Kto zabił w serialu "Kasztanowy ludzik"? Kim jest morderca? Wyjaśniamy intrygę produkcji, którą obejrzysz na Netflix Polska.
Kto zabija w serialu "Kasztanowy ludzik" - to pytanie zdają sobie wszyscy widzowie skandynawskiego kryminału. Wyjaśniamy, kto jest mordercą w hicie serwisu Netflix. Jeśli jeszcze nie widziałeś serialu "Kasztanowy ludzik", wróć do tekstu po seansie.
"Kasztanowy ludzik" to zdecydowanie najpopularniejszy kryminał ostatnich tygodni na platformie Netflix. Wyprodukowana w Danii adaptacja powieści Sorena Sveistrupa opowiada o serii morderstw popełnianych na kobietach przez nieznanego sprawcę, który na miejscu pozostawia figurki zrobione z kasztanów. Przez cały czas trwania serialu aż do finałowego odcinka zastawiamy się nad pytaniem: "Kto zabija matki dzieci z problematycznych domów i dlaczego?". "Kasztanowy ludzik" wyjaśnia to na koniec z dosyć dużą wprawą i bez przełamywania wewnętrznej logiki opowieści, ale po obejrzeniu części lub całości produkcji warto mimo wszystko uporządkować sobie kilka najistotniejszych kwestii.
Pierwsza trudność w rozszyfrowaniu tożsamości zabójcy w duńskim miniserialu bierze się z dwojakości badanej tam sprawy kryminalnej. Główny wątek "Kasztanowego ludzika" dotyczy działalności wspomnianego seryjnego mordercy. Już w premierowym epizodzie pracująca dla kopenhaskiej policji Naia Thulin (w tej roli Danica Curcic) zostaje wezwana na miejsce brutalnej zbrodni. Ofiarą jest samotnie wychowująca syna kobieta, a pierwszym podejrzanym jej nowy narzeczony, przed którym niedługo wcześniej zmieniła zamki w drzwiach. Mężczyzna nie ma alibi, ale okrucieństwo mordercy wydaje się przerastać jego możliwości.
Kasztanowy ludzik - kto zabił?
W międzyczasie scenarzyści produkcji zarysowują drugi, pozornie niezwiązany z całością wątek. Duńska minister ds. społecznych Rosa Hartung (Iben Dorner) wraca do pracy po rocznej przerwie. Sprawą interesują się wszystkie krajowe media, bo córka polityczki została wcześniej porwana i podobno brutalnie zamordowana (choć ciała nigdy nie odnaleziono). Okoliczności powrotu Hartung są więc dalekie od normalności, a żal po stracie dziecka wcale nie zagasł. Wszystko to ma niebagatelne znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, obie sprawy kryminalne okazują się z czasem bezpośrednio powiązane. A po drugie z uwagi na główną motyw poruszany przez "Kasztanowego ludzika".
Wzorem innych skandynawskich kryminałów twórcy duńskiego miniserialu łączą sprawę morderstw z systemowymi problemami toczącymi kraje nordyckie. Chodzi przede wszystkim o zerwane więzy rodzicielskie, leniwą i nieskuteczną opiekę społeczną, a także wysoką cenę wiążącą się z postawieniem kariery na pierwszym miejscu. To w tych kwestiach kryją się prawdziwe motywy psychopatycznego mordercy. Naia Thulin i współpracujący z nią Mark Hess (Mikkel Boe Folsgaard) ciągle znajdują się dwa kroki za przestępcą, który wkrótce potem popełnia dwie kolejne zbrodnie.
Na miejscu każdej z nich zostawia nowe kasztanowe ludziki. Ich zagadka nadal nie jest klarowna, ale motywacje zabójcy już się takie stają. Morduje on kobiety, które według niego zawiodły jako matki. Pierwsza ofiara nie dostrzegła, że nowy partner molestuje jej syna. Druga tolerowała bicie dzieci przez ojca. A trzecia upijała się w towarzystwie córki. Co więcej, na wszystkie trzy wpłynął wcześniej donos do opieki społecznej. Pomimo coraz lepszego oglądu sytuacji Thulin i Hess nie są jednak w stanie złapać mordercy, bo ten z dziwną dokładnością jest w stanie ominąć zastawione na niego pułapki.
"Kasztanowy ludzik" w tym miejscu podaje widzom ważny fałszywy trop.
Dochodzi bowiem do kolejnego porwania dziecka Rosy Hartung. Tym razem policja jest w stanie zlokalizować jej syna, ale na miejscu zastaje martwy porywaczy. Komisarz uznaje, że byli oni winni wszystkich zbrodni i chce zamknąć sprawę. Thulin, Hess i sama Hartung czują jednak, że to zbyt wygodne rozwiązanie. Każde z nich rozpoczyna śledztwo na własną rękę i powoli dochodzą do tego, że rozwiązanie zagadki kryje się w przeszłości pani minister. Największą poszlakę stanową zaś zostawiane przy ciałach ofiar kasztanowe ludziki.
Rosa Hartung sama była w przeszłości dzieckiem z rozbitej rodziny, ale została adoptowana przez kochającą ją parę. W pewnym momencie jej adopcyjni rodzice przyjęli jeszcze chłopca i dziewczynkę mających za sobą traumatyczne przeżycia. Rosa czuła zazdrość z powodu okazywanych im uczuć i poskarżyła się matce, że przyjęty chłopak ją molestował. Doprowadziło to do usunięcia bliźniąt i oddania ich kolejnej parze. Problem w tym, że to było wierutne kłamstwo.
W międzyczasie Thulin dowiaduje się, że kasztany użyte przez mordercę mogą pochodzić tylko z trzech bliskich sobie lokalizacji. Z kolei Hess dochodzi do wniosku, że obecne morderstwa mają związek ze sprawą z 1987 roku. Od prowadzącego ją policjanta dowiaduje się, że miejscowa rodzina wykorzystywała seksualnie i torturowała bliźnięta Toke i Astrid Beringów. Później wszyscy jej członkowie poza wspomnianą dwójką zostali zamordowani. Trzy śledztwa spotykają się w jednym punkcie i wychodzi na jaw, że to Toke jest poszukiwanym zabójcą.
Kasztanowy ludzik - kto zabija?
Netflix ostatnią rewelację zachowuje w rękawie na koniec przedostatniego odcinka.
Okazuje się, że chłopak zmienił po drodze imię i nazwisko, a także... zaczął pracę w policji. Jego obecna tożsamość to zaś Simon Genz, współpracujący z Thulin i Hessem od początku śledztwa szef kopenhaskiej kryminalistyki. Problem w tym, że to właśnie w jego towarzystwie detektyw udała się na poszukiwanie właściwych kasztanów. W taki sposób rozpoczyna się prawdziwy wyścig z czasem, od którego zależeć będą losy całej czwórki głównych bohaterów oraz porwanej przed rokiem córki Rosy Hartung. Zakończenie finałowego odcinka polecamy jednak obejrzeć już na własną rękę.
* Autorką zdjęcia głównego jest Tine Harden / Netflix.