcję cały czas interesującą.

REKLAMA

Podkładająca jej głos w polskiej wersji językowej Joanna Trzepiecińska jest po prostu kapitalna. Tworzenie sequela nie miałoby swojej racji bytu, gdyby poza powrotem dobrze znanych postaci, nie przedstawiono nowych. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się zrzędliwa i naburmuszona ośmiornica Hank i podkładający jej głos Andrzej Grabowski. W paru scenach usłyszymy też głos Krystyny Czubówny, jako... Krystynę Czubównę. W ogóle polski dubbing to już po raz kolejny światowa ekstraklasa.

"Gdzie jest Dory" może i nie ma tej samej świeżości co "Gdzie jest Nemo", ale to równie mocno piękna, zabawna i mądra przypowieść o rodzinie, przyjaźni i o tym, by nie bać się iść w życiu pod prąd oraz pozwolić sobie czasem na spontaniczność.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA