Ten film na Max okazał się jednym z najlepszych thrillerów, jakie widziałem w ostatnich latach
Jest sobie na Max pewien kanadyjski dreszczowiec, którego fabułę moje neurony wertowały jeszcze długo po seansie. „Czerwone pokoje” to jeden z najlepiej napisanych i zrealizowanych thrillerów, jakie trafiły na ekrany w ostatnich latach - dlatego też chciałbym zwrócić na niego waszą uwagę.
„Czerwone pokoje”, thriller psychologiczny Pascala Plante, debiutował na festiwalu w Karlowych Warach nieco ponad rok temu. Po komercyjnej premierze w Kanadzie trochę musieliśmy sobie poczekać, aż obraz dotrze również do nas. Na szczęście od kilku tygodni można go znaleźć w ofercie Max - i serdecznie polecam po niego sięgnąć. Dlaczego? Po kolei.
Montreal. Modelka Kelly-Anne bierze udział w procesie oskarżonego o morderstwo Ludovica Chevaliera, który transmitował na żywo zabójstwo trzech młodych kobiet. Chevalier miał dokonać tego za pośrednictwem „Czerwonego pokoju” (prawdziwa urban legend), czyli możliwego do odnalezienia za pośrednictwem przeglądarki Tor miejsca w sieci, w którym można obejrzeć takie właśnie streamy - za dużą opłatą. Mężczyzna nie przyznaje się jednak do winy.
Po pierwszym dniu rozprawy bohaterka zaczyna drążyć sprawę i coraz bardziej obsesyjnie węszyć. Mimo braku jednoznacznych dowodów, penetruje zakamarki dark webu w poszukiwaniu kluczowego nagrania snuff. Dlaczego? Nie wiemy dokładnie, jaki jest jej cel, z czego wynika cała ta obsesja. To szalenie precyzyjna, abstrakcyjnie doskonała, niemal nieludzka, cicha postać. Być może sama czerpie satysfakcję z oglądania podobnych materiałów, może szuka zemsty, może jest zwykłą fanką psychopaty, a być może jest po prostu znudzona życiem i szuka większych wrażeń. Poważnie - trudno powiedzieć. I dobrze. Bohaterka budzi bowiem chorobliwą ciekawość.
Czerwone pokoje - ten thriller dostępny na Max to doskonała propozycja na weekend
„Czerwone pokoje” to intensywne połączenie dramatu sądowego, thrillera cybernetycznego i kryminału. Kelly-Anne, mimo swojej zimnej i zdeterminowanej natury, nawiązuje niespodziewaną relację z Clémentine, młodą kobietą, która wierzy w niewinność Chevaliera. Kontrast między dwiema postaciami stanowi istotny element fabuły, ukazuje bowiem odmienne aspekty ludzkiej natury i psychologii grupy osób fascynujących się zbrodniami. Jak wiemy, zamiłowanie do filmów, seriali czy podcastów true crime jest niezwykle popularne, a i hybristofilia nie jest wcale tak rzadkim zjawiskiem.
Zresztą cały portret Kelly-Anne w wykonaniu Juliette Gariépy jest aż hipnotyzująco... socjopatyczny. Jej postać spędza bezsenne noce przed ekranem, a my możemy obserwować narastającą obsesję w jej ledwo tłumionej euforii i odrealnionych spojrzeniach. Plante potęguje intensywność tej kreacji, wykorzystując długie, ciche ujęcia, by odzwierciedlić emocjonalny dystans Kelly-Anne. Koniec końców staje się ona postacią bardziej niepokojącą, niż oskarżony - chodząca definicja banalności zła.
Szanuję, że choć obraz nigdy nie pokazuje żadnych aktów przemocy, Plante umiejętnie i skutecznie buduje głęboko niepokojącą atmosferę, utrzymując większość horroru w ograniczonej przestrzeni sali sądowej. Straszy to, co niewypowiedziane i niewidoczne, a napięcie wynika z zimnej formuły procesu sądowego. Reżyser wie, że zła nie trzeba obserwować, by je poczuć.
Czytaj więcej o filmach i serialach:
- "Rodzaje życzliwości": recenzja filmu, który skłóci widzów (radzę nic nie jeść przed seansem)
- Ona jest 10/10, ale można przy niej zwymiotować. "Substancja" to czyste horrorowe szaleństwo
- Max: co obejrzeć w weekend? 5 mocnych nowości od serwisu
- Co obejrzeć na Prime Video? Oto 5 porywających nowości platformy
- Netflix na weekend: top 5 najlepszych nowości od serwisu