W kinach można już oglądać film "Kamienne pięści", w którym to Robert De Niro wciela się w trenera mistrza świata boksu Roberto Durana. Z okazji premiery filmu zebrałem najlepsze moim zdaniem filmy o bokserach jakie dane mi było zobaczyć.
Rocky z 1976 roku
Pisząc o filmach o bokserach nie sposób nie napisać o filmie, który rewitalizował cały podgatunek w drugiej połowie lat 70. Historia Rocky’ego Balboa poruszała swoją bezpretensjonalnością, prostotą, surowym realizmem, który zmieszany został z hollywoodzką bajką o tym, że marzenia się spełniają, jeśli tylko usilnie o nie walczymy. To też jeden z tych filmów, który idealnie wstrzelił się w sytuację polityczno-społeczną Ameryki lat 70., w której zaczęły rosnąć na niespotykaną wcześniej skalę nierówności klasowe, a widmo bezrobocia coraz mocniej dawało o sobie znać. Także samo Hollywood znajdowało się wówczas w dość szorstkiej sytuacji finansowej, więc "Rocky" był poniekąd metaforą samej branży filmowej. Ale tak czysto od strony filmowej, to Rocky nie tylko spopularyzował filmy bokserskie na nowo, ale też rozpoczął światową karierę Sylvestra Stallone’a (który jako reżyser i scenarzysta otrzymał za film Oscara).
Wściekły byk z 1980 roku
"Rocky" ujmował swoją ascetyczną bajkowością, natomiast "Wściekły byk" to już typowe filmowe arcydzieło. Poruszający dramat psychologiczny i wirtuozersko sfilmowany obraz pojedynków na ringu. Ciężko po krótce pisać o tym filmie, jego po prostu trzeba zobaczyć. Genialna reżyseria, mistrzowskie zdjęcia, jedna z najlepszych kreacji aktorskich w historii kina (i w karierze Roberta De Niro) - "Wściekły byk" właściwie nie posiada słabych punktów. Historia Jake'a La Motty autorstwa samego Martina Scorsese to coś więcej niż tylko film o boksie. To opowieść o dążeniu do wielkości za wszelką cenę oraz o wielkim upadku.
Za wszelką cenę z 2004 roku
Clint Eastwood to dość nierówny reżyser, ale czasem potrafi potężnie przywalić widzowi prawym sierpowym. Taki właśnie był "Za wszelką cenę". Pierwsza połowa filmu to klasyczny, świetnie zrobiony i zagrany film o boksie, tym razem w wydaniu z kobietą w roli głównej (kapitalna Hilary Swank, ostatnio mocno zapomniana). Natomiast druga część to już wgniatająca w glebę zmiana o 180 stopni, która powala widza na łopatki. Nagle, film z zwykłej historii o boksie jaką kino widziało nieraz, przeistacza się w rozrywający emocje dramat o zupełnie innej walce, o życie i godne prawo do śmierci. Piekielnie mocna rzecz.
Pożegnanie z ringiem z 1962 roku
Ten film, podobnie jak "Za wszelką cenę" stara się wyjść trochę poza schemat typowo bokserskiego kina i podjąć trochę szerszy i poważniejszy temat. W tym przypadku, jest nim cena poświęcenia dla sportu/kariery/pieniędzy. Głównym bohaterem jest Louis Riviera (wspaniale grany przez Anthony'ego Quinna), który musi mierzyć się z widmem końca swojej kariery bokserskiej i decyduje się na ostatnią walkę, nawet pomimo faktu, że grozi mu ona utratą wzroku. "Pożegnanie z ringiem" to więc w dużej mierze dramat człowieka, który widzi, że jego czas się kończy, i który nie boi się postawić na szali własnego zdrowia (a zagadnienia związane z dolegliwościami z jakimi borykają się poobijani bokserzy to też nieczęsto poruszana tematyka).
Huragan z 1999 roku
Moim zdaniem rola Rubina Cartera z filmu "Huragan" jest jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) ról Denzela Washingtona. Oczywiście Oscara za nią nie dostał, ale nie zmienia to faktu, że historia niesłusznie oskarżonego o morderstwo i odsiadującego wyrok kary śmieci boksera jest jedną z bardziej poruszających. Do tego "Huragan" obfituje w znakomicie sfilmowane sceny walk i jak już wspomniałem wcześniej, genialne aktorstwo. Washington portretuje nie tylko człowieka, który staczał bitwy na ringu, ale też walczącego o godność i odznaczającego się siłą woli i żelazną psychiką, która pozwoliła mu wytrwać w więzieniu przez 20 lat.
Człowiek ringu z 2005 roku
Ron Howard to jeden z najlepszych filmowych rzemieślników. Nie nazwałbym go w żadnej mierze artystą (choć ma na koncie parę niezwykłych filmów), ale niewielu filmowców potrafi tak sprawnie (formalnie i lirycznie) opowiadać obrazowe historie. Gdy więc Howard łączy swoje siły z Russellem Crowe nie mogło z tego wyjść nic innego jak kapitalnie sfilmowane bokserskie widowisko. To typowa opowieść o "amerykańskim śnie", ale wyróżnia ją atmosfera i surowe realia Ameryki lat 30. XX wieku oraz niemalże baśniowy klimat. Niektórych widzów może to drażnić i nie przypaść do gustu, ale ja dałem się porwać opowieści o Jimie Braddocku, bokserskim mistrzu, który po latach powraca na ring i przedstawiony w tym filmie został niemalże jak niezniszczalny superheros i protoplasta Supermana.
Fighter z 2010 roku
Chwilami sam się zastanawiam na czym polega fenomen tego filmu. Niby jest to schematyczna opowieść; niby to wszystko już było; całość jest świetnie zagrana (duet Christian Bale – Mark Wahlberg jest znakomity), a reżyseria formalnie stoi na wysokim poziomie, a jednak jakoś jest w "Fighterze" coś magnetycznego, coś co sprawia, że błyszczy on bardziej niż inne, w zasadzie podobnie poprawne filmy. A zaznaczę przy tym, że nie jestem jakimś wielkim fanem boksu.
Creed z 2015 roku
Zatoczymy teraz małe koło, skoro zacząłem od "Rocky’ego", to postanowiłem zakończyć na najnowszej odsłonie (a technicznie spin-offie) serii. Podobnie jak "Fighter", "Creed" również utkany jest z utartych schematów, ale kompletnie nie rażą, głównie dzięki dobremu scenariuszowi i świetnemu aktorstwu. Ciekawe jest natomiast podejście twórców do mitologii Rocky’ego, jako że "Creed" jest poniekąd opowiedzeniem tej historii raz jeszcze dla nowego pokolenia widowni, jak i również swoistym hołdem dla postaci Rocky’ego i jego filmowej tradycji.