„Schumacher” od Netfliksa miał pokazać prawdziwą historię mistrza, ale pozostawia ogromny niedosyt
Michael Schumacher był dla Formuły 1 tym, kim Michael Jordan dla koszykówki – ikoną, którą ekscytowały się również osoby totalnie nie zainteresowane sportem. Praktycznie każdy chłopak dorastający w latach 90. śmigał po biurku zabawkowym, czerwonym bolidem. Legendarny kierowca po swoim wypadku z 2013 roku został lekko zapomniany w szerszej świadomości. Teraz ma szansę odżyć na nowo za sprawą nowego dokumentu Netfliksa.
OCENA
W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej dokumentów o znanych („Diego” o Maradonie), lubianych („Ostatni taniec” ze wspomnianym Michaelem Jordanem) lub mniej lubianych („Lance” o kolarzu Lance Armstrongu) sportowcach. Są zwykle mocno stronnicze, bo powstają przy współudziale głównych bohaterów lub ich rodzin, ale zawsze wnoszą coś nowego do tematu lub pozwalają powspominać, że kiedyś to byli zawodnicy!
Dlatego też wielkie nadzieje budził też film „Schumacher” o sportowcu, którego nie trzeba nikomu przedstawiać – był siedmiokrotnym mistrzem świata Formuły 1 i trzeba by mieszkać w jaskini, by o nim nie słyszeć. Dokument miał pokazać niepublikowane zdjęcia i fakty, które rzucą nowe światło na postać jednego z najsłynniejszych Niemców. Czy tak się stało?
Dokument „Schumacher” to sztampowa biografia z gadającymi głowami.
Za scenariusz do dokumentu prawdopodobnie posłużyła strona na Wikipedii. Oglądamy całą historię w sposób liniowy – od wczesnego dzieciństwa, kiedy mały Michael pomykał na gokartach, aż do fatalnego w skutkach wypadku (o nim za chwilę). Oglądamy przebitki z toru, fragmenty konferencji, domowych nagrań z kaset (te momenty są akurat świetne), rozmowy z żoną Corinną, dziećmi i innymi zawodnikami w tym z jego rywalem Miką Hakkinenem.
Z perspektywy fana sportu, jest to zrealizowane bardzo po łebkach. Spora część filmu poświęcona jest dzieciństwu i erze Ferrari, więc już na pozostałe okresy po prostu nie starczyło czasu. Czas w którym ścigał się w barwach Mercedesa mignął na ekranie niczym Schumi na torze. Jego kariera spokojnie wystarczyłaby na wypełnienie serialu.
Jeżeli chcielibyśmy poznać Schumachera jako człowieka, to również możemy się zawieść. Owszem, wątek piętna jakie na nim odcisnęła śmierć Ayrtona Senny (brał udział w tym samym wyścigu, w którym brazylijski kierowca miał śmiertelny wypadek), jest świetnie przedstawiony.
Jednak poza tym to tak naprawdę laurka na cześć Schumachera, z której tak naprawdę nic więcej nie wynika. Jego osoba pozostaje dla nas takim samym odległym mirażem jak do tej pory. Zupełnie innego filmu doczekał się właśnie Senna – mowa o żywiołowym i emocjonującym dokument z 2010 r. przedstawia człowieka z krwi i kości, które ma także swoją mroczną stronę.
Oba filmy łączy to, że główni bohaterowie nie pojawiają się w nich osobiście. Senna z oczywistych względów - zmarł w 1994 roku. Niemiecki kierowca miał z kolei w 2013 r. roku wypadek na nartach w Alpach, w czasie którego uderzył głową w kamień. Cudem przeżył dzięki założonemu kaskowi. Przeszedł wiele operacji mózgu i po pół roku został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej. Od tamtego momentu nie wiemy o nim nic, a „Schumacher” nie dostarcza nam odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań.
W jakim stanie jest Schumacher po wypadku na nartach? Tego nie usłyszymy w filmie Netfliksa.
Z dokumentu dowiadujemy się pewnego szokującego faktu – Schumacher mógł uniknąć wypadku. W dniu wypadku stwierdził, że warunki na śniegu w Meribel są trudne i chciał polecieć do Dubaju, by oddać się jednej ze swoich ulubionych przyjemności, czyli skokom ze spadochronem. Ostatecznie jednak został z rodziną w górach. — Nigdy nie obwiniałam Boga za to, co się stało. To był ogromny pech, największy jaki można sobie wyobrazić — mówi w dokumencie Corinna Schumacher.
Niestety twórcy filmu i rodzina nie wyjawiają informacji, na którą czekali wszyscy widzowie – w jakim stanie jest teraz Schumi. Spekulacje trwają od lat. Po tak długim przebywaniu w śpiączce z pewnością nie jest już tym samym, wiecznie pogodnym człowiekiem. Zresztą jego żona Corinna sama mówi, że „wszystkim brakuje Michaela, ale on nadal tu jest. Może i jest inny, ale nadal jest z nami i to daje nam siłę”. Wiemy też, że mieszkają razem w jednym domu, a Michael przechodzi rehabilitację i robią wszystko by jego stan się polepszył.
Nie mówię, żeby epatować przykrymi zdjęciami cienia dawnego człowieka, ale skoro po tylu latach zabierany jest w końcu głos, to chyba wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, co się teraz dzieje ze sportowcem, którego poczynania śledziliśmy przez lata. Czy porusza się o własnych siłach? Czy mówi? Czy jest w ogóle świadomy? Wstrząsa mną myśl, że człowiek, który kochał ekstremalną prędkość, żyje teraz w jakby nieswoim ciele. Rodzina zdecydowała się chronić w dokumencie prywatność i dobrą pamięć o niepokonanym sportowcu. Na epilog tej historii przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Dokument „Schumacher” możemy obejrzeć online na Netfliksie.
* Zdjęcie główne: „Schumacher” / Netflix