REKLAMA

"Mój dług" spłacicie zażenowaniem. Oceniamy film o dalszych losach bohatera głośnego "Długu"

"Mój dług" opowiada losy Sławomira Sikory po wydarzeniach przedstawionych w głośnym "Długu". Film Krzysztofa Krauzego sprawił, że cała Polska żyła sprawą dwóch mężczyzn, którzy terroryzowani przez naciągaczy, zdecydowali się na desperacki krok. Teraz możemy zobaczyć dalszy ciąg tej historii. Czy jednak warto? Dowiecie się z naszej recenzji.

mój dług film premiera recenzja
REKLAMA

To aż zaskakujące jak zły jest "Mój dług". Zapewne okaże się komercyjnym hitem, ale wystarczyłaby odrobina artystycznej inwencji, aby był też filmem przynajmniej dobrym. W końcu mówimy tu o dalszych losach pierwowzoru jednego z bohaterów głośnego "Długu". Zobaczymy więc, co działo się ze Sławomirem Sikorą po wydarzeniach przedstawionych w produkcji sygnowanej nazwiskiem Krzysztofa Krauzego. Młody przedsiębiorca trafia do więzienia, a my obserwujemy jego losy aż do ułaskawienia przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Odcięcie się twórców od "Długu" wydaje się właściwym posunięciem. Oni robią osobną opowieść, ale bez porównań do filmu Krauzego się nie obejdzie. Dlatego bezsensowne okazują się retrospekcje wydarzeń poprzedzających osadzenie Sikory. W końcu Marcin Januszkiewicz jako czarny charakter nie ma w sobie nic z Gerarda. Gdy tylko Andrzej Chyra pojawiał się na ekranie, widz zaczynał zgrzytać zębami. Kiedy w "Moim długu" Greg ze swoim quasiłobuzerskim uśmieszkiem wchodzi w kadr, wzbudza co najwyżej politowanie. Grozi protagoniście, ciągnie go przywiązanego do samochodu, a żadnego terroru tu nie poczujemy.

REKLAMA

Mój dług - recenzja filmu

"Mój dług" to taki film na pół gwizdka. Denis Delić i Bogusław Job chcą nam opowiedzieć wszystko, przez co nie mówią praktycznie nic. W zamyśle mamy do czynienia z gatunkową opowieścią o odkupieniu. To właśnie spokoju ducha szukał Sikora, kiedy postanowił przyznać się do popełnionej zbrodni i wzięcia udziału w morderstwie swoich oprawców. Trafia do więzienia i już chłopięcym wyglądem odróżnia się od innych osadzonych. Dlatego na samym początku dowiaduje się od nich, że nie powinien "kopsać wity", ale by zdobyć ich szacunek, wystarczy podłączyć do prądu telewizor przyniesiony przez oddziałowego.

Nie spodziewajcie się brudu i ciężaru "25 lat niewinności. Sprawy Tomka Komendy". Obdrapane ściany więzienia są tu świeżo odmalowane, a zimno krat ociepla spojrzenie przez nie na gwiazdy. Sikora nie ma co prawda łatwo, ale dowiemy się tego z zaledwie dwóch, może trzech scen, kiedy współosadzeni każą mu patrzeć na gwałt na pedofilu, albo kiedy będzie spuszczał łomot pod prysznicem nieznanemu nam agresorowi. Poza tym twórcy skupiają się na protagoniście poszukującym odrobiny normalności w ekstremalnej sytuacji. Jak się dobrze zakręci, to nawet załatwi, żeby placówkę pełną niebezpiecznych przestępców przyozdobić sosnami na święta.

Mój dług - premiera - recenzja - zwiastun

Delić i Job chyba nie wiedzą, w jakie absurdy wpadają. Po kolei odhaczają kolejne punkty swojej opowieści, jakby chcieli postawić swojemu bohaterowi pomnik. Cierpią przez to drugoplanowe wątki. Kolejne postacie pojawiają się i znikają. Coś sobie pogadają, opowiedzą jakąś swoją historię, ale służą tylko temu, aby pokazać szlachetność Sikory, który bez względu na wszystko staje na straży wyznawanych wartości, czyniąc z siebie męczennika. Dlatego gdy dziewczyna zapewnia protagonistę, że będzie na niego czekać, on musi dumnie ją odtrącić.

Mój dług - czy warto obejrzeć polski film?

REKLAMA

Nikt tutaj nawet nie stara się oddać jakichkolwiek emocji. Wątki urywają się w najciekawszych momentach, przez co jedna połowa wzięta jest z kosmosu, a druga - pozbawiona sensu. "Mój dług" zżerany jest bowiem przez wszechobecny chaos. Nic więc dziwnego, że aktorzy nie próbują wycisnąć czegoś ze swoich postaci. Nawet wcielający się w główną rolę Bartosz Sak zdaje się recytować swoje kwestie, jakby brał udział w szkolnym przedstawieniu. Najlepiej na ekranie wypada tym samym Ryszard Kalisz, który gra samego siebie. To chyba najlepsze podsumowanie całego filmu.

Sikora czuwał nad projektem jako producent wykonawczy. Jego historia z pewnością warta jest opowiedzenia, o czym można się przekonać, czytając jego książkę. Bez wątpienia zasługuje ona jednak na lepszą adaptację. W tym wypadku nie warto zaciągać tytułowego długu, bo będziecie go spłacać zażenowaniem jeszcze długo po seansie.

"Mój dług" obejrzycie w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA