Myślicie, że „Joker” nie ma nic wspólnego z historią Batmana? Znalezione przez nas nawiązania i easter eggi temu przeczą
Na portalu Rozrywka.Blog i w internecie można przeczytać opinię, że „Joker” nie jest typowym kinem superbohaterskim. To w dużej mierze prawda, ale wcale nie jest tak, że fani komiksów nie znajdą tu czegoś dla siebie. Film Todda Phillipsa jest pełen easter eggów i nawiązań do uniwersum Batmana, tworzy także własną wizję jego narodzin.
Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące fabuły „Jokera”.
„Joker” nie jest typową adaptacją istniejącego komiksu, w czym specjalizują się animowane filmy DC, ani nawet częścią większego uniwersum na wzór dzieł Marvel Studios. To pojedynczy film, który przedstawia własnego, oryginalnego bohatera i pokazuje jego przemianę w alternatywną wersję Jokera. Nie oznacza to jednak, że komiksowe korzenie zostają w dziele Todda Phillipsa wyrwane i wyrzucone poza fabułę i świat przedstawiony.
Wręcz przeciwnie - „Joker” podejmuje bardzo ciekawą dyskusję z uniwersum Batmana na wielu płaszczyznach. Czujne oko widza dostrzeże w ciągu nieco ponad dwóch godzin trwania produkcji liczne easter eggi, a sprawny umysł wychwyci bardzo interesującą dyskusję z dotychczasowymi mitami powszechnie akceptowanymi przez twórców i fanów dzieł z Mrocznym Rycerzem. Przede wszystkim w kontekście rodziny Wayne'ów.
Arthur Fleck nie jest typową wersją Jokera, ale wcale nie wyklucza to jego prawdziwości. Thomas Wayne i Alfred Pennyworth są kolei bardziej autentyczni niż kiedykolwiek.
Rodzice Bruce'a Wayne'a według olbrzymiej większości opowieści o Batmanie giną, gdy chłopiec jest jeszcze bardzo młody. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że idealizuje on postaci Thomasa i Marthy, starając się brać z nich przykład na wielu polach swojej działalności. Wydaje się jednak absolutnie naiwne, że scenarzyści komiksowi oraz twórcy dotychczasowych filmów z Batmanem również przedstawiają Wayne'ów jako pozbawionych wad filantropów, którym nie zależało na niczym innym poza dobrem Gotham. Thomas jest zdolnym lekarzem, biznesmenem, ojcem i politykiem w jednym. „Joker” stara się obedrzeć tę postać z idealistycznej otoczki i zbliżyć ją znacznie bardziej do realistycznego portretu nowoczesnej polityki i bogactwa.
Nie ma też nic dziwnego w tym, że kamerdyner obrzydliwie bogatej rodziny reaguje nieufnością, strachem i gniewem na pojawienie się kogoś takiego jak Fleck. Ludzie tego pokroju w naszym świecie zwyczajnie nie mają prawa zbliżać się do dzieci takich jak Bruce Wayne i Alfred grany przez Douglasa Hodge'a doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Filmowy Joker z kolei nie jest bezpośrednio oparty na żadnej wersji tej postaci, ale czerpie wyraźnie inspiracje z „Batman. Zabójczy żart”, „Powrotu Mrocznego Rycerza” i „Azylu Arkham”. W każdej z tych opowieści Joker (przed i po przemianie) jest człowiekiem skomplikowanym, uzależnionym od wizji własnej wielkości i jej odbicia w Batmanie, a przy tym wykazuje głęboki wewnętrzny smutek w pewnym stopniu niezależny od symptomów choroby psychicznej. Wbrew obawom części fanów nie mamy też tu do czynienia z jednoznacznym przedstawieniem genezy Jokera, bo lista możliwych interpretacji jest długa.
- Czytaj dalej: Chcecie dowiedzieć się więcej o różnych wersjach Jokera i jego origin stories? Wszystkie niezbędne informacje na ten temat znajdziecie w artykule na Rozrywka.Blog.
W filmie nie brakuje zresztą mniej lub bardziej oczywistych easter eggów związanych z tymi i innymi dziełami DC. W „Batman. Zabójczy żart” Joker opowiada, że kiedyś był aspirującym komikiem, a w „Powrocie Mrocznego Rycerza” zabija prowadzącego talk show podczas występu. Arthur Fleck większość swoich dni spędza w części Gotham, którą jak można sądzić po ironicznych graffiti, mieszkańcy nazywają Amusment Mile. Tak samo zatytułowany był park rozrywki, w którym Joker tymczasowo zadekował się w dziele Alana Moore'a. Gangi ulicznych przestępców wzorujących się na Jokerze pojawiały się zaś wcześniej w serii gier wideo „Batman: Arkham” oraz serialu animowanym „Batman Przyszłości”.
„Joker” zawiera też wiele wizualnych nawiązań do innych seriali i filmów z Batmanem oraz przeciwników Mrocznego Rycerza.
Charakterystyczny znak zapytania na ścianie windy w Szpitalu Arkham (oczywiste nawiązanie do Azylu Arkham) zostawiany przez Riddlera został już dostrzeżony przez fanów po publikacji zwiastuna. Ale fragment telewizyjnego reportażu o superszczurach w Gotham może być mrugnięciem oka w stronę fanów mniej znanego wroga zamaskowanego mściciela - czyli Ratcatchera. Z kolei psycholożka zajmująca się przypadkiem Flecka nosi nazwisko Debra Kane, zapewne na cześć jednego z twórców pierwszego komiksu z Batmanem. Ciekawym easter eggiem jest wygląd liter w logo programu Live! With Murray Franklin - identyczny z tym użytym w serialu animowanym „Batman” z lat 90.
Nie jest wcale tak, że adaptacje Batmana nie podejmowały wcześniej wątków politycznych. Można je było znaleźć w komiksach Franka Millera, filmach Christophera Nolana oraz słynnej animacji „Batman: Maska Batmana”. Todd Phillips przeniósł jednak tę dyskusję na nowy poziom, tak żeby bliżej odpowiadała dzisiejszemu obrazowi świata. Nie zapomniał przy tym o wcześniejszych portretach Jokera.
Dlatego portret Murraya Franklina na ścianie przebieralni wygląda bardziej jak Jack Nicholson z „Batmana” Tima Burtona, a dwie sceny z samego końca filmu w bardzo wyraźny sposób nawiązują dialog z Jokerem w kreacji Heatha Ledgera. Najpierw widzimy lustrzane odbicie ujęcia z „Mrocznego Rycerza”, gdy główny antagonista tamtego filmu w swojej triumfującej chwili wystawiał głowę przez okno ukradzionego radiowozu. A chwilę później Arthur Fleck (a właściwie już Joker) maluje zakrwawionymi palcami szeroki uśmiech bardzo podobny do tego, który prezentował Ledger. Styl i krój garnituru noszonego przez bohatera „Jokera” w wyraźny sposób nawiązuje zresztą do jeszcze wcześniej inkarnacji tej postaci, czyli Jokera granego przez Cesara Romero z campowego serialu aktorskiego i filmu „Batman”. Film Phillipsa zdecydowanie nie ucieka więc od porównań do innych portretów Jokera.
„Joker” nie ignoruje komiksowych korzeni Batmana. On próbuje je uwspółcześnić i pokazać w nowym świetle.
Najlepiej świadczy o tym scena zabójstwa Thomasa i Marthy Wayne'ów. Ten ikoniczny moment pojawiał się w każdym możliwym medium reprezentowanym przez Batmana. Widzieliśmy go wielokrotnie w kinie, serialach, na kartach komiksów, w powieściach, a nawet w grach wideo. W „Batmanie” Burtona nierozerwalnie wiąże bohatera z przeciwnikiem, w „Batman - Początek” mówi więcej o młodym Waynie niż jego alter ego, a jego wpływ na zakończenie „Batman v Superman” wywołał olbrzymie kontrowersje.
„Joker” mógłby z powodzeniem zignorować tę część legendy Mrocznego Rycerza. Samo pojawienie się Wayne'ów nie musi przecież oznaczać związków z Batmanem, zwłaszcza że akcja filmu toczy się, gdy Bruce jest jeszcze mały. Twórcy filmu postanowili jednak w odważny sposób powiązać zamieszki wywołane pośrednio przez Jokera z wypadem Wayne'ów do kina na „Zorro, ostrze szpady”. Notabene, związek kalifornijskiego bohatera z Batmanem to również jedna z częstych składowych jego genezy.
Tym razem to nie sam Joker, ale jeden z jego naśladowców zabija Thomasa i Marthę. I nie robi tego nawet z chciwości. Właśnie w takich okolicznościach śmierć Wayne'ów nabiera bardziej aktualnego znaczenia w 2019 roku. Bo przecież czemu w normalnych okolicznościach tacy bogacze mieliby wchodzić do obskurnej uliczki? I dlaczego zwykły złodziej miałby zabijać dwójkę osób, tylko po to, żeby zabrać naszyjnik z pereł? Wersja „Jokera” pokazuje całą sytuację od innej strony, uwspółcześnia ją (mimo że toczy się w 1981 roku, na co wskazuje data premiery filmu o Zorro), ale nie zapomina też o szacunku do tradycji. Fani Mrocznego Rycerza naprawdę nie mogli prosić o więcej.