Schwarzenegger kojarzy się przede wszystkim z rolami w widowiskowych, legendarnych już filmach akcji pokroju Terminatora, Predatora czy Commando. To jednak bardzo wszechstronny aktor, a komedie są jednym z jego ulubionych gatunków.
Polska publiczność zapewne nie kojarzy Tarana Killama, gwiazdy amerykańskiego Saturday Night Live. Wkrótce jednak będzie miała okazję poznać bliżej jego twórczość. Powodem będzie debiut reżyserski artysty. I to nie lada debiut, bowiem udało mu się przekonać do współpracy samego Arnolda Schwarzeneggera. Aktora, który wręcz został stworzony do tej roli.
Killing Gunther, bo taki tytuł nosi wspomniany wyżej debiut, to opowieść o najlepszym zabójcy wszech czasów, który staje się celem dla wszystkich innych płatnych morderców. Problem w tym, że Gunther jest na tyle dobry w swoim fachu, by mieć w nosie mściwą konkurencję. I traktuje ją w sposób podobny do tego, w jaki Kevin potraktował włamywaczy, gdy został sam w domu. Tyle że z uśmiechem na ustach i – mam nadzieję – cygarem w ustach.
Film ma się pojawić 20 października w „czołowych usługach VoD”, przy czym nie jest jasne, w których konkretnie. A tym bardziej nie jest jasne, co będzie z polską premierą. Mam jednak nadzieję, że dane mi będzie zobaczyć tę produkcję. Bo jeżeli istnieje coś równie fajnego co Arnie z giwerą, to jest to jego poczucie humoru. A tu dostaniemy i jedno i drugie.
Killing Gunther to nie jedyna komedia akcji z Arnoldem Schwarzeneggerem.
Komediową stronę naszego podstarzałego już mięśniaka mogliśmy poznać filmach Junior czy Bliźniacy. Dla mnie Arnie jednak musi dzierżyć w ręku giwerę. Jego role w kultowych już filmach akcji tak głęboko wryły mi się w podświadomość, że gdy nie widzę miniguna u jego boku, to czuję dyskomfort.
Na szczęście w oczekiwaniu na Gunthera mamy do naszej dyspozycji coś więcej, niż zabawne one-linery w jego poważniejszych filmach akcji czy anegdoty z planu o jego psikusach na ekipie filmowej . Mam tu na myśli dwie komedie akcji, które z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn zostały zmiażdżone przez krytyków. Ja przy nich bawiłem się do łez.
Bohater ostatniej akcji
Pierwszy z uwielbianych filmów opowiada o dzieciaku, który dostaje w prezencie magiczny bilet do kina pozwalający mu na przeniesienie się do świata filmu, na który ów bilet został wykorzystany. Jego idolem jest Jack Slater, przerysowany bohater kina akcji, który jedną ręką jest w stanie pokonać połowę złoczyńców w mieście. W rolę Slatera wciela się oczywiście Arnie. Bohater ostatniej akcji to cudowny pastisz filmów akcji tamtych lat, pełen dystansu do siebie samego i całego Hollywood. A Arnold Schwarzenegger w bardzo dowcipny sposób parodiuje swoje poprzednie role, czego namiastkę widać w zwiastunie. Bonusowo: film ma świetną ścieżkę dźwiękową:
Prawdziwe kłamstwa
To ciekawy film nie tylko z uwagi na wspólny mianownik omawianych tu produkcji, jakim jest bardziej wyluzowany Schwarzenegger. To też jedyna komedia w dorobku Jamesa Camerona, a więc reżysera kojarzonego raczej z poważnymi produkcjami pokroju Avatara, Titanica czy Terminatora. Arnie w Prawdziwych kłamstwach wciela się w rolę tajnego superagenta zwalczającego najgroźniejszych terrorystów na świecie. Jego praca jest tak ściśle tajna, że nie wie o niej nawet jego żona. Gdy główny bohater dowiaduje się, że ukochana jest nim znudzona, bo ma go za prostego sprzedawcę komputerów, postanawia upozorować misję szpiegowską i uwikłać w nią swoją małżonkę, by w kulminacyjnym momencie ją uratować i stać się w jej oczach bohaterem.
Plan przybiera nieoczekiwany obrót, gdy prawdziwi wrogowie porywają ukochaną bohatera. Poza olbrzymią dawką dobrego humoru Prawdziwe kłamstwa – jak zawsze w przypadku Camerona – były kolejnym przełomowym filmem jeśli chodzi o efekty specjalne.