George R.R. Martin jara się serialem "Ród Smoka" i mówi, że jest lepszy niż jego książka. Już słyszę ten pisk fandomu
Jak wiemy, zbyt dalekie odbieganie od materiału źródłowego rzadko wychodzi adaptacjom na dobre. Jednym z tego dowodów jest choćby "Gra o tron" od HBO - im bardziej twórcy modyfikowali tę historię, tym gorszy stawał się serial, a gdy powieściowej bazy w ogóle zabrakło… wszyscy pamiętamy, jak to się skończyło. Tymczasem w nowym wpisie na swoim blogu George R.R. Martin przekonuje, że "Ród smoka" wręcz ulepsza książkową wersję. Czy możemy mu wierzyć?
Już w sierpniu HBO ponownie zabierze nas do Westeros - serial "Ród smoka", spin-off i prequel "Gry o tron", zbliża się wielkimi krokami. Adaptacja "Pieśni Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina okazała się światowym fenomenem i serialową rewolucją, choć jej ostatnie sezony powszechnie uważane są za artystyczną porażkę. Coraz bardziej transformujące oryginalną fabułę zabiegi wyrządziły produkcji wiele szkód, a gdy w końcu serial wyprzedził źródło, wszystko zaczęło się sypać.
Zawsze broniłem twórczą niezależność i powtarzałem, że od adaptacji wręcz oczekuję pewnych zmian, bo wymaga ich nowe medium, a poza tym odtwarzanie jakiejś historii jeden do jednego jest najzwyczajniej w świecie nieciekawe. Niestety, zbyt często okazywało się, że twórcy "odlatują", a wprowadzone przez nich niedorzeczne zmiany robią więcej złego niż dobrego (tak, "Wiedźminie", na ciebie patrzę).
George R.R. Martin znów zachwala Ród smoka
Nadchodzący "Ród smoka" bazuje na opowieści spisanej przez Martina w "Ogniu i krwi" - pisaliśmy już o entuzjazmie pisarza względem produkcji (widział sporo fragmentów). Teraz, w nowym wpisie na swoim blogu, twórca stwierdził, że to, co do tej pory obejrzał, wręcz "ulepsza" niektóre aspekty jego własnej pracy.
Oczywiście fakt, że chwali serial, w który jest twórczo zaangażowany, nie wydaje się niczym nietypowym - a jednak George R.R. Martin raczej nie bywał niepotrzebnie wylewny, potrafił też bywać zadziorny i uparty; raczej nie bał się mówić, co myśli. Jeśli zatem mówi, że "Ród smoka" pod pewnymi względami nawet przewyższa jego książkę, trudno przejść obojętnie obok takich słów.
W tym samym wpisie Martin zapewnia, że jest to "JEGO historia", tylko z pewnymi zmianami, które wymusił format serialowy. Poza tym chwali pogłębienie niektórych postaci:
Wichry zimy
A co z "Wichrami zimy"? Większość z was zapewne wątpi w to, że autor kiedykolwiek je wyda, a jeśli nawet to - pisząc w tym tempie - 73-latek raczej nie zdąży opowiedzieć swojej wersji tej historii przed śmiercią (przypominam, że nad tym szóstym tomem siódmej z założenia części cyklu pracuje już od 11 lat). Cóż, wiemy przynajmniej, że praca wciąż wre:
Tak, nadal pracuję. W końcu skończyłem serię rozdziałów Cersei, które bardzo mnie wymęczyły. Teraz zmagam się z Jaimem i Brienne. Praca posuwa się naprzód, choć nie tak szybko, jak wielu z was by chciało.
Martin o toksycznych fandomach
Pisarz udzielił też w ostatnim czasie wywiadu dla "The Independent", w którym w ostrych słowach (i z pełną słusznością) skrytykował toksyczne fandomy. Niezdrowe zamiłowanie do marki, które skutkuje nie krytyką, a hejtem na wszystko i wszystkich, którzy nie pokryją się z oczekiwaniami i wyobrażeniami jednostek, to problem wielu fanowskich środowisk.
Za poniższe słowa chętnie zbiłbym z Martinem piątkę, choć sprawa nie jest tak prosta - to oczywiste, że widz nie chce łykać każdego, nawet najgorszej jakości towaru tylko dlatego, że jest sygnowany jakąś marką. Rzecz w tym, że niezadowolenie przeradza się w nienawiść - gnębienie aktorów i twórców, wyzwiska i groźby w sieci, nienawistne komentarze i wiele więcej.