Polskie "Lśnienie" czy hermetyczna awangarda? "Monument" Jagody Szelc można już oglądać w serwisach streamingowych
"Monument" w reżyserii Jagody Szelc, który trafił już na Netfliska, a od jakiegoś czasu dostępny jest m.in. w VOD.pl. Ipli oraz Canal+ to z pewnością jeden z najciekawszych polskich filmów ostatnich lat.
OCENA
Niekoniecznie jest on ciekawy ze względu na fabułę, a bardziej nawet ze względów formalnych. "Monument" jest bowiem rzadkim przypadkiem filmu dyplomowego, który miał okazję najpierw trafić do kinowej dystrybucji, a następnie do telewizji (miał on swoją linearną premierę w CANAL+ Premium) i serwisów streamingowych. Teraz, kiedy trafił też na Netfliksa, dostępny jest już w większości platform VOD dostępnych w Polsce. I ciekawi mnie, jak widz Ipli czy Netfliksa odbierze tego typu kino.
Ze względu na to, że jest to film dyplomowy, jego budżet był bardzo mały (100 tys. zł., co jest kwotą potwornie małą w kontekście produkcji filmowej).
Aktorzy grali za darmo, też w ramach zaliczenia dyplomu. "Monument" do tego cechuje się typową dla tego rodzaju produkcji surowością połączoną z nieskrępowaną wolnością artystyczną.
Film dyplomowy to bowiem, zarówno dla reżyserów, operatorów czy aktorów ostateczny test ich umiejętności przed rozpoczęciem pełnej drogi zawodowej i tego, czego nauczyli się podczas lat spędzonych w szkole filmowej. Klasyczny egzamin, filmowy egzamin dojrzałości. Co ciekawe, polski widz otrzymał "Monument" już po tym, jak w rodzimych kinach pojawił się pełnoprawny debiut Jagody Szelc, czyli znakomita "Wieża. Jasny dzień". Ci, którzy mieli szczęście go obejrzeć, podchodząc do "Monumentu" wiedzieli, że mają do czynienia z nieprzeciętną artystką, która ma swój własny, oryginalny styl i coś ciekawego do opowiedzenia.
Choć "Monument" nie do końca przypomina "Wieżę. Jasny dzień". W obu filmach Szelc mierzy się z ludzką psychiką, emocjami, serwuje widzom wizualną psychoanalizę, przyglądając się swoim postaciom, tak w ujęciu indywidualnym jak i zbiorowym. "Wieża. Jasny dzień" była jednak filmem opartym przede wszystkim na tworzeniu atmosfery grozy schowanej w emocjach i metafizyce, do tego rozgrywającym się w przepięknych plenerach Kotliny Kłodzkiej.
"Monument" z kolei to już o wiele bardziej surowy, psychologiczny horror jak się patrzy, rozgrywający się w dusznych, zimnych i odhumanizowanych murach tajemniczego hotelu.
Trafia do niego grupka kilkunastu studentów hotelarstwa, by odbyć praktyki zaliczające. Na miejscu poznają niezwykle surową kierowniczkę hotelu, która zaczyna ich gnębić, a pracę w tym obskurnym miejscu zamienia w gehennę.
Można się w "Monumencie" doszukiwać licznych metafor, także tych związanych z ludzkim losem, tym jak łatwo dajemy się wtłoczyć w schematy i trybiki bezwzględnych maszyn. Można też odbierać ten film jako czyste ćwiczenie stylistyczne. Bo w dużej mierze nim jest. Tak aktorzy jak i sama pani reżyser dają ponieść się fali artystycznych pomysłów, raz udanych, innym razem niekoniecznie, sprawdzając w praktyce jak dobrze posługują się paletą swych umiejętności. Ta surowość "Monumentu" jest całkiem odświeżająca, ale też na pewno jest hermetyczna, na tyle, że zapewne sporą część widowni zniechęci. Tym bardziej, że jest to kino ekspresji twórczej, a niekoniecznie koherentnej historii. Mieszają się tu style i gatunki.
Szelc przechodzi od naturalizmu do surrealizmu, od dramatu obyczajowego po elementy horroru. Trochę tu "Lśnienia", trochę "Mechanicznej pomarańczy", trochę "Pikniku pod wiszącą skałą" w przybrudzonej wersji polskiej.
Całość składa się na dobrą sprawę z licznych scenek rodzajowych, w których wychodzą na wierzch mroczne wspomnienia bądź cechy psychiki bohaterów. Ci z kolei nie są zarysowani nadmiernie wyraźną kreską, bo po prostu żaden z nich nie gra roli pierwszoplanowej.
"Monument" to z jednej strony wyraz studenckiej wolności artystycznej, ale z drugiej wydaje się on spętany własnymi ograniczeniami i założeniami. Brakuje mu spójnego kręgosłupa, bywa zbyt mętny, a jego niejednoznaczność po pewnym czasie przestaje intrygować, a zaczyna irytować. Jest to na pewno ciekawy film, szczególnie dla pasjonatów i smakoszy kina, którzy lubią obserwować artystyczną ewolucję twórców X muzy. A Jagoda Szelc to bez wątpienia jeden z najbardziej wyróżniających się głosów w polskim kinie i sądzę, że jeszcze nieraz o niej usłyszymy.