REKLAMA

Polski fandom raczej nie podziękuje za tę książkę. Ale po lekturze „Historii fandomowych” nie będziecie mu współczuć

Powstanie oddolnego ruchu fanów to wydarzenie, które na zawsze odmieniło kulturę popularną. Również w Polsce, gdzie kojarzony z science fiction i fantasy fandom powstawał w PRL-u. Początki subkultury fanów w swoim nowym reportażu opisał Tomasz Pindel. Czy warto sięgnąć po jego książkę?

historie fandomowe recenzja
REKLAMA
REKLAMA

W dobie współczesnej popkultury zjawisko fandomu teoretycznie nie powinno już nikogo dziwić. Dzisiaj to właśnie najbardziej zagorzali i oddani wielbiciele mają (przynajmniej na papierze) najwięcej do powiedzenia. To pod ich gusta, przekonania i tęsknoty kształtowane są: rynek hollywoodzkich blockbusterów, biblioteki serwisów VOD oraz oferty wydawniczych nowości. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, gdy nad całą sprawą pochylimy się nieco bardziej. Widać wtedy przede wszystkim olbrzymie podziały wewnątrz środowiska, sztywne i przestarzałe poglądy oraz brak zgody, co do współczesnego obrazu subkultury fanów.

Wszystkie te kwestie wychodzą również podczas lektury nowego reportażu zatytułowanego „Historie fandomowe”. Jego autor, Tomasz Pindel postanowił pochylić się nad historią powstania i rozwojem polskiego fandomu. Dziennikarz kolejno pokazuje początki najsilniej związane z działalnością najwierniejszych czytelników literatury science fiction, późniejszy bum na fantasy, a także poszerzanie się ruchu fanowskiego na inne gatunki i typy rozrywki. Wszystko to jest podlane społecznym komentarzem i osobistymi anegdotami osób tworzących polski fandom.

Podstawowy problem „Historii fandomowych” leży w obfitości wątków i narracji nastawionej na totalnych laików tematu.

Problem w tym, że ten legendarny mainstream odrzucający wszelkie przejawy fantastyki i całkowicie oderwany od przeżyć fanów to w dużej mierze melodia przeszłości, a nawet bardziej wytwór wyobraźni twórców tego gatunku. Wystarczy wybrać się na jakikolwiek duży konwent lub posłuchać dyskusji prowadzonej przez fantastów (zwłaszcza tych powiązanych z literaturą), żeby wiedzieć, że narzekanie na główny nurt to jedno z ich ulubionych zajęć. A także główny wątek „Historii fandomowych”, które Pindel niefortunnie wiąże głównie z głosami członków fandomu starej daty.

historie fandomowe recenzja class="wp-image-308215"

Na papierze ta decyzja wydaje się logiczna. Autor reportażu pragnął przede wszystkim pokazać korzenie ruchu fanów, a takie postaci jak Tomasz Kołodziejczak, Paulina Braiter-Ziemkiewicz, Jacek Inglot, Marek Oramus (i wielu innych bohaterów „Historii fandomowych”) stanowiły ważny element tej historii. Niestety, narzucone przez nich tematy poskutkowały lekturą, która jest jednocześnie niesatysfakcjonująca dla osób zaznajomionych z tematem, jak i skierowana do w dużej mierze wyobrażonego czytelnika, który nigdy w życiu nie słyszał o cosplayu, a fragmenty „Władcy Pierścieni” widział jedynie podczas oglądania reklam na TVN-ie.

Pisanie o tak zamkniętym i specyficznym środowisku oczywiście nie jest łatwe i należy zrozumieć nastawienie Pindela.

Osobie ze środka trudno pozbyć się osobistych uprzedzeń i patrzeć obiektywnie, a z kolei ludzie pozostający na obrzeżach ruchu fanów (do nich właśnie należy autor) mogą mieć problem z poradzeniem sobie z ego rozmówców. Nie jest tak, że Pindel nie podejmuje żadnych trudnych tematów czy nie próbuje pokazać grzechów polskiego fandomu. Słusznie skupia się choćby na seksistowskim traktowaniu pisarek, tłumaczek i fanek. Po drodze zalicza też jednak kilka merytorycznych wpadek (np. w błędny sposób definiuje różnicę między geekiem i nerdem) i pomija wątki ważne dla obecnego kształtu fandomu.

I mam tu na myśli termin pojmowany znacznie szerzej niż przez bohaterów „Historii fandomowych”, którzy uparcie trzymają się przy fantastyce i sci-fi w dodatku w wydaniu tylko książkowym. Ba, większość zwolenników science fiction wypowiadających się w reportażu wciąż traktuje fantasy z wyższością i pogardą (nie)godną lepszej sprawy. O fanach RPG, cosplayu czy seriali wypowiadają się za to w sposób tak negatywny, że współczesnemu wielbicielowi popkultury naprawdę trudno traktować ich poważnie.

historie fandomowe recenzja class="wp-image-308227"

Jakkolwiek więc autor książki miał trudne zadanie, to nie może czuć się w pełni usprawiedliwiony. Łatwo zamknąć kwestię fandomu do osób wybierających się na konwenty. Napisanie pod koniec mającego ponad dwieście stron reportażu kilku stron o cosplayerach, mandze i komiksach, a także grach wideo też nie może na nikim robić specjalnego wrażenia. Najzwyczajniej w świecie nie ma w tym nic odkrywczego.

W „Historiach fandomowych” brakuje pogłębionego spojrzenia na rozwój popularności zachowań dawniej zarezerwowanych dla fandomu.

REKLAMA

Przedstawianie tej subkultury z punktu widzenia konwentów (a właściwie konwentu, bo głównie z perspektywy Pyrkonu) to wizja spóźniona o kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Wybuch ogólnopolskiej popularności fanfików to czasy pierwszych forów związanych z „Harrym Potterem” i „Władcą Pierścieni”, potężne wejście mangi do Polski to okres, gdy debiutowały „Naruto” i „Bleach”, a karcianki rozgrywane są w domowych zaciszach od dobrej dekady. Wszystkie te ruchy miały już swój szczyt, a teraz od dawna tworzą część globalnej popkultury i naprawdę nie szokują nikogo aktywnie korzystającego z internetu.

Dzieło Tomasza Pindela jest niestety bardzo spóźnione w swoim obrazie rzeczywistości. Oczywiście czytanie o sporach między Ziemkiewiczem, Kołodziejczakiem i Piekarą a Andrzejem Sapkowskim po opublikowaniu tekstu „Piróg, albo nie ma złota w Szarych Górach” i innych tego typu historiach zaciekawi niektórych. Z pewnością takie nastawienie do tematu ucieszy samych bohaterów tych wydarzeń, bo przecież fandom literackiej fantastyki wciąż gorąco przeżywa „zdradę” Orbitowskiego i Twardocha, choć przecież wydarzyło się to lata temu. A jednocześnie nie jestem pewien, czy na pewno spodoba się im przedstawiony przez Pindela obraz. Na kartach jego książki prezentują się bowiem aż nazbyt często jako osoby o poglądach ciaśniejszych niż przepaska biodrowa Conana Barbarzyńcy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA